Mark Leonard – „Wiek nie-pokoju. Współzależność jako źródło konfliktu” – recenzja i ocena
Mark Leonard – „Wiek nie-pokoju. Współzależność jako źródło konfliktu” – recenzja i ocena
W ostatnim czasie na rynku pojawiło się sporo pozycji wyjaśniających zmiany, jakie nastąpiły w polityce zagranicznej od czasu upadku żelaznej kurtyny. Jedną z takich publikacji jest „Wiek nie-pokoju”, Marka Leonarda, brytyjskiego analityka stosunków międzynarodowych i dyrektora European Council on Foreign Relations. Autor jest zaliczany do grona najbardziej wpływowych myślicieli geopolitycznych. Na wstępie przyznaje on, że wiele lat zajęło mu zrozumienie, iż ludzie mogą interpretować wydarzenia inaczej, niż on. Wynikało to z tego, że żyjąc we własnej bańce, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa, nie musiał zastanawiać się nad tym, że ktokolwiek może wyrażać odmienne poglądy i wartości.
Po prostu pokolenie Marka Leonarda – bezkrytycznie przyjmowało, iż globalizacja i internet jest receptą do uzyskania wspólnej świadomości politycznej. Handel miał wszystkich połączyć międzynarodowymi łańcuchami dostaw, zaś nauka, a nie emocje, miały stanowić podstawę do podejmowania decyzji w rozstrzyganiu sporów we wszelkich dziedzinach. W praktyce okazało się, że te same połączenia, które spajają świat, jednocześnie go rozdzielają i zwiększają konkurencję. To jeden z głównych powodów, które skłoniły Brytyjczyka do napisania tej ważnej publikacji, abyśmy także stanęli przed kluczowymi pytaniami: Przyjmować migrantów czy budować mury? Stawiać na wolny handel czy protekcjonizm? Opowiadać się za wartościami nowoczesnymi czy powrotem do tradycji?
Gdyby zsumować wszystkie dane, okazałoby się, że w XXI wieku liczba śmiertelnych ofiar wojen „konektywnych”, w której bronią są ataki cybernetyczne, wojny handlowe, sankcje, fake newsy, wydalanie migrantów zdecydowanie przewyższa liczbę ofiar wojen konwencjonalnych. W ciągu dwóch dekad w konfliktach zbrojnych ginęło średnio mniej, niż siedemdziesiąt tysięcy osób rocznie. W wyniku wojen „konektywnych” ucierpiały miliony. A sytuacja będzie się stale pogarszać, jak podkreśla Mark Leonard. Dlaczego tak się dzieje? Cóż, przyczyny takiego stanu rzeczy są strach, chciwość czy pragnienie władzy zwalczających się nawzajem państw. Na kartach recenzowanej książki znajdziemy rozliczne przykłady tego typu polityki: Rosja wykorzystuje dostawy gazu, aby szantażować swoich sąsiadów oraz ingeruje w wybory. Turcja grozi otwarciem granic i wydaleniem uchodźców. Arabia Saudyjska wspiera organizacje paramilitarne i finansuje wahabickie meczety. Indie skarżą się na kolonializm i wyrzucają chińskie firmy ze swojego rynku. Natomiast najwięcej uwagi brytyjski analityk w swojej publikacji poświęca rywalizacji amerykańsko-chińskiej na polu technologicznym.
Gdy Stany Zjednoczone były liderem świata rozwiniętego, a Chiny były największym z krajów rozwijających się, zachodni dyplomaci i dziennikarze wierzyli, iż integracja Pekinu ze „światowym porządkiem” prowadzi nie tylko do wydobycia z ubóstwa setek milionów ludzi, ochrony środowiska, walki z urzędniczą biurokracją, ale przede wszystkim spowoduje zbudowanie w Państwie Środka liberalnej demokracji. Wyszło zgoła inaczej i najlepszą tego puentą dla Zachodu jest przypomnienie przez Marka Leonarda chińskiej myśli – to, co jest dobre dla nich, wcale nie musi być dobre dla ciebie. Podobnie jak w wielu książkach poświęconych geopolityce, także i tutaj znajdziemy „niesamowitą” przemianę Chin w światowe mocarstwo. Wystarczy wspomnieć, że 2001 roku, gdy Chiny przestępowały do Światowej Organizacji Handlu, ich gospodarka stanowiła jedną dziesiątą gospodarki amerykańskiej. Dwadzieścia lat później, wielkość chińskiej gospodarki przekroczyła dwie trzecie amerykańskiej. A obecnie pasmem rywalizacji amerykańsko-chińskiej jest wyścig związany z rozwojem sztucznej inteligencji.
Jeśli ktoś myśli, że rozwój sztucznej inteligencji jest budowany w celach jedynie pokojowych i ułatwiających nam życie, to się srogo zawiedzie. Mark Leonard na przykładzie chińskim pokazuje jak wielkim zagrożeniem dla naszej wolności jest sztuczna inteligencja, która w dużej mierze służy do inwigilowania obywateli. Dostajemy mnóstwo ciekawostek jak technologiczny postęp funkcjonuje w Chinach. Przykładowo wchodząc do jednego z budynków, zostajemy przeskanowani i na ekranie wyświetla się nasz poziom szczęścia, stopień atrakcyjności, wiek, rodzaj informacji marketingowych, na które jesteśmy podatności itd. W niektórych miastach stosuje się program społecznego kredytu. Każdy z mieszkańców może otrzymać dziewięćset punktów. Oczywiście za każde przewinienie, punktacja leci w dół – jak w przypadku przejścia na czerwonym świetle i nasza twarz zostaje wyświetlana na ulicznych telebimach. W dużej mierze ma to służyć temu, aby obywatele nie mogli zrzeszać się w organizacjach na rzecz praw człowieka czy tych krytykujących władzę. Nie będzie zaskoczeniem, że państwa zachodnie w inwigilowaniu obywateli w równym stopniu wykorzystują nasze dane i coraz bardziej zbliżają się w tym względzie do Chin – o czym szeroko rozpisuje się specjalista od stosunków międzynarodowych.
Ponadto Mark Leonard zahacza o kwestię współdziałania rządzących polityków i światowych korporacji. Wielu czytelników, którzy zdecydują się sięgnąć po książkę zobaczy między innymi hipokryzję szefa Facebooka – Marka Zuckerberga, którego działania nijak się mają do wartości wolności i otwartości, bo tymi hasłami lubi szermować. „Włożyć między bajki” trzeba, że wszelkie portale społecznościowe mają misję łączenia świata. Nie są niczym innym – jak reklamowymi potworami, które pragną zgarną jak najwięcej pieniędzy ze sprzedaży swoich użytkowników – przeczytamy „W wieku nie-pokoju”. Najprościej rzecz ujmując, korporacyjne molochy bez mrugnięcia okiem, dostosowują się do wszelkich zmian, jakie narzucają im rządzący. Dzięki temu gigantyczne firmy mogą jeszcze więcej zarobić, bo mniejsi nie są w stanie sprostać narzucanym wymaganiom. To w konsekwencji prowadzi do likwidacji potencjalnej konkurencji.
Na kolejnych kartach książki, Mark Leonard wyjaśnia jak technologia przyczynia się do polaryzacji społeczeństwa. Jak powszechny dostęp do technologii cyfrowej wykorzystywany jest tylko po to, aby człowiek w sieci ulegał populistycznym hasłom. I choć internet pozwolił każdemu człowiekowi odnaleźć realną społeczność o podobnych poglądach, podzielającą jego zainteresowania i sens życia – to w rezultacie takie wąskie grupy zamykają się w hermetycznym zestawie faktów. Wybierają tylko tych dostawców wiadomości, którzy serwują im to, co chcą usłyszeć. A nawet nie muszą ich dostrzegać, gdyż „algorytmiczne sterowane platformy” nie pozostawiają możliwości racjonalnego dokonywania wyborów – przypomina autor w swojej publikacji i dodaje, że sztuczna inteligencja pozbawia ludzi podmiotowości.
Jak mawiał Carl von Clausewitz, wojna to kontynuacja polityki przy użyciu innych środków. Ten znany cytat cytat idealnie pasuje do ostatniej części książki. Geopolitolog opisuje, jak państwa wykorzystują przepływ idei, ludzi, towarów, danych, które stały się polami bitewnymi XXI wieku. Trafnie zauważa, że najważniejsze wyzwanie jak terroryzm, cyberwojna, zmiany klimatyczne czy napływ migrantów spowodowały zniesienie podziału na sprawy wewnętrzne i zewnętrzne, krajowe i zagraniczne. Tym samym: Nie ma wyraźnej różnicy między wojną a pokojem – podkreśla z całą stanowczością Mark Leonard.
Świat zmienia się w zastraszającym tempie i „Wiek nie-pokoju” świetnie to pokazuje. Jeśli na co dzień nie śledzi się debat geopolitycznych i nie czyta się publikacji na temat stosunków międzynarodowych, to dla wielu lektura wydana przez Krytykę Polityczną, może okazać się sporym szokiem poznawczym. Praca Marka Leonarda zachęca do tego, aby uważniej zainteresować się kwestiami, które mają niebagatelny wpływ na przyszłości następnych pokoleń. Lektura obowiązkowa na trudne czasy.