Michał Bogacki: W naszej animacji nie edukujemy, my popularyzujemy historię. To nie jest to samo!

opublikowano: 2017-10-30 20:04
wolna licencja
poleć artykuł:
Jak nowe technologie i współczesne środki przekazu pomagają w popularyzacji historii sprzed tysiąca lat? Dlaczego postać św. Wojciecha była tak ważna dla polskiej państwowości? I czy rzeczywiście problem wiary w mit „Wielkiej Lechii” jest tak istotny jak się go często przedstawia? O tym i wielu innych kwestiach rozmawiamy z dr. Michałem Bogackim, dyrektorem Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie!
REKLAMA
Dr Michał Bogacki (ur. 1977 r.) – historyk, zajmujący się historią wojskowości w średniowieczu oraz współczesnym wykorzystaniem dziedzictwa historycznego oraz jego popularyzacją. Od 2015 r. jest dyrektorem Muzeum Początków Państwa Polskiego. Wcześniej pracował m.in. jako nauczyciel historii w szkole podstawowej, oraz adiunkt w Instytucie Historii UAM w Poznaniu. Organizator wielu wydarzeń popularyzujących historię wczesnego średniowiecza w Polsce (m.in. w latach 2006-2007 współorganizator Festiwalu Słowian i Wikingów „Wolin-Jómsborg-Vineta”). Autor trzech książek, współredaktor kilkunastu. Opublikował również kilkadziesiąt artykułów poświęconych wojskowości we średniowieczu, odtwórstwu historycznemu, szeroko rozumianemu wykorzystaniu dziedzictwa historycznego oraz organizacjom instytucji kultury. (Fot. D. Stube)

Maciej Zaremba: Czym jest projekt „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich”? Co jest jego głównym celem?

Michał Bogacki: „Legenda o św. Wojciechu…” to projekt za pomocą którego popularyzujemy wiedzę o początkach naszej państwowości. Robimy to na co dzień u nas w Muzeum, ale również poza nim. Wykorzystujemy do tego m.in. internet. To właśnie temu nośnikowi dedykowany jest najbardziej widowiskowy element naszego nowego projektu – animacja o życiu św. Wojciecha. Scenariusz do niej powstał na podstawie legendy opowiedzianej przed wiekami na drzwiach gnieźnieńskich. Animację tę można zobaczyć m.in. na kanale Muzeum Początków Państwa Polskiego w serwisie internetowym YouTube, czy na naszym profilu na Facebooku.

Animacja to jedna rzecz. Jakie inne elementy składają się na projekt?

Sama animacja jest częścią większej całości. Prócz niej przygotowaliśmy również wystawę mobilną, opowiadającą nie tyle o samym Wojciechu, co o czasach w których żył oraz o wspomnianych już drzwiach gnieźnieńskich. Wkrótce będzie ona dostępna także w wersji prezentacji multimedialnej. Na bazie animacji stworzyliśmy również specjalny program edukacyjny dla szkół podstawowych i ponad podstawowych. Wszystko po to, by pokazać nie tylko postać samego Wojciecha, ale również kulturę wczesnego średniowiecza i najdawniejsze dzieje naszego państwa.

Dlaczego św. Wojciech jest tak ważny dla polskiej historii? Co jako Polacy mu zawdzięczamy?

Jego życie nie ma wielkiego znaczenia dla naszego kraju. Ale jego śmierć tak. A w zasadzie to w jaki sposób tę śmierć politycznie wykorzystał Chrobry. To trochę ironiczne, ale Wojciech to człowiek, któremu za życia nic nie wychodziło. W pewnym sensie czym się nie zajął to i tak nie udało mu się tego doprowadzić do pomyślnego końca. Nawet owa misja mało co i nie zakończyłaby się bez większych skutków. Męczeńska śmierć Wojciecha chyba raczej nie była śmiercią za wiarę, a po prostu karą za zbezczeszczenie świętego dla Prusów miejsca. Przecież krótko przed tymi tragicznymi wydarzeniami został, wraz ze swymi towarzyszami, pochwycony przez Prusów i skazany przez wiec na wygranie. Śmierć wykorzystał doskonale Chrobry. Wyczuł moment. Śmierć z rąk pogan, podczas akcji misyjnej to od razu śmierć męczeńska za wiarę. A we wczesnym średniowieczu to najlepsza „przepustka” do świętości. Wiemy, że Wojciech był już świętym w 999 r. Było to w interesie Chrobrego, więc trudno nie przypuszczać, aby nie lobbował za tą kanonizacją.

REKLAMA
Święty Wojciech - męczennik, apostoł Prusów (domena publiczna)

A dlaczego posiadanie „swojego świętego” było tak ważne dla młodego chrześcijańskiego państwa jakim była Polska?

Jako święty Wojciech stał się szybko patronem nowoutworzonej archidiecezji gnieźnieńskiej – stolicy polskiej prowincji kościelnej. To podnosiło rangę kościoła polskiego. Gdy Otton III przybył z pielgrzymką do grobu Wojciecha do Gniezna, przekazał Chrobremu zgodę na jego koronację. Koronacja odbyła się ostatecznie w 1025 r. (choć jak chcą niektórzy właściwej koronacji dokonał Otton III już na zjeździe gnieźnieńskim). To z kolei wynosiło nowopowstałe królestwo polskie ponad inne państwa w regionie. Oczywiście gdybanie z cyklu „co by było gdyby” nie jest domeną badaczy przeszłości, jednak w tym przypadku pokusiliśmy się o takowe. Uczyniliśmy to w naszej animacji, prezentując alternatywne wersje historii św. Wojciecha. Gdyby więc Wojciech nie został świętym, nie powstałoby arcybiskupstwo w Gnieźnie, a biskupstwo misyjne w Poznaniu popadałoby w uzależnienie od kościoła niemieckiego. Chrobry nie uzyskałby korony, a Polska statusu królestwa. Jako królestwo była ona niepodzielna, albowiem królestwo wg ówczesnych standardów, było obszarem cieszącym się specjalną przychylnością Boga, który to Bóg do opieki nad tym obszarem i zamieszkującymi go ludźmi wskazywał króla. Owa specjalna opieka stanowiła gwarancję dla niepodzielności państwa, była najlepszym zabezpieczeniem przed rozbiorem przez sąsiadów. A mogło do niego dojść już w początku lat 30. XI w. za panowania Mieszka II. Kto wie, może więc śmierć Wojciecha uratowała państwo piastowskie przed upadkiem? Ktoś oczywiście może stwierdzić, że to naciągana teoria, jednak pasuje do ówczesnych realiów, i jako taka wcale nie jest nieprawdopodobna.

Więcej o projekcie „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich” przeczytacie TUTAJ!

Sam projekt jest silnie inspirowany Drzwiami Katedry Gnieźnieńskiej. Czym one tak naprawdę są? I dlaczego są tak cenne?

Drzwi gnieźnieńskie to jeden z najcenniejszych zabytków sztuki romańskiej w tej części naszego kontynentu. To fantastyczne źródło pozwalające przede wszystkim na poznanie kultury naszych przodków. Są doskonałym świadectwem ówczesnej obyczajowości i… wytworem określonej potrzeby tamtych czasów. A czy pozwalają poznać historię życia samego Wojciecha? Nie. Powstały na bazie najstarszych żywotów świętego. Tyle tylko, że autorzy scenariusza podeszli do kwestii przedstawienia życia Wojciecha bardzo wybiórczo, realizując określony zamysł propagandowy.

REKLAMA
Święty Wojciech wykupuje słowiańskich niewolników z rąk kupców żydowskich (fragment Drzwi Gnieźnieńskich, domena publiczna).

A jaka jest ich historia?

Zacznijmy od początku… Powstały w latach 70. czy 80. XII wieku na zamówienie prawdopodobnie Mieszka III Starego i jednego z ówczesnych arcybiskupów gnieźnieńskich. To najprościej rzecz ujmując historia opowiedziana w obrazkach. Dla naszych przodków, nie tylko w czasie gdy one powstawały, ale też przez wiele stuleci później, pismo było wiedzą zarezerwowaną dla wybrańców. Skoro nie przemawiały litery, świetnie przemawiał obraz. Zresztą, dziś jest podobnie, w czasach kultury obrazkowej jaką się stajemy, znowu obraz powoli wypiera słowo pisane. Fundatorzy zamawiając drzwi gnieźnieńskie u nieznanych artystów, chcieli dzieła, które propagowało postać pierwszego patrona Polski i jego związki z Gnieznem.

Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta, otóż w tym czasie rosło znaczenie biskupstwa krakowskiego oraz ambicje tamtejszych biskupów. Punkt ciężkości władzy świeckiej już dawno przeniósł się do Małopolski, teraz kolej na władzę duchowną. Kościół krakowski rozpoczął działania, które z w połowie XIII w. doprowadziły do kanonizacji biskupa Stanisława - tu już nie poszło tak szybko jak ze św. Wojciechem, bo i postać była bardziej kontrowersyjna. To było realne zagrożenie dla pozycji Gniezna jako stolicy kościelnej monarchii. Nic więc dziwnego, że połowa legendy na drzwiach opowiada o misji Wojciecha i wydarzeniom następującym po jego śmierci, aż do sprowadzenia doczesnych szczątków nieszczęśnika do Gniezna. Autorzy podkreślili więc znaczenie Wojciecha dla Polski oraz rolę Gniezna. Jednak wspominając o treściach zawartych na drzwiach, nie sposób nie wspomnieć o ich bordiurach – ozdobnym obramowaniu. Są one przebogate w symbolikę i stanowią swoiste komentarze do prezentowanych scen z życia świętego.

Czy drzwi gnieźnieńskie są wyjątkowe w skali Europy?

Same drzwi, które podziwiać można w gnieźnieńskiej katedrze, nie są jedynym tego rodzaju zabytkiem jaki zachował się do naszych czasów w całej Europie. Tego rodzaju drzwi jest jeszcze trochę. Jednak w naszym kraju w oryginale ostały się tylko te konkretne. Wiemy o tym, że we wczesnym średniowieczu brązowe drzwi tego typu wykonane zostały dla katedry płockiej. Niestety te oryginalne znajdują się dziś w Soborze św. Sofii w Nowogrodzie Wielkim w Rosji gdzie znajdowały się już w XV w. Jak i kiedy doszło do ich przeniesienia? Nie wiadomo… Dziś w Płocku można podziwiać ich kopię. Zresztą niedługo podziwiać ją będzie można także i w naszym Muzeum na nowej wystawie stałej poświęconej sztuce romańskiej w Polsce, którą otworzymy dla zwiedzających w połowie przyszłego roku.

REKLAMA

Zwiastun animacji zaskakiwał połączeniem aktora odgrywającego świętego, widoku Drzwi Gnieźnieńskich i mocnej metalowej muzyki. Sama animacja z kolei uzupełniona jest aktorskimi scenami ją rekonstruującymi. Czy jest jakaś granica w wykorzystaniu niestandardowych środków popularyzacji, której nie powinno się przekraczać?

Utwór, który wykorzystaliśmy w naszym zwiastunie reprezentuje nurt tzw. chrześcijańskiego death metalu. No cóż… jak widać granice „przekraczane” są w wielu dziedzinach naszego życia.

Zresztą pytanie: czy to jest przekraczanie jakichś granic? Czy może po prostu to jest wykorzystywanie zmieniających się środków wyrazu oraz przekazu dla osiągania jakichś celów. Cel naszego trailera jest prosty: ma przykuwać uwagę i spowodować, żeby jak największa ilość osób, które się z nim zapoznały zechciała obejrzeć naszą animację. A jak już obejrzą, to mamy nadzieję, że część zechce zapoznać się trochę bardziej z postacią Wojciecha (bądź co bądź kontrowersyjną) oraz czasami w których żył. Wykorzystaliśmy takie środki wyrazu artystycznego bo chcemy spopularyzować jakiś fragment naszej historii. My nie edukujemy, my popularyzujemy. To nie jest to samo. Jeśli obejrzałeś animację, coś Ciebie zainteresowało, z czymś się nie zgadzasz, po prostu, sięgnij po książkę, przeszukaj internet (ostrożnie!), zapoznaj się bliżej z tym tematem. Stworzyliśmy coś, co jest swoistą „reklamą” zachęcającą do własnych poszukiwań. A czy są one „niestandardowe”? Nie uważam tak wcale. Tego rodzaju produkcje powstają na całym świecie, także i w naszym kraju. Przykładem choćby ostatnia realizacja IPN pt. „Niezwyciężeni”, czy poniekąd prekursorski film Muzeum Powstania Warszawskiego ukazujący zrujnowaną po powstaniu Warszawę w 3D. Szkoda, że my nigdy nie będziemy dysponowali takimi środkami… Dla mnie osobiście to już od lat codzienność. Książki, które sam uwielbiam, nie docierają już do tak szerokiego grona odbiorców jak niegdyś. Literatura popularno-naukowa przestała pełnić swoją rolę popularyzatorską. Przypomnijmy sobie choćby to co, dla popularyzacji wiedzy o obronie Wizny, ba o całej kampanii wrześniowej zrobił zespół Sabaton i jego utwór „44:1”. I to nie tylko na świecie, ale także i w Polsce. Ja o Wiźnie dowiedziałem się po raz pierwszy jako dziecko, dzięki popularnej wówczas serii znaczków prezentującej bitwy kampanii wrześniowej. Ta seria też popularyzowała historię.

REKLAMA

Więcej o projekcie „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich” przeczytacie TUTAJ!

Jak nowe technologie i współczesne środki przekazu pomagają w opowiadaniu historii sprzed tysiąca lat?

My w naszym projekcie postawiliśmy przede wszystkim na nowe technologie. Stało się tak z prostego powodu, nie chcieliśmy projektu, którego wykonanie pozwoli nam na odhaczenie kolejnego zadania popularyzatorskiego w kolejnym sprawozdaniu z naszej działalności merytorycznej. Chcieliśmy czegoś, co rzeczywiście trafi do ludzi. Dlatego też, opracowując najbardziej widowiskowy element projektu, wybraliśmy jako formę wyrazu animację (zarówno rysunkową jak i z „aktorami”), zaś jako nośnik internet. W pierwszym przypadku staramy się trafić do ludzi młodych, dla których tego rodzaju narracja jest łatwo przyswajalna i wśród których jest popularna. Ale w żaden sposób nie odstręcza to od naszej animacji ludzi starszych, albowiem w filmie jest wiele tradycyjnych form wyrazu.

A dlaczego internet?

Bo pozwala nam skutecznie docierać do szerokiego grona odbiorców. Żaden inny nośnik nam na to nie pozwoli. Od razu więc zrobiliśmy również wersję angielskojęzyczną, aby poszerzyć krąg potencjalnych odbiorców. Zresztą pamiętajmy, sama animacja jest tylko elementem większej całości. „Legenda o św. Wojciechu…” to również wystawa mobilna oraz program edukacyjny. Te pozostałe części projektu, są bardziej „standardowe”. Jako Muzeum mamy spore doświadczenie w wykorzystaniu internetu jako środka popularyzacji przy wykorzystaniu „niestandardowych” metod. Ciągle stosuję w odniesieniu do tego słowa „cudzysłów” bo dla mnie to powinien być standard. W tym roku już trzykrotnie publikowaliśmy na naszym FB transmisję z oprowadzania na żywo po naszych wystawach. Tego rodzaju rozwiązanie w muzealnictwie należy mimo wszystko do rzadkości. A efekt? Łącznie kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń oprowadzań. Kto wie? Może niedługo „zwiedzi” nasze wystawy w ten sposób niemalże tyle samo osób, co odwiedza nasze Muzeum w przeciągu roku? Zasadnicza część z nich pewnie nigdy nie miała okazji nas odwiedzić. Obecnie zamieszczamy co jakiś czas na naszym profilu FB wystąpienia uczestników konferencji „Wikingowie w Polsce?”. No i proszę, pierwsze wystąpienie ma dziś prawie 2 tyś. wyświetleń. Czy prelegenci na jakiejkolwiek konferencji naukowej mogą pochwalić się takim gronem odbiorców?

REKLAMA
Kadr z animacji będącej częścią projektu „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich”

W projekcie brali również udział uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego w Gnieźnie. Jaka była ich rola? Czy warto angażować młodzież w takie projekty?

To kolejny projekt przy realizacji którego odwołaliśmy się do pomocy licealistów. To oni w dużej mierze odpowiadają np. za kształt trailera. Konsultowaliśmy z nimi również niektóre kwestie dotyczące samego scenariusza animacji. Dlaczego są istotni? Przecież animacja i niektóre inne elementy projektu przeznaczone są dla młodzieży. Zresztą, przy produkcji samej animacji uczestniczyli także i dwudziestoparolatkowie. Forma samej animacji była zresztą ich wszystkich pomysłem. I dobrze. Gdybyśmy my, muzealnicy mieli opowiedzieć taką historię, pewnie animacja trwała by ze dwie godziny i do tego byłaby „niezjadliwa” dla przeciętnego odbiorcy. Młodzież ma inne spojrzenie, a przede wszystkim wie, co ją naprawdę interesuje. Zresztą udział młodzieży nie sprowadza się tylko do kwestii trailera czy animacji. Dzięki współpracy z nią wystawa mobilna o której wspominałem, wcale nie opowiada o suchych faktach z życia Wojciecha. Opowiada np. o tym jak wyglądało dzieciństwo we wczesnym średniowieczu, jak długo żyli ludzie, czym było ówczesne niewolnictwo itp. Czyli o czymś bardziej interesującym dla wielu niż wielkie postacie i wielkie daty.

Czy myśli Pan, ze tzw. statystyczni Polacy dużo wiedza o początkach polskiego państwa?

Co to znaczy „wiedzieć wiele”? W moich kategoriach oceny oczywiście, że niewiele. Szczególnie dotyczy to młodzieży. I nie dotyczy do kwestii przysłowiowych dat. W przypadku tej wiedzy faktograficznej serwowanej w szkole, od czasów kiedy ja do niej chodziłem wiele się zmieniło – na gorsze. A niestety, uczenie zdolności analitycznych, myślenia przyczynowo-skutkowego, bez dostarczania danych faktograficznych jest mrzonką. Zresztą nie dotyczy to tylko i wyłącznie historii, ale również innych przedmiotów w szkole. Nie dziwmy się potem, że „Wielka Lechia” znajduje takie uznanie, skoro nikt nie uczy krytycznego myślenia.

REKLAMA
Święty Wojciech na kadrze z animacji będącej częścią projektu „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich”

Czy ta wiedza jest istotna? Postaram się Pana sprowokować: czy nie lepiej przeznaczyć więcej czasu na historię XX wieku, niż na to co działo się tak dawno temu?

Uważam, że wiedza o początkach jest istotna. Rzymianie mieli swoich mitycznego Eneasza, potem byli Romulus i Remus. I ich pamięć kultywowali do końca. Jakby na to nie patrzeć cały proces budowy społeczeństwa narodowych w XIX w. odbywał się na bazie ukazywania wspólnej historii, ze szczególnym akcentowaniem jej początków oraz najchwalebniejszych, zwycięskich okresów. Kultura romantyzmu czerpała garściami z legendarnych i historycznych początków poszczególnych państw. Oczywiście nie umniejszała przy tym znaczenia innych epok. Rozumiem jednak doskonale, że dla wielu tzw. statystycznych Polaków o wiele większe znaczenie mają wydarzenia z ubiegłego stulecia niż to co działo się w odległych stuleciach. Dotyczą w końcu wielu z nich osobiści, a jeśli nie to ich dziadków czy pradziadków. Dla wielu ta niedawna historia jest jeszcze żywa. To jest oczywiste. Zresztą nie unikniemy tego, gdyż to właśnie XX w. stanowi podstawowy zakres zainteresowania tzw. „polityki” historycznej. Moje zdanie nie ma tutaj znaczenia. Pytanie, kto i jak prowadzi narrację. Lepiej, żeby to była narracja pozytywna, akcentująca przede wszystkim zwycięstwa, a nie skoncentrowana na martyrologii. Ta ostatnia jest oczywiście ważna dla pamięci zbiorowej, ale w popularyzacji odstrasza…

Więcej o projekcie „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich” przeczytacie TUTAJ!

Początki państwa polskiego wciąż są pełne tajemnic, co można zauważyć chociażby w rosnącej popularności wspomnianego przez Pana mitu tzw. „Wielkiej Lechii”. Jak przekonać ludzi, zwłaszcza młodych do poznawania prawdziwej historii początków państwa polskiego i a nie do ulegania szkodliwym mitom o rzekomym starożytnym polskim imperium?

REKLAMA

Są raczej pełne zagadek. To brzmi lepiej. To normalne w przypadku tak odległej epoki. Badacz przeszłości powie o niej tyle na ile pozwolą mu źródła, którymi dysponuje. A tych, do najdawniejszych dziejów mamy niewiele. Z drugiej strony wystarczająco dużo, by móc opowiedzieć o tym jak powstało państwo polskie. A co do „Wielkiej Lechii” to nie tylko polski problem. W innych krajach też modne są rodzime odpowiedniki naszego pradziejowego, zapomnianego „imperium”. Zresztą, jak się spojrzy w przeszłość to zawsze szukano własnego zaginionego mocarstwa. Na naszym podwórku doszukiwał się tego Kadlubek, a potem XVII, XVIII-wieczna sarmacka szlachta. Zresztą, owa „Wielka Lechia” to nic innego jak owa Sarmacja. Nawet „źródła” tworzone w dobie I Rzeczpospolitej, mające stanowić dowód na nią, są dziś uznawane za dowody. Ale jak przekonać do tego, że to bzdura, skoro każdy szanujący się „Wielkolechita” wie, że to wygumkowanie naszego imperium z kart historii to wielki spisek! Nie wiem. Wydaje mi się jednak, że nie poprzez dyskusje i tłumaczenia. To i tak nie przyniesie skutku. No bo każdy z argumentów na Wielką Lechię można zbić jednym, dwoma zdaniami. Tyle tylko, że aby zrozumieć te jedno, dwa zdania, należy zrozumieć w ogóle metodykę badań nad przeszłością. A to jest trochę więcej zdań… Myślę, że w przypadku „Wielkiej Lechii” nie ma co dramatyzować. Takie fanaberie były, są i będą. Wielu młodych wyznawców kultu zaginionego imperium i tak z tego wyrośnie. A ci którzy pozostaną, nie będą wyjątkami w dziejach.

Poczet władców Polski z Jasnej Góry – przytaczany przez zwolenników Wielkiej Lechii jako dowód na historyczność przedchrześcijańskich władców i zakłamywanie historii przez Kościół. W rzeczywistości przykład sięgającej w epokę mityczną „listy władców”, podbudowującą historyczność Królestwa Polskiego.

Na koniec proszę powiedzieć naszym Czytelnikom jakie jeszcze projekty Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie warto zwrócić uwagę?

Już w połowie grudnia otwieramy w naszym Muzeum wystawę pt. „Wielkie Morawy”. To bardziej tradycyjna forma popularyzacji wiedzy o przeszłości. Ekspozycję przygotowujemy wspólnie z brneńskim oddziałem Instytutu Archeologii Czeskiej Akademii Nauk oraz Muzeum Ziemi Morawskiej w Brnie. Zaprezentujemy prawie 700 zabytków archeologicznych stanowiących pozostałości po tytułowych Wielkich Morawach. To prawdziwa gratka, albowiem zabytki te w zasadzie nie są prezentowane poza Republiką Czeską. Cały czas jesteśmy aktywni na FB. Od listopada ruszają prezentacje z cyklu „Z kamerą wśród zabytków”. To projekt realizowany wspólnie z uczniami innego gnieźnieńskiego liceum – III LO. Krótkie filmiki będą opowiadały, na podstawie naszych zabytków o różnych przedmiotach z wczesnego średniowiecza: o butach, grzebieniach itp. Niedługo zaczynamy opracowywanie nowego drugiego komiksu o przygodach Borki i Sambora, przeznaczonego dla dzieci. Autorami są Elżbieta Żukowska (autor scenariusza) oraz Karol Kalinowski (wielbicielom komiksów znany jako KaeReL – autor rysunków). Mamy nadzieję, że ukarze się on w połowie przyszłego roku. Prócz tego realizujemy obecnie projekt przebudowy połowy niemalże budynku naszego Muzeum. Dzięki niemu w II połowie przyszłego roku będziemy mogli zaprezentować trzy nowe wystawy czasowe: poświęconą architekturze romańskiej w Polsce, prezentującą naszą kolekcję kafli piecowych (jedną z największych w Europie) oraz poświęconą dzieją Gniezna. Dzięki realizacji projektu będziemy również dysponowali jedną z najnowocześniejszych wśród polskich muzeów przestrzenią edukacyjną. Wszystko to oddane zostanie do użytku w przyszłym roku.

Więcej o projekcie „Legenda o św. Wojciechu z drzwi gnieźnieńskich” przeczytacie TUTAJ!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Zaremba
Były redaktor naczelny Histmag.org (2017-2019). Absolwent historii i student politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się historią nowożytną Polski, zwłaszcza życiem codziennym, publicznym i wojskowym społeczeństwa szlacheckiego Rzeczypospolitej oraz stosunkami polsko-moskiewskimi w XVI i XVII wieku. Wielbiciel gier video i literatury fantasy. Uważa, że historię należy popularyzować za pomocą wszelkich dostępnych środków popkultury, takich jak filmy, seriale, muzyka czy gry.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone