Michał Jagiełło – „Wołanie w górach” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-08-02, 17:00
wolna licencja
„Wołanie w górach” ma podtytuł „Wypadki i akcje ratownicze w Tatrach”. I jasno to oddaje treść. Tej pozycji przez pomyłkę nie kupi nikt, kto Tatrami zainteresowany nie jest. Najwyraźniej osób zainteresowanych jest jednak wiele (widać to zresztą w samych górach), bo mam właśnie przed sobą już ósme wydanie tej książki. Wydawnictwo określa ją jako bestseller i chyba ma rację.
reklama
Michał Jagiełło
Wołanie w górach
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2012
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
844
Format:
150x205mm
ISBN:
978-83-244-0188-8

Zacznijmy od szczypty statystyki. W ciągu ostatnich 100 lat w Tatrach zginęło już ponad 900 osób. Rannych i potrzebujących pomocy były po prostu tysiące. Mimo że Tatry, a zwłaszcza ich polska część, zajmują niewielką powierzchnię, co roku zadeptywane są butami ponad 3 milionów turystów. Tak przynajmniej szacuje Tatrzański Park Narodowy i oczywiście liczba ta odnosi się tylko do gór po naszej stronie granicy. W tej sytuacji ofiary w ludziach są nieuniknione i pracy ratownikom z pewnością nie zabraknie. Recenzowana książka opowiada o ciekawych i dramatycznych wypadkach na tatrzańskich szlakach i bezdrożach, ale też w ten sposób uczy przyszłych turystów, jak nie trafić do kronik ratowniczych TOPR (Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego).

Skoro już piszę o wypadkach: przedstawiane są tu zarówno te z odległej przeszłości (nawet z XIX wieku), jak i całkiem współczesne. Zarówno taternickie, turystyczne, narciarskie, jak i jaskiniowe. Akcje polegające na ratowaniu rannych, zabłąkanych lub opadłych z sił turystów, ale też sprowadzanie w doliny osób, które znalazły się w takim miejscu, że boją się zrobić choć krok. Opisane są także poszukiwania zaginionych oraz, częstokroć niebezpieczne też dla ratowników, wyprawy po ciała zabitych.

Nawet bez liczenia gotów jestem stwierdzić, że przeczytać tu możemy po prostu o setkach takich spraw. Autor pisze między innymi o słynnych wypadkach z przeszłości, które zna każdy miłośnik Tatr – takich jak dramatyczna i przerażająca historia rodzeństwa Bandrowskich i Anny Hackbeilówny na zboczach Granatów w 1911 roku. O największych górskich tragediach, na przykład tej na Świnicy tuż przed wybuchem II wojny światowej, gdy wywołana uderzeniem pioruna lawina kamieni i wybuch paniki zabiły 6 osób, w większości dzieci. O wypadkach niezwykłych i takich powtarzających się co roku, a także o tych najnowszych, jak raptem zeszłoroczny upadek paralotniarza na śniegi Małołączniaka. Michał Jagiełło nie unika też szerokiego relacjonowania tych akcji ratowniczych, które sprowadzały potem na niego samego zmasowaną i ostrą krytykę ze strony bliskich ofiar, środowisk górskich, a nawet mediów. Za przykład może tu posłużyć m.in. zejście wgłąb Jaskini nad Kotlinami w 1970 roku czy zakończone klęską zimowe poszukiwania dwóch braci w rejonie Morskiego Oka i Doliny Pięciu Stawów w latach siedemdziesiątych. Jeden z nich zamarzł wtedy dosłownie 50 metrów od łatwego i uczęszczanego szlaku turystycznego, o którego istnieniu nie miał pojęcia.

reklama

Michał Jagiełło jest człowiekiem gór – był alpinistą, taternikiem, przewodnikiem górskim i ratownikiem TOPR (w latach 1972–74 nawet naczelnikiem TOPR). Wiedzę fachową – zarówno praktyczną jak i teoretyczną – ma więc bardzo szeroką. Ale jest też polonistą, pisarzem, publicystą, byłym wieloletnim wiceministrem i poetą. Zresztą nawet w treści książki odnaleźć można fragmenty świadczące o poetyckiej i wrażliwej duszy autora, przebijające przez zwykle dość beznamiętny styl opowiadania o kolejnych tatrzańskich dramatach. W każdym razie widać wyraźnie, że twórca „Wołania w górach” pisać umie i że całość nie jest tylko wypisem z ratownickich kronik. Tym bardziej zresztą, że pomiędzy niezliczone opisy wypadków i akcji ratowniczych zgrabnie wpleciono ustępy o specyfice pracy ratownika TOPR oraz o jego psychice podczas akcji.

Jakieś wady? Niełatwo mi było takowe znaleźć. Owszem, w książce można odszukać jakieś literówki („Gorczykowa Czuba” zamiast Goryczkowej Czuby), ale to na szczęście tylko wyjątki. Cena (63zł) jest z pewnością wysoka, ale pamiętać należy, że „Wołanie w górach” jest rozmiarów cegły. Ma blisko 850 stron i naprawdę wystarcza na wiele dni lektury. Z kolei obfitość tatrzańskich nazw geograficznych w tekście może powodować dezorientację czytelnika, jeśli po prostu na geografii Tatr się nie zna. Wtedy zdecydowanie doradzałbym pomaganie sobie mapą, bo sama książka niestety jest jej pozbawiona.

Najnowsze, recenzowane tu ósme wydanie, w porównaniu do poprzedniego (z roku 2006) zostało uaktualnione o opisy wypadków z ostatnich lat. Ale autor wprowadził gdzieniegdzie także inne zmiany, jak historia o podobno uratowanym w 1914 roku pod Zawratem Włodzimierzu Leninie. W sumie przybyło 67 stron i według mnie książka może być interesującą propozycją nawet dla czytelników jej poprzednich wydań, zwłaszcza tych starszych.

Próbując podsumować: treść jest ciekawa i pouczająca. Styl przystępny i wysokiej klasy. Strona edytorska też pozostaje bez zarzutu – książka jest szyta, a nie klejona, co wraz z twardą okładką zapewnia jej dużą żywotność. Osobiście do „Wołania w górach” jestem przekonany. Howgh.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

reklama
Komentarze
o autorze
Grzegorz Maculewicz
Absolwent Studium Medycznego. Miłośnik historii i znawca dwudziestowiecznych wojen na morzach i oceanach. Człowiek o najbardziej absurdalnym poczuciu humoru wśród stałych współpracowników „Histmaga”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone