Michael Wood – „Chiny. Portret cywilizacji i ludu” – recenzja i ocena
Michael Wood – „Chiny. Portret cywilizacji i ludu” – recenzja i ocena
W założeniu cywilizacja stanowi poziom rozwoju społeczeństwa w danej epoce historycznej, który warunkują poszczególne czynniki, takie jak kultura materialna, stopień opanowania środowiska naturalnego i nagromadzenie instytucji społecznych oraz wiele innych elementów. Definicja cywilizacji jest szeroka i niejednoznaczna, dlatego określenie ram i wyróżników dla konkretnych przykładów stanowi niełatwe zadanie. Michael Wood w książce „Chiny. Portret cywilizacji” nie bał się jednak podjąć tego wyzwania.
W skład książki wchodzi dziewiętnaście obszernych rozdziałów. Każdy z nich odpowiada danej epoce. Z kolei epokę reguluje okres trwania kolejnych dynastii, a następnie rządów komunistów i ich następców. Według Chińczyków władza pochodziła z nadania niebios i to one miały dyktować bieg historii, zarówno za panowania cesarzy, jak i w zdesakralizowanej erze Mao, którego kult dorównywał ziemskim wysłannikom bogów. Wood zamyka swoje dzieło w posłowiu, gdzie pokrótce zarysowuje chińską rzeczywistość po roku 2019, kiedy to w mieście Wuhan pojawiły się pierwsze doniesienia o wirusie COVID-19. Otrzymujemy więc całościowy obraz chińskiej cywilizacji – od czasów prehistorycznych po współczesność. Wspominając o zakończeniu, należy także zwrócić uwagę na nieoczywisty początek, z którego przebija nuta symboliki i tajemnicy. W prologu przenosimy się do roku 1899, kiedy ostatni cesarz z dynastii Qing uczestniczy w starożytnym rytuale przy Ołtarzu Nieba. Ten moment nie został uchwycony przypadkowo. Z jednej strony pozwala on czytelnikowi zapoznać się z doniosłą rolą, jaką pełnił monarcha w chińskiej kulturze. Z drugiej jednak strony, wraz z władcą stajemy przed duchami ziemi i nieba na pograniczu tradycji Zakazanego Miasta i nowoczesności zmieniającego się świata.
To, co chyba najbardziej oczarowało mnie w książce Michaela Wooda – „Chiny. Portret cywilizacji” jest sposób prowadzenia narracji przez autora. Zdecydowanie nie jest to kolejne, przesycone suchymi faktami i sztywnymi informacjami kompendium wiedzy o Chinach. Wood zwyczajnie snuje barwną opowieść. Pozwala czytelnikowi zatracić się w historii, która swoją formą przypomina baśń. W rzeczywistości zakotwiczają ją jednak akapity, w których autor powraca do miejsc z wcześniej opowiedzianej historii i opisuje je w sposób bardzo obrazowy, tak aby czytelnik znów mógł puścić wodze wyobraźni.
Michael Wood we wstępie wspomina o narzędziu, które określa jako „widok z wioski”. To intrygująca perspektywa człowieka Zachodu, który wychodzi naprzeciw sztywnym zasadom konfucjanizmu, gdzie interes ogółu społeczeństwa stawiany jest wyżej niż los jednostki. W populacji, która obecnie sięga prawie półtora miliarda ludzi, ciężko o pojedyncze głosy, ale nie u tego autora. Wood w swojej książce nie chce sprowadzać ważnych dla historii Chin zdarzeń wyłącznie do statystyki, o której szybko się zapomina. By nadać im bardziej ludzkie oblicze, przedstawia je więc w mikroskali, posługując się historiami pojedynczych wiosek lub osób – m.in. urzędników, rolników, pań domu – które, obok władców, generałów i artystów, również wpływały na dzieje cywilizacji. Ponadto, nie bacząc na patriarchalny model społeczeństwa chińskiego, Wood z zaangażowaniem opisuje znaczenie i rolę kobiet w długiej historii Państwa Środka.
Książki Michaela Wooda „Chiny. Portret cywilizacji” nie da się jednoznacznie zdefiniować i włożyć w ramy tylko jednego gatunku literackiego. Stanowi ona odbicie fascynacji autora, który z pasją i zaangażowaniem przekazuje czytelnikowi obraz Chin, w których się zakochał. Nie jest to jednak miłość ślepa i pozbawiona rozsądku, gdyż potrafi dostrzec rysy na płótnie jakże rozległej historii.
Wood jest przede wszystkim bacznym obserwatorem, który z biegłością detektywa poszukuje kolejnych poszlak, aby zbudować spójny obraz chińskiej cywilizacji. Balansuje również między rolą historyka i reportera – i trzeba przyznać, że w obu spisuje się znakomicie. Chłonie historie swoich rozmówców, próbuje zrozumieć ich motywacje, ale i oddaje im należyty szacunek (co widać np. w podziękowaniach zawartych w przypisach). Co ważne, rezygnuje z roli sędziego zarówno wobec postaci historycznych, jak i osób, z którymi rozmawia. Zgodnie z zasadą historycznego obiektywizmu, oceny Wooda nie ulegają osobistym przekonaniom. Sceptycznie podchodzi do podobnych praktyk i uważa je za co najmniej tendencyjne, nawet w przypadku takich postaci jak Mao. Ocenę oddaje czytelnikowi.
Mimo paru językowych uchybień, myślę, że książkę Michaela Wooda „Chiny. Portret cywilizacji” poleciłabym nie tylko pasjonatom historii Chin, ale zwyczajnie każdemu, kto chciałby zagłębić się w tę fascynującą kulturę. Być może kogoś zniechęci objętość, ale gwarantuję, że jest ona nieodczuwalna – książka porywa bez reszty.