Megan Rosenbloom – „Mroczne archiwa. Śledztwo w poszukiwaniu książek oprawionych w ludzką skórę” – recenzja i ocena
Megan Rosenbloom – „Mroczne archiwa. Śledztwo w poszukiwaniu książek oprawionych w ludzką skórę” – recenzja i ocena
Najpierw skórę należało zamoczyć w moczu z dodatkiem soli, by zapobiec jej gniciu. Następnie dokładnie ją myto i ponownie moczono, dodając do wody wapno gaszone, aby usunąć w ten sposób włosy i pozostałości innych tkanek. Po upływie około tygodnia, preparator mógł przystąpić do mizdrowania – a więc wycięcia za pomocą specjalnego noża lub innego narzędzia o tępym ostrzu resztek tkanek podskórnych, które nie zniknęły w wyniku wapnowania. W następnym kroku przystępowano do usuwania – przy użyciu enzymów trawiennych – tłuszczu i krwi oraz rozluźniania skóry celem nadania jej większej ciągliwości. Na koniec skórę ponownie myto i tak przygotowana - była wreszcie gotowa do garbowania. Początkowo każdy z kroków składających się na ten proces trwał od kilku tygodni do kilku miesięcy, z czasem jednak technikę garbowania udoskonalono i skórę przekazywano do garbarni, co znacznie przyspieszało proces jej „obróbki”. Tak właśnie, według śledztwa przeprowadzonego przez Megan Rosenbloom, powstawały szczególne okładki książek – wykonane z ludzkiej skóry. Skąd wzięła się ta osobliwa praktyka?
Przedmioty stworzone z ciała człowieka przywodzą na myśl zwykle czasy nazizmu i pseudomedycznych eksperymentów lekarzy pokroju Mengele czy Gebhardta. Tymczasem jak przekonuje autorka, do dziś nie znaleziono żadnych wolumenów oprawionych w ludzką skórę z tego okresu. Mało tego. Osobliwe książki nie są także dziełem morderców czy przestępców dających upust swym psychopatycznym żądzom. Wręcz przeciwnie – większość przypadków bibliopegii antropoderminczej – jak określa się praktykę oprawiania książek w ludzką skórę – należy przypisać wiktoriańskim chirurgom i ich niekonwencjonalnym badaniom anatomicznym. W czasach dynamicznego rozwoju nauk medycznych, szczególnie zaś tych dotyczących dokonywania sekcji zwłok, możliwość zbadania nieboszczyków stała się dla ówczesnych lekarzy nieocenionym źródłem wiedzy, odsłaniającym nieznane dotąd tajniki ludzkiego ciała. Ów rozwój, poza niewątpliwymi korzyściami, miał jednak również skutek uboczny – objawiający się sprowadzeniem ludzkiego ciała do kategorii przedmiotu badań.
Najlepszym tego dowodem jest chociażby przywołana przez autorkę postać Johna Stocktona Hougha, szanowanego medyka bibliofila, który zdecydował się pokryć trzy ulubione traktaty medyczne traktujące o chorobach kobiecych skórą swojej pacjentki. Podobnych wniosków dostarcza również sylwetka Josepha Leidy’ego, lekarza, który początkowo pełen obrzydzenia i wstrętu do zwłok, szybko przezwyciężył te odczucia i pokonał strach przed dysekcją – do tego stopnia, że począł uciekać się do wykradania zwłok celem przekształcenia ich w oprawy dla swoich książek. Próbując zrozumieć motywy, jakie kierowały lekarzami oprawiającymi publikacje w skórę swoich pacjentów, autorka odsłania przed czytelnikami mroczne i przemilczane dotąd karty w historii medycyny, przekonując, że jej rozwój nie zawsze zakreślony był przez szlachetne pobudki.
„Mroczne archiwa” mają formę reportażu, w którym autorka zabiera czytelników w intrygującą i równie mroczną jak tytułowe zbiory podróż w poszukiwaniu książek oprawionych w niekonwencjonalny i przerażający sposób. W jej ramach zatrzymuje się nie tylko między rzędami bibliotecznych półek zapełnionych książkami, próbując odnaleźć wśród nich tę będącą obiektem jej zainteresowań, ale i wyrusza z wizytą do muzeów, laboratoriów czy garbarni Pergamena, próbując krok po kroku prześledzić historię i proces tworzenia mrocznych książek. Dzięki barwnemu językowi i obrazowym opisom, czytelnik może niejako na własne oczy zobaczyć stos cielęcych skór piętrzących się w kątach zakładu czy poczuć fetor dochodzący ze ścieków w garbarni. Dodatkowo prosty, momentami potoczny język sprawia, że książka jest lekka i przystępna w odbiorze – co zdecydowanie kontrastuje z tematyką, którą podejmuje. Należy jednak przy tym odnotować, że momentami autorka zbytnio odbiega od tematu i wprowadza wiele pobocznych wątków, co może sprawiać wrażenie lekkiego chaosu i nieco utrudniać podążanie za narracją.
Dużą zaletą „Mrocznych archiwów” jest jednak szerokie spojrzenie na analizowany problem oraz duża różnorodność poruszanych zagadnień. Pochylając się nad istotą i genezą bibliopegii antropodermicznej, autorka przybliża sylwetki lekarzy odwołujących się do tej osobliwej praktyki, ale i jej ofiar, próbując poznać historię ludzi, którzy w tak szczególny sposób zapisali się w dziejach światowej bibliologii. Ciekawym wątkiem jest tu niewątpliwie historia George’ Waltona, który w odróżnieniu od pozostałych, anonimowych często osób, wyraził chęć oprawienia swoją skórą dwóch egzemplarzy wspomnień, spisanych na krótko przed śmiercią. Mimo że obiektem naukowych dociekań autorki są głównie książki, na nich nie ogranicza swoich badań. W niezwykle ciekawy sposób zapoznaje również czytelników z działalnością NAPSA (National Association for the Preservation of Skin Art), organizacji zajmującej się konserwacją tatuaży, które po śmierci wycinane są ze skóry osób, które wyraziły taką wolę, oprawiane i kolekcjonowane jako dzieła sztuki. Przybliżając ten temat, autorka podejmuje dużo ważniejsze zagadnienie, dotyczące aspektów etycznych i prawnych przechowywania ludzkiej skóry, stawiając pytanie gdzie leży granica między jej legalną konserwacją a bezprawnym bezczeszczeniem.
„Mroczne archiwa” to obowiązkowa książka dla wszystkich bibliofilów, ale i nie tylko. Posługując się przykładem wybranych książek antropodermicznych, Megan Rosenbloom porusza uniwersalny temat dotyczący godności osoby ludzkiej oraz stawia pytanie – czy godność człowieka kończy się z momentem jego śmierci? Oraz czy jakiekolwiek badania naukowe są warte tego, by poświęcać ją na ich ołtarzu? W „Mrocznych archiwach” autorka nie udziela odpowiedzi na te pytania, ale po ich przeczytaniu raczej nie jest to konieczne.