Michael S. Neiberg – „Taniec furii” – recenzja i ocena
Michael Neiberg jest uznanym specjalistą w zakresie I wojny światowej. W odróżnieniu od wielu polskich i zagranicznych badaczy, którzy taśmowo produkują dziełka na setną rocznicę tego globalnego konfliktu opatrzone niewielką bibliografią i jeszcze mniejszą wiedzą, za to pokaźną liczbą stron i wygórowaną ceną, możemy mieć pewność, że otrzymujemy książkę będącą przedmiotem wieloletnich przemyśleń, a nie kaprysu portfela.
Taniec furii to praca o ambitnym założeniu. Autor chciał ukazać nastroje europejskiej opinii publicznej od zamachu sarajewskiego z czerwca 1914 roku po pierwsze miesiące konfliktu zbrojnego. W tym celu wykorzystał szereg pamiętników, prac z okresu pierwszej wojny światowej, tytułów prasowych, a tam, gdzie nie było to możliwe, sięgnął po bogatą literaturę przedmiotu. Główną tezą pracy jest stwierdzenie, że opinia publiczna każdego z państw Starego Kontynentu nie chciała wojny. Zgodziła się na nią, wierząc, że broni się przed obcą agresją (nawet w Niemczech), a gdy do niej doszło – że zakończy się szybko. Neiberg przytoczył szereg świadectw ukazujących, że dla Europejczyków pokój był wartością nadrzędną, chociaż akceptowali kryzysy międzynarodowe jako integralny element systemu dyplomatycznego, zawsze zmierzający do pozytywnego, tj. bezkrwawego, rozwiązania. Brytyjski historyk obala też tezę, jakoby narody europejskie żywiły do siebie szczególną nienawiść przed rokiem 1914. Francuskie społeczeństwo nie miało pałać chęcią rewanżu za rok 1871, a i Niemcy nie byli agresywnie nastawieni względem swych zachodnich sąsiadów. W jego narracji kryzys spowodowany śmiercią arcyksięcia Franciszka Ferdynanda całkowicie zbagatelizowano. Słusznie uważano, iż jedynie Rosja i Austro-Węgry posiadały istotne interesy na Bałkanach, Wielka Brytania nie miała żadnych więzi sojuszniczych z państwami europejskimi, a samo morderstwo nie było niczym nadzwyczajnym w tym czasie. Na monarchów, członków rodzin panujących oraz szefów rządów wielokrotnie przeprowadzano zamachy doprowadzając do ich śmierci. Dopiero w trakcie działań wojennych opinia publiczna zradykalizowała się do tego stopnia, że po 1918 roku doszło do nowej fali nacjonalizmu, który zawładnął Europą na kolejne lata, zachwiał instytucjami demokratycznymi i był jedną z przyczyn kolejnego konfliktu zbrojnego.
Tezy te wydają się rewolucyjne. Brzmią tak jednak głównie nad Wisłą, gdzie nasza wiedza o Wielkiej Wojnie jest wciąż mała. Chociaż to w jej rezultacie odzyskaliśmy niepodległość, więcej uwagi poświęcamy osobistym przymiotom rodzimych polityków niż szerszemu kontekstowi wydarzeń. Praca ta jest zatem ważna dla polskiego czytelnika; tym bardziej, że Neiberg często „oddaje głos” ludziom tamtych czasów. Często cytuje pamiętniki i materiały prasowe. Może to jednak czasem wyglądać na zasłanianie się źródłami.
W warstwie poznawczej Taniec furii jest więc ze wszech miar kompetentny i ciekawy, a miejscami porywający. I to jest ten moment zachwytu nad językiem i stylem narracji brytyjskiego historyka. Niestety, jeśli się wgryźć w pracę głębiej, okaże się, iż w pewnych aspektach jest ona bardziej efektowna niż efektywna.
Zobacz też:
Założenie pracy jest realizowane, poza nielicznymi wyjątkami, w ujęciu chronologicznym. Autor płynnie przechodzi od opisu sytuacji w jednym kraju do innego. Jednak podczas gdy relacje na temat Niemiec czy Wielkiej Brytanii są dość obszerne, to np. o Włochach Neiberg potrafi napisać jedno zdanie, a informacje czerpie od Amerykanów lub Brytyjczyków przebywających nad Tybrem. Jest to w pewnym stopniu sprzeczne z ideą pracy.
Kolejną kwestią jest brak zastanowienia nad pochodzeniem społecznym postaci przywoływanych w pracy. Autor zdaje się uważać, że pochodzenie narodowe jest wystarczające w tej materii. Pewien wyjątek czyni dla socjalistów. Jednakże i w tym wypadku socjaliści traktowani są jako pewnego rodzaju homogeniczna całość. Tymczasem niewiele jest refleksji nad stosunkiem do omawianych wydarzeń samych robotników. Jakkolwiek liczba źródeł do tego tematu jest mniejsza, to nie uniemożliwia to zbliżenia się do problemu. Poznajemy poszczególne osoby z imienia i nazwiska, ich plany na przyszłość, ale baza społeczna pozostaje niewiadomą. Jest to o tyle istotne, iż np. klasa średnia i szlachta w Wielkiej Brytanii były bardzo odmienne w swych poglądach i doświadczeniach od arystokracji. Prowadzi to do skądinąd śmiesznego błędu Neiberga. Uważa on ministra spraw zagranicznych Zjednoczonego Królestwa za idealny przykład typowego Brytyjczyka, który ledwie raz postawił nogę na Kontynencie. Tymczasem przełom XIX i XX wieku to rozwój turystyki zagranicznej, w której i obywatele Albionu brali udział. Poza tym przed Greyem szefem resortu był markiz Lansdowne, a wcześniej markiz Salisbury. Obaj świetnie mówili po francusku i wielokrotnie przebywali poza Wyspami. Wśród arystokracji było to dość powszechne.
We wstępie autor zauważa, że bariera językowa uniemożliwiła mu zapoznanie się z opiniami narodów środkowoeuropejskich. To wytłumaczenie można przyjąć jedynie częściowo. O ile sięgnięcie po źródła mogło nastręczać trudności, to nie brak literatury dotyczącej rozpadu Austro-Węgier i Niemiec. Łatwo w niej znaleźć informacje na temat obywateli tych państw. Neiberg tymczasem traktuje ich całościowo. Zapomina, że pod Wilhelmem II żyli też Polacy, a Franciszek Józef I panował poza Niemcami nad Czechami, Słowakami, Polakami, Chorwatami, Serbami, Rusinami, Włochami. Pewien, ale nieznaczny, ukłon czyni wobec Węgrów.
Warto przeczytać:
Powyższe uwagi sugerują zatem, aby uznać pracę Neiberga nie tyle za wyczerpującą monografię, co ciekawy przyczynek do dalszych badań.
W Tańcu furii możemy się spotkać z kilkoma błędami merytorycznymi. Na szczęście nie jest ich wiele. Niektóre są winą autora. Bezrefleksyjnie powtarza on przyjęty skrót myślowy uznający Ententę za sojusz, choć ani de iure ani de facto nim nie była i jeszcze w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny nie było przesądzone, że koalicja antyniemiecka będzie miała właśnie taki kształt. Jedynie Francja i Rosja były bowiem sojusznikami.
Kilka błędów jest zaś ewidentną winą tłumaczki. Nie wychwycił ich redaktor tomu. Doskonałym przykładem jest tu problem brytyjskich i niemieckich resortów spraw zagranicznych. O ile po angielsku oba określane są jako Foreign Office, to tylko brytyjskie miało wówczas rangę ministerialną. W Niemczech każde z państw wchodzących w skład Cesarstwa posiadało własne ministerstwa. Celowo zatem nadano instytucji ogólnoniemieckiej rangę niższą. Stąd Auswärtiges Amt, tudzież Foreign Office odnoszące się do resortu Rzeszy należy tłumaczyć jako Urząd Spraw Zagranicznych. Podobnie rzecz ma się ze stojącymi na ich czele urzędnikami. O ile nad Tamizą sekretarz stanu miał rangę ministerialną, to nad Szprewą nie. Prusy czy Bawaria miały swoich ministrów. Szef Auswärtiges Amt miał zatem niższą rangę i był sekretarzem. Może warto, aby Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, które ma tak duże zasługi w zakresie publikowania w Polsce prac obcojęzycznych, przywiązało na przyszłość większą wagę do kwestii terminologicznych. Może to niezbyt istotna kwestia w sensie stylistycznym, ale ma duże znaczenie merytoryczne.
Podsumowując, należy stwierdzić, że otrzymujemy książkę niebanalną i wiele wnoszącą do tematu. Nie może być ona co prawda uznana za wyczerpującą monografię i ma pewne usterki, jednakże świetnie spisuje się jako wstęp do dalszych badań nakreślający, w jakim kierunku należy je prowadzić.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska