Mark Hodder - „Burton i Swinburne w dziwnej sprawie Skaczącego Jacka” – recenzja i ocena
Część pierwsza, w której poznajemy autora i jego życiorys
Mark Hodder to człowiek Londynu, który całe swoje życie zawodowe związał z miastem nad Tamizą. Był redaktorem i dziennikarzem, pisał dla BBC, był twórcą witryn internetowych, a także studentem kulturoznawstwa. Jak sam o sobie pisze, jest wielbicielem historii Wielkiej Brytanii, dobrej kuchni, Toma Waitsa i „całego mnóstwa innych dziwactw”. Na nasze szczęście zabrał się też do pisania prozy literackiej, a jego debiutem jest wydany w zeszłym roku pierwszy tom serii Burton i Swinburne, uhonorowany Nagrodą im. Philipa K. Dicka.
Część druga, w której recenzent ośmiela się wspomnieć w kilku słowach o fabule
Czytelniku, witaj w Londynie Anno Domini 1861. Uważaj na rozmaite niebezpieczeństwa: czy to rozpędzone machiny parowe, czy gęstą mgłę zmieszaną z sadzą, czy też ulicznych rzezimieszków. Ale największym i najbardziej przerażającym zagrożeniem, jakiego możesz się spodziewać, jest wataha loups-garous (ludzi-wilków terroryzujących ponure i dzikie zaułki londyńskiego East Endu) oraz dziwne widmo zwane Skaczącym Jackiem. Jego Królewska Mość Albert, następca zamordowanej w zamachu młodziutkiej królowej Wiktorii, oraz Henry John Temple, trzeci wicehrabia Palmerston, postanawiają powierzyć rozwiązanie tych zagadek doświadczonemu podróżnikowi, awanturnikowi, lingwiście i oficerowi, kapitanowi sir Richardowi Francisowi Burtonowi. Ten ostatni jest aktualnie zdruzgotany po próbie samobójczej jego towarzysza z wyprawy poszukującej źródeł Nilu, porucznika Johna Hanninga Speke’a. Kapitan Burton bardzo szybko przekonuje się, że intryga, którą ma rozwikłać, jest o wiele bardziej zawiła niż może się to wydawać i łączy wydarzenia na pozór najbardziej ze sobą niezwiązane – i najbardziej oddalone w czasie.
Część trzecia, w której postara się pokazać zalety i wady pozycji
Po pierwsze książka ta zrujnowała mi wieczór. Miałem wtedy zrobić kilka rzeczy, a skończyłem całkowicie pochłonięty lekturą, zapominając o całym świecie. Nie wystarczy powiedzieć, że ta książka wciąga – ona pochłania. Czytelnik gorączkowo przerzuca kolejne strony, by jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej, jednocześnie tocząc walkę z chęcią zajrzenia na ostatnią stronę. Jest to zasługą zarówno lekkiego pióra Hoddera, jak i jego umiejętności świetnego konstruowania opisów. Są one niesamowicie sugestywne: czytelnikowi bez wysiłku stają przed oczami wizje steampunkowego Londynu.
Jeśli jesteśmy przy kwestii języka, muszę niestety wytknąć jedyną pomyłkę tłumacza, jaką wychwyciłem: angielskie imię „George” tłumaczy się jako „Jerzy”, nie „Grzegorz”. Dłuższą chwilę zastanawiałem się bowiem, kim miałby być król Grzegorz III z dynastii hanowerskiej.
Od samego początku wątków jest sporo. Wraz z postępami w śledztwie prowadzonym przez Burtona będą się one łączyć w całość. Na szczęściem Hodder doskonale panuje nad akcją, dzięki czemu nie sposób jest się zgubić w ilości motywów. A przynajmniej nie bardziej niż autor zaplanował.
Osoby dobrze znające historię Wielkiej Brytanii często będą uśmiechać się pod wąsem. W powieści aż roi się od postaci historycznych, począwszy od księcia-małżonka Alberta (w powieści: króla), lorda Palmerstona i Richarda Burtona, przez Algernona Swinburne’a, Karola Darwina, Isambarda Kingdoma Brunela, markiza Berensforda, a na Florence Nightingale i gazeciarzu nazwiskiem Oscar Wilde kończąc. Rzecz oczywista, pełnią one role trochę inne niż w naszej historii, zaś porównywanie ich ścieżek do losów postaci historycznych daje dodatkową radość. Gdyby ktoś nie znał jednak niektórych mniej rozpoznawanych postaci z historii imperium, jak na przykład Swinburne’a czy Brunela, w sukurs przychodzi mu zamieszczony przez Hoddera na końcu książki słowniczek. Dzięki niemu można porównać losy bohaterów książkowych i historycznych.
Fabuła… Cóż, z fabułą jest pewien problem. Przez dłuższy czas Hodder prowadzi ją wyśmienicie, umiejętnie zagęszczając wydarzenia i dodając nowe elementy. Śledztwo Burtona jest naprawdę wciągające i przekonująco opisane. Jednak w pewnym momencie (nie mogę niestety napisać w jakim, bo zepsułoby to przyjemność z lektury) świat przeskakuje. Powstaje wielka przepaść między realiami, które dotychczas poznaliśmy, a tym, co się pod nimi kryje. Osobiście uważam ten chwyt za bezcelowy, bowiem raptem na świat, który już poznaliśmy, zostaje nam nałożony inny, posunięty w rozwoju o jakieś sto lat. Niby znajduje to wytłumaczenie, ale w moim odczuciu nie dość przekonywujące, jak na tak radykalny zabieg.
Niektóre rozwiązania zostały przez autora zapożyczone. Przyczyna pojawienia się Skaczącego Jacka czy też rola, jaką w drugiej części powieści pełni czas – to elementy, które znamy już z innych książek. Biorąc po uwagę bardzo wysoki poziom innych elementów powieści, sprawia to wrażenie, jakby autorowi chwilami nieco brakowało pomysłów i posiłkował się sprawdzonymi rozwiązaniami.
Część czwarta, w której opisane zostanie wydanie książki
Do rąk dostajemy książkę w miękkiej, solidnej okładce, opatrzonej świetną grafiką, dobrze dopasowaną do fabuły powieści. Układ stron jest czytelny, podobnie jak czcionka, a wygodnym dodatkiem jest wszyta tasiemka, pełniąca rolę zakładki. Papier kremowy, szorstki, dobrej jakości. Książka do kieszeni się nie zmieści, więc czytanie jej w biegu może nastręczać pewnych trudności.
Część piąta, w której „Dziwna sprawa Skaczącego Jacka” zostanie podsumowana
Mark Hodder proponuje wycieczkę do świata, który w Polsce nie jest znany zbyt szeroko, jeśli nie liczyć powieści Verne’a. Powieść skonstruowana jest świetnie, postacie są ciekawe i umiejętnie zarysowane, czytelnik kolejne strony wręcz pożera. Biorąc pod uwagę, że jest to debiut, można oczekiwać, że kolejne pozycje będą jeszcze lepsze. Książkę polecam wszystkim miłośnikom steampunkowej konwencji, a także każdemu lubiącemu dobrą powieść fantastyczną. Burton i Swinburne w dziwnej sprawie Skaczącego Jacka to dobra, solidna i wciągająca pozycja, którą warto przeczytać.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Dagmara Jagiełło