Mateusz Szpytma: heroizm Ulmów nie wziął się znikąd. Byli wyjątkowi pod wieloma względami
Natalia Pochroń: Ze względu na beatyfikację Ulmów, do której doszło kilka dni temu, jest dziś o nich stosunkowo głośno, powstaje wiele poświęconych im artykułów, publikacji. Nie zawsze jednak tak było – jeszcze kilkanaście lat temu raczej nie byli oni szerzej znani w Polsce. Kiedy to się zaczęło zmieniać?
Mateusz Szpytma: Jeszcze na początku lat 90. ubiegłego wieku zainteresowanie historią Rodziny Ulmów było niewielkie. Jedną z pierwszych osób, która się o nią upomniała, był bratanek Wiktorii Ulma z domu Niemczak – Stanisław Niemczak (dziś ma 95 lat). W 1993 roku wystąpił dla nich o medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, które to odznaczenie dwa lata później zostało Ulmom przyznane.
W tym samym czasie ówczesny proboszcz parafii z Markowej – ks. Stanisław Leja – zainteresował tematem metropolitę przemyskiego ks. abp. Józefa Michalika. W 1999 roku miała miejsce beatyfikacja 108 męczenników II wojny światowej. Nie udało się zebrać do tego procesu wszystkich dokumentów dotyczących Rodziny Ulmów, dlatego dołączono ich do zbiorowego procesu 122 męczenników. W 2017 roku wydzielono ich sprawę – rozpoczął się proces beatyfikacyjny w diecezji przemyskiej „Sług Bożych – Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiu dzieci, jako męczenników z powodu nienawiści do wiary”.
Kiedy Pan zaczął zajmować się historią Ulmów?
Będąc dzieckiem, oglądałem w domu rodzinne zdjęcia. Znałem wszystkie ciotki i wujków, ale była wśród nich powtarzająca się grupa osób, o których nic nie wiedziałem. Zapytałem rodziców: „Kim oni są?”. Mama z tatą powiedzieli mi, że to są Ulmowie, nasi krewni. Zapytałem: „To dlaczego ich nie znamy?” Wtedy dowiedziałem się, że zostali zabici przez Niemców.
W 2003 roku usłyszałem w kościele parafialnym w Markowej, że ks. proboszcz Stanisław Leja rozważa zainicjowanie wniosku o przeprowadzenie procesu beatyfikacyjnego Rodziny Ulmów. Pomyślałem, że to dobry moment, by postawić poświęcony im pomnik. Rok później on stanął, bez pomocy instytucji państwowych. Napisałem wówczas artykuł o Ulmach, a następnie książkę.
Uroczystości 60. rocznicy mordu na rodzinie Ulmów w 2004 roku były momentem, kiedy media zainteresowały się tą historią. Na odsłonięciu wspomnianego pomnika obecny był Abraham Izaak Segal, który przeżył w Markowej ostatni etap Holokaustu. To on opowiadał o historii Ulmów w Izraelu. Wkrótce pod pomnik i na grób rodziny Ulmów zaczęły przyjeżdżać wycieczki izraelskie.
Jednocześnie przeżycia związane z tą historią i zainteresowanie medialne skłoniły społeczność Markowej do tego, aby dwa lata później nadać szkole podstawowej i gimnazjum imię Rodziny Ulmów. W wydarzeniu wzięli udział przedstawiciele władz państwowych – m.in. minister kultury i dziedzictwa narodowego. Przyjechał też ambasador Izraela w Polsce. I tak wiedza ta zaczęła się rozpowszechniać. Równocześnie wspierany przez śp. Janusza Kurtykę, (który również był obecny na odsłonięciu pomnika w Markowej i odwiedził miasto dwa lata później, już jako prezes IPN) napisałem dwie różne książki o rodzinie Ulmów: jedną po polsku, drugą po angielsku.
Jest Pan osobiście spokrewniony z Samarytanami z Markowej, jak często określa się Ulmów. To ułatwienie czy utrudnienie w zajmowaniu się ich historią?
Moja babcia była siostrą Wiktorii, która z kolei była matką chrzestną mojego taty. Przyznam, że pokrewieństwo z Ulmami było dla mnie dużym ułatwieniem w prowadzeniu pracy badawczej. Dzięki temu, że pochodzę z Markowej, miałem kontakt z mieszkańcami, którzy znali moich rodziców i dziadków. Ufali mi, przekazywali fotografie, dokumenty, dzielili się wiedzą o czasach niemieckiej okupacji w Markowej.
Ponadto jestem historykiem. W tym czasie pracowałem już w Instytucie Pamięci Narodowej. Przebadałem mnóstwo archiwów prywatnych i państwowych, studiowałem literaturę dotyczącą zbrodni niemieckich i ideologii nazistowskiej, np. szkoleń z jej zakresu dla niemieckiej żandarmerii. Udało mi się również jako pierwszemu dotrzeć do dokumentów kadrowych Eilerta Diekena, który wydał rozkaz zamordowania Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów, znajdujących się w niemieckich archiwach państwowych. Dotarłem także do dokumentów więziennych żandarma Josefa Kokotta. Autor Positio – ks. dr Witold Burda – zainteresował się tymi dokumentami.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie zamów książkę Mateusza Szpytmy „Sprawiedliwi i ich świat w fotografii Józefa Ulmy” bezpośrednio pod tym linkiem!
Na myśl o Ulmach z oczywistych względów przychodzi nam do głowy ich heroiczne poświęcenie i jego tragiczny efekt. Warto wspomnieć jednak o tym, że to tylko jeden z interesujących wątków ich historii. Jak wyglądało życie Ulmów przed wojną i w pierwszych jej latach?
Wiktoria i Józef stworzyli kochającą się rodzinę. Można powiedzieć, że żyli pełnią życia. Jeszcze jako nastolatkowie byli zaangażowani społecznie i religijnie – występowali w teatrze amatorskim w Markowej, udzielali się w Związku Młodzieży Wiejskiej. Józef działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej, potem w Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. Mimo, że ukończył tylko cztery klasy szkoły powszechnej i pół roku szkoły rolniczej w Pilźnie, pochodził z prostej, chłopskiej, niezamożnej rodziny i sam gospodarował na około trzech hektarach. Był niezwykle wszechstronnym człowiekiem, miał bardzo szerokie zainteresowania – był introligatorem, rolnikiem, ogrodnikiem, sadownikiem, członkiem spółdzielni mleczarskiej, spółdzielni zdrowia, fotografem – to była jego największa pasja.
Na podstawie informacji z czasopism i książek sam złożył aparat fotograficzny. Potem posługiwał się już profesjonalnym sprzętem. Ulma miał także pokaźną bibliotekę. Do dzisiaj zachowało się około 300 książek, w tym m.in.: „Dzieje biblijne Starego i Nowego Przymierza”, „Podręcznik fotografii”, „Wykorzystanie wiatru w gospodarce”, „Atlas geograficzny”. Jak na tamte czasy to duży księgozbiór. Prenumerował także gazety: „Przegląd Ogrodniczy”, „Wiedzę i Życie”, „Posłańca Serca Jezusowego”.
Nabytą w nich wiedzę wykorzystywał w praktyce – wprowadził chociażby innowacyjny sposób budowy pszczelich uli, nauczył się hodować jedwabniki, w nowoczesny sposób konstruował ule. Zbudował też maszynę do oprawy książek, turbinę wiatrową, dzięki której jego dom, jako pierwszy w Markowej, oświetlany był żarówką. Ulmowie mieli też radio, które wtedy działało na słuchawki.
Wiktoria z kolei przed ślubem angażowała się w życie religijne w Markowej. Była członkinią jednej z róż różańcowych, brała udział w kursach organizowanych przez Uniwersytet Ludowy. Mimo braku wykształcenia Ulmowie byli więc bardzo światłymi, w pewnym sensie nowoczesnymi ludźmi.
Jak Pan wspomniał, jedną z największych pasji Józefa Ulmy była fotografia. W przygotowanym przez siebie albumie zamieścił Pan mnóstwo świetnych zdjęć jego autorstwa. Co fotografował?
Swoją rodzinę, ale i Markową oraz okolicę. Uwiecznił ludzi i ważne dla lokalnej społeczności wydarzenia: chrzciny, śluby, pogrzeby, wesela, występy chóru i orkiestry, przedstawienia teatralne, prace polowe i domowe. Najbardziej wzruszają jednak zdjęcia najbliższych – przedstawiające Wiktorię i dzieci, ich codzienne zajęcia, pracę, zabawę, naukę, gospodarstwo.
Na czym polega wartość tych zdjęć?
Możemy tu mówić o dwóch wymiarach – intymnym, bardzo osobistym przedstawieniu najbliższej rodziny – oraz społecznym. Józef był uważnym obserwatorem. Wykonane przez niego zdjęcia praktycznie niczym kronika oddają realia życia w Markowej w latach 30. XX wieku oraz w okresie okupacji niemieckiej. Na czarno-białych kliszach uchwycił świat przedwojenny i Polskę z czasów okupacji niemieckiej.
Najważniejszym wątkiem w historii Ulmów jest niewątpliwie ich heroiczna postawa w czasie wojny. W jakich okolicznościach podjęli decyzję o przyjęciu pod dach Goldmanów? Czy wcześniej angażowali się w jakiś sposób w pomaganie ludności żydowskiej?
Markowscy Żydzi poprosili Ulmów o pomoc. Początkowo Józef pomagał im budować ziemianki na obrzeżach wsi. Wiemy o czteroosobowej rodzinie, zwanej Ryfkami, której pomógł zbudować schron w jarze niedaleko potoku. Nie był to jednak skuteczny sposób na przeżycie – niemieccy żandarmi wraz z granatowymi policjantami lub mieszkańcy na ich rozkaz przeprowadzali doraźne poszukiwania Żydów: zarówno we wsi, jak i w okolicy.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie zamów książkę Mateusza Szpytmy „Sprawiedliwi i ich świat w fotografii Józefa Ulmy” bezpośrednio pod tym linkiem!
Kiedy jesienią 1942 r. z prośbą o pomoc dla siebie i swoich najbliższych zwrócił się Saul Goldman oraz jego krewne z Markowej, rodzina Ulmów otworzyła przed nimi drzwi swojego domu. W ponurej rzeczywistości niemieckiej okupacji ryzykowali wszystkim – jakakolwiek pomoc okazywana skazanym na zagładę Żydom karana była śmiercią. Ulmowie o tym wiedzieli. Pomimo powszechnego terroru, strachu i ograniczonych możliwości materialnych przyszli błogosławieni dali świadectwo tego, że człowiek w imię ewangelicznej miłości bliźniego jest gotów przezwyciężyć lęk, a nawet ryzykować własne życie.
W jaki sposób przez piętnaście miesięcy udało im się ukrywać aż osiem osób?
Goldmanowie pomagali Ulmom w gospodarstwie, m.in. wyprawiali skóry. Tak zdobywali pieniądze za żywność. Nie mamy jednak żadnych przesłanek by twierdzić, że płacili za swój pobyt.
Przypuszcza się, że donosicielem okazał się Włodzimierz Leś. Znane są motywy jego działania? Chodziło o chęć wzbogacenia się, strach przed Niemcami?
Fakt, że przez tak długi czas udało się ukryć Saula Goldmana z czterema synami oraz Gołdę Grünfeld i Leę Didner z córką, świadczy o tym, że w otoczeniu nie było zdrajcy. Są poszlaki w dokumentach powojennych mówiące o kontaktach Goldmanów z Lesiem. Mieli dać granatowemu policjantowi na przechowanie jakiś majątek. Były to prawdopodobnie różnego rodzaju nieruchomości. Pod koniec okupacji rodzinie brakowało środków na utrzymanie, więc nachodzili Lesia i domagali się zwrotu tego, co mu powierzyli. Ten jednak nie oddawał, dlatego sami zabierali inne rzeczy z jego domu. Na tym tle powstał konflikt i Leś mógł na nich donieść. To są jednak poszlaki. Nie ma stuprocentowej pewności, że to on doniósł.
Ulmowie byli powszechnie znani w Markowej. Jak ich egzekucja wpłynęła na postawy mieszkańców tej miejscowości, szczególnie tych ukrywających Żydów?
W Markowej dzięki mieszkańcom przeżyło 21 Żydów, a więc pomoc im nieśli nie tylko Ulmowie. Także inne rodziny podały pomocną dłoń prześladowanym współobywatelom. Było około 10 rodzin, które pomagały Żydom. Trzeba podkreślić, że rodziny z Markowej po mordzie dokonanym przez Niemców na Ulmach nie przestraszyły się i dalej pomagały ludności żydowskiej – chociaż przekonały się, co im za to grozi.
Polacy stanowią najliczniejszą grupę wśród osób odznaczonych honorowym tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Na czym polega wyjątkowość Ulmów?
Najważniejsze jest świadectwo ich życia. Bohaterstwo i heroizm polskiej rodziny nie wzięły się znikąd. Było to zgodne, kochające się małżeństwo, które wiodło dobre, pobożne życie. Ten heroizm był efektem ich otwarcia na ewangeliczną miłość bliźniego. Ulmowie nie chcieli umierać – oni kochali życie, stworzyli wielodzietną rodzinę, otwartą na kolejne dzieci. Chronili życie – dając schronienie żydowskim sąsiadom.
Kluczowym elementem jest sposób ich życia, przeżywania codzienności, modlitwy, rozumienia małżeństwa i rodzicielstwa. Dzięki historii Ulmów i muzeum ich imienia, powstałego dzięki współpracy merytorycznej z Instytutem Pamięci Narodowej, obcokrajowcy mogą się dowiedzieć choćby tego, że w okupowanej Polsce podczas II wojny światowej za pomoc Żydom Niemcy karali śmiercią.
Historia Ulmów to też świadectwo pięknej miłości, przeżywania codzienności, rozumienia małżeństwa i rodzicielstwa, wielodzietnej rodziny przyjmującej każde życie. Mieli tylko kawałek ziemi, z którego musieli się wyżywić, mimo to ich dzieci były dobrze wychowane, ładnie ubrane. Na licznych zdjęciach, które robił Józef, widzimy uśmiechniętą, kochającą się rodzinę. Ulmowie dają nam mocne świadectwo miłości we wszystkich wymiarach
Dzięki takim jak oni przeżyły dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi. Ofiara Rodziny Ulmów jest symbolem poświęcenia i męczeństwa wszystkich Polaków, którzy traktowali z miłością Żydów – zwłaszcza tych, którzy za tę pomoc zostali przez Niemców zamordowani. Historia Ulmów ukazuje bestialstwo i okrucieństwo okupacji niemieckiej, które stało się doświadczeniem Polaków i Żydów.
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Instytutu Pamięci Narodowej.