Mariusz Wołos: sowieccy dyplomaci niejednokrotnie próbowali wpływać na sytuację wewnętrzną Drugiej Rzeczypospolitej
Natalia Pochroń: Temat relacji polsko-sowieckich obarczony jest dość dużym ładunkiem emocjonalnym, często wykorzystywany jest przez publicystów czy polityków do celów ideologicznych lub propagandowych. Jak w świetle tego wygląda stan badań dotyczących relacji polsko-sowieckich z pierwszej połowy XX wieku?
Mariusz Wołos: Stan badań jest dosyć zaawansowany, chociaż trzeba przyznać, że dużo lepiej wygląda on po stronie polskiej niż rosyjskiej. W dużej mierze spowodowane jest to faktem, że w zasadzie do lat dziewięćdziesiątych dostęp do bardzo istotnych źródeł rosyjskich do badań stosunków polsko-sowieckich w pierwszej połowie XX wieku był praktycznie niemożliwy. Co prawda wydano w tym czasie kilka edycji źródłowych na ten temat, jednak omijały one tzw. białe plamy. My założyliśmy, że zamieścimy w naszych tomach źródła, które do tej pory znajdowały się całkowicie poza obiegiem naukowym, ze wskazaniem na materiały sowieckie pochodzące przede wszystkim z archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej, które do tej pory bardzo mocno reglamentuje dostęp do swoich archiwaliów. Dodatkowo uwzględniliśmy również materiały, które przed rokiem 1989, ze względów ideologicznych, były przez edytorów raczej omijane.
Co przy tym istotne, przygotowując tę edycję abstrahowaliśmy całkowicie od kwestii politycznych. Traktujemy nasze tomy jako wydawnictwo źródłowe z aparatem naukowym, przygotowane przez naukowców specjalizujących się w dziejach relacji polsko-sowieckich, aczkolwiek niekoniecznie adresowane wyłącznie do innych naukowców.
N.P.: Jak Pan wspomniał, przed długi czas archiwa rosyjskie pozostawały dla polskich badaczy zamknięte. Jak wygląda ta kwestia dzisiaj? Jak układała się Państwa współpraca z badaczami rosyjskimi?
M.W.: Relacje z badaczami rosyjskimi ułożyły się w efekcie źle. Przygotowując nasze tomy, nosiliśmy się z zamiarem skomponowania ich wspólnie, stąd początkowo w przedsięwzięcie zaangażowało się grono bardzo dobrych znawców relacji polsko-sowieckich z Rosji. My robiliśmy swoje, oni swoje, bez jakiegokolwiek podziału analizowanych materiałów. Oni mieli więc możliwość badania dokumentów polskich, my – ograniczoną, ale jednak – możliwość badania materiałów posowieckich. Jednakże po roku 2014, kiedy Putin dokonał agresji na wschodnią Ukrainę i aneksji Krymu, relacje polityczne bardzo się skomplikowały, co też niestety odbiło się na naszym projekcie. Strona rosyjska bez informowania nas wycofała się ze współpracy i na początku 2018 roku (z datą edycji w roku 2017), nawiązując niewątpliwie do setnej rocznicy dojścia bolszewików do władzy, wydała własne cztery tomy dokumentów.
Różnica między naszymi tomami a publikacjami rosyjskimi polega jednak na tym, że o ile Rosjanie wydali dokumenty wyłącznie sowieckie sporządzone w języku rosyjskim, my przedstawiliśmy materiały dwóch stron, także te, dla których zabrakło miejsca w tomach rosyjskich. Do tego postanowiliśmy prezentowane materiały sowieckie przełożyć także na język polski lub też zamieścić ich ówczesne tłumaczenia – tak, by mogli zapoznać się z nimi również specjaliści nieznający języka rosyjskiego czy też francuskiego.
Nasza seria jest więc przykładem negatywnego wpływu stosunków międzypaństwowych na świat nauki i agresywnej polityki rosyjskiej, która odbija się na próbie realizacji tak szczytnych zamierzeń, jak współpraca w zakresie wspólnych badań historycznych.
N.P.: Skąd pochodzą zaprezentowane w tomie materiały źródłowe? Gdzie przeprowadzali Państwo kwerendy?
M.W.: Kwerendy przeprowadzaliśmy w wielu państwach, przy czym trzymaliśmy się zasady, by szukać dokumentów głównie polskich i sowieckich, z nielicznymi wyjątkami, kiedy sięgaliśmy np. do źródeł brytyjskich. Należy jednak mieć na uwadze fakt, że o ile Rosjanie mają materiały źródłowe z okresu sowieckiego zgromadzone w swoich archiwach, o tyle polskie dokumenty z międzywojnia i z okresu drugiej wojny światowej są mocno rozproszone po świecie. Dlatego też prowadziliśmy badania m.in. w Londynie, ze wskazaniem na Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, w archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego czy Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku. Wybiórczo wykorzystaliśmy także zbiory archiwów holenderskich i innych instytucji. Co warto podkreślić, niemałą rolę odegrały też archiwa ukraińskie w Kijowie, świetnie uzupełniające źródła rosyjskie czy polskie, a przy tym oferujące znacznie łatwiejszy dostęp do dokumentów niż archiwa znajdujące się na terenie Rosji. Pochodzące z nich materiały okazały się niezwykle istotne i bardzo cenne.
N.P.: Jedynie w pierwszym tomie udało się Państwu zgromadzić ponad 700 różnych dokumentów. Jakiego rodzaju są to materiały?
M.W.: Bardzo różne. Dominuje tu wprawdzie dokumentacja dyplomatyczna, ale nie monopolizuje ona naszych tomów. Przedstawiliśmy w nich materiały zarówno proweniencji wojskowej, jak i teksty o charakterze publicystycznym czy co ważniejsze przedruki artkułów z prasy. W przypisach podajemy też czasami odwołania do pamiętników lub protokołów rady ministrów. Dokonując selekcji dokumentów staraliśmy się brać pod uwagę to, co zostało już wcześniej wydane, w jakimś sensie wchodzimy w dialog z opublikowanymi już seriami dokumentów. Mam tu na myśli chociażby bardzo znaną swego czasu, lecz mocno zideologizowaną serię „Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-radzieckich”, wydawaną jeszcze w latach sześćdziesiątych i późniejszych pod czujnym okiem cenzury. Łącznie w czterech tomach zgromadziliśmy ponad 2000 dokumentów, gros z nich stanowią materiały wcześniej nieznane.
N.P.: Czy udało się Państwu dotrzeć do jakichś dokumentów, które rzuciłyby całkiem nowe światło na znane nam wydarzenia, postaci?
M.W.: Nowe światło raczej nie, wiele zgromadzonych przez nas dokumentów znacząco poszerza jednak stan wiedzy na temat historii relacji polsko-sowieckich. Jako przykład może tu posłużyć chociażby wewnętrzna korespondencja delegacji Ukrainy sowieckiej z okresu pertraktacji ryskich, w której to wypowiada się ona o terytorium tzw. Zachodniej Ukrainy, czyli południowo-wschodnich województwach Rzeczypospolitej, jako o ziemiach okupowanych przed Polskę. W dokumentach padają wprost takie sformułowania, jest to bardzo mocno wyeksponowane. Podobnie chociażby z traktatem ryskim - materiały, do których dotarliśmy, obrazują, że strona sowiecka nie traktowała go w kategoriach długiego trwania, a jako rozwiązanie czasowe. Do tego dokumenty ujawniają mechanizm podejmowania decyzji, układ sił, kulisy rozmów, o których dotąd nie wiedzieliśmy. Wybraliśmy dużo materiału wcześniej nieznanego, który – mam nadzieję – będzie przydatny dla historyków badającym stosunki polsko-sowieckie.
N.P.: Przechodząc do tematyki tychże dokumentów – stosunkowo dużo wiemy już o oglądzie Drugiej Rzeczypospolitej oczyma czy to Francuzów, Brytyjczyków, Niemców, czy Amerykanów. Flanka sowiecka pozostaje jednak pod tym względem praktycznie niezbadana. Jak w ZSRR postrzegano Polskę i przede wszystkim – jak zareagowano w Moskwie na odrodzenie się niepodległego państwa polskiego?
M.W.: Polskę postrzegano bardzo negatywnie. Ze zgromadzonych przez nas dokumentów wyłania się obraz pełen ironii, dominują kąśliwe uwagi pod adresem polskich polityków, próba grania różnymi siłami politycznymi – nie tylko lewicowymi, ale i np. narodową demokracją – dla realizacji sowieckich celów politycznych. Mamy również do czynienia z bardzo wyraźną aktywizacją polityki sowieckiej wobec Polski, chociażby w okresie wyborów do Sejmu pierwszej kadencji i Senatu pierwszej kadencji z 1922 r. Z zamieszczonych przez nas dokumentów widać, że oczy Moskwy skierowane były na Drugą Rzeczpospolitą, jej poszczególne regiony, wydarzenia, wybitne postaci - Sowieci to wszystko pilnie śledzili i analizowali.
Natomiast ma Pani rację, tak kompleksowych badań nikt do tej pory nie przeprowadził i obawiam się, że długo to nie nastąpi – a to dlatego, że Rosjanie nie udostępniają pewnych typów dokumentów. Odwołajmy się do przykładów, takich jak materiały sowieckich attaché wojskowych. W naszych czterech tomach znalazł się tylko jeden raport sowieckiego attaché wojskowego – Iwana Kłoczki – i to tylko dlatego, że sporządzony przez niego materiał zachował się w dokumentach dyplomacji cywilnej i dzięki temu mogliśmy do niego dotrzeć. Drugi rodzaj dokumentów, których Rosjanie zasadniczo nie udostępniają, to materiały przygotowywane w konsulatach sowieckich na terenie Rzeczypospolitej i Wolnego Miasta Gdańska. Dokumenty te – z drobnymi tylko wyjątkami – znajdują się poza obiegiem naukowym, nigdy nie były udostępniane. Nawet jeżeli historycy rosyjscy po nie sięgali, to celowo nie podawali sygnatur, żeby nie można było ich odnaleźć.
N.P.: Jednym z ważniejszych punktów odniesienia w relacjach polsko-sowieckich w całym dwudziestoleciu międzywojennym była wojna polsko-bolszewicka. Jak wyglądało międzynarodowe tło tej wojny? Jak postrzegana była ona przez zachodnich przywódców?
M.W.: Przywódcy zachodni przede wszystkim nie doceniali znaczenia tej wojny dla Europy. Nie doceniali też traktatu ryskiego, który, bądź co bądź, stabilizował Europę Środkowo-Wschodnią na wiele lat. Wojnę polsko-bolszewicką postrzegano jako „wschodnią awanturę” – o tyle przy tym niebezpieczną, że mogącą wciągnąć zachodnie państwa do niechcianego konfliktu przeciwko państwu bolszewików. Oprócz tego zachodni przywódcy negatywnie oceniali granicę ustanowioną po wojnie. Uważali, że jest ona zbyt daleko wysunięta na wschód, przez co włącza do Rzeczpospolitej tereny zamieszkiwane przez elementy etnicznie niepolskie. To zaś mogło ich zdaniem komplikować relacje polsko-sowieckie w przyszłości, a co za tym idzie także relacje między Rosją Sowiecką oraz państwami zachodnimi.
Poznaj historię polsko-sowieckiej dyplomacji czasów II RP! Kup Dokumenty do historii stosunków polsko-sowieckich 1918–1945
Materiał został zrealizowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org: „Historia, ale jaka? O Rosji analitycznie, a nie mistycznie”, zrealizowanego we współpracy z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.
N.P.: Jeśli już jesteśmy przy traktacie ryskim – wspomniał Pan, że Rosjanie nie traktowali go poważnie. Jak dokładnie postrzegane było to porozumienie przez stronę polską i sowiecką? Czy miało ono szansę ustanowić względnie trwały pokój między krajami czy było to raczej krótkotrwałe rozwiązanie?
M.W.: Z punktu widzenia dyplomacji sowieckiej traktat ryski postrzegany był zdecydowanie jako rozwiązanie chwilowe, wymuszone rozwojem wypadków. Proszę pamiętać, że preliminaria pokojowe podpisano 12 października 1920 r., kiedy w Rosji trwała jeszcze wojna domowa i trzeba było skierować siły Armii Czerwonej przeciwko oddziałom generała Piotra Wrangla. To była główna determinanta szybkiego podpisania preliminariów, traktowanych wyłącznie pragmatycznie, do załatwienia innych spraw. Ewidentnie wyłania się także tymczasowość rozwiązań traktatu ryskiego, w dużym stopniu zresztą niewypełnionego przez stronę sowiecką. Władze polskie dążyły natomiast do tego, aby traktat miał charakter trwały i był elementem stabilizującym sytuację w Europie – nie tylko na granicy polsko-sowieckiej, ale i szerzej, dla krajów, które graniczyły z państwem bolszewików od strony zachodniej.
N.P.: Drugą część tomu pierwszego, obejmującą okres od 1921 do 1926 r., opatrzyli Państwo tytułem „Poszukiwanie normalizacji”. Czy tę normalizację udało się znaleźć? Jak układały się stosunki między Polską a sowiecką Rosją od momentu podpisania traktatu w Rydze do zawarcia paktu o nieagresji w 1932 r.?
M.W.: Względną normalizację – i to też przejściowo – udało się znaleźć dopiero na początku lat trzydziestych, kiedy to wynegocjowano, podpisano i korzystano z postanowień paktu o nieagresji z 1932 r. Próby poszukiwania tej normalizacji podejmowano jednak już wcześniej, w różnym wymiarze. Przykładem była chociażby próba zbliżenia gospodarczego, której symbolem stała się misja posła polskiego Ludwika Darowskiego do Związku Sowieckiego z początku 1924 r. Podobnych starań było więcej, jednak zakończyły się one fiaskiem. Droga do porozumienia była bardzo daleka, na przeszkodzie stały różnice ideologiczne, ale i zupełnie odmienny charakter obu państw. Do tego na stosunkach polsko-sowieckich cieniem kładło się wciąż niewywiązywanie się przez stronę sowiecką z postanowień traktatu ryskiego.
N.P.: Spora część dokumentów zgromadzonych w Państwa książce poświęcona jest sprawie trudnych relacji Kościoła rzymskokatolickiego z bolszewikami, pojawia się tam chociażby raport do ministra spraw zagranicznych z prośbą o wstawiennictwo Polski w sprawach Kościoła w Związku Sowieckim. Jak wyglądała skala tego problemu i czy Polska zdecydowała się na jakąś interwencję?
M.W.: Problem trudnych relacji władz sowieckich z Kościołem katolickim, zdominowanym w dużej mierze tak od strony duchowieństwa, jak i wiernych przez Polaków, pojawił się mniej więcej początkiem 1922 r. Sytuacja wyglądała nieciekawie. Niszczono Kościoły, odbierano je parafiom, prześladowano zarówno wiernych, jak i duchownych. Dobrym przykładem jest tu chociażby sytuacja z 1923 r., kiedy to na ławie oskarżonych w Piotrogrodzie, późniejszym Leningradzie, posadzono kilkunastu duchownych, w większości narodowości polskiej, w czym dwóch skazano na karę śmierci, a jeden z tych wyroków wykonano. To pokazuje skalę problemu, a był to ledwie początek.
Terror nieustannie się nasilał, co też skończyło się już w drugiej połowie lat trzydziestych praktycznie całkowitą likwidacją struktur Kościoła rzymskokatolickiego. W efekcie, u schyłku międzywojnia, na terenie Związku Sowieckiego, będącego wówczas największym państwem na świecie, czynne pozostawały wyłącznie dwie świątynie rzymskokatolickie. Całą resztę zlikwidowano, a księży w większości wymordowano albo zostali oni ekspulsowani na tereny Rzeczypospolitej. Polska interweniowała wielokrotnie ustami swoich dyplomatów czy notami werbalnymi, jednak z niewielkim skutkiem.
N.P.: Cezurą końcową tomu pierwszego jest data 31 maja 1926 r., a więc kilkanaście dni po zamachu majowym. Jak strona sowiecka zareagowała na to wydarzenie?
M.W: Dyplomaci sowieccy wiele obiecywali sobie po walkach w Warszawie. Z zachowanych dokumentów jednoznacznie wynika, że liczyli oni na to, iż walki przekształcą się w wojnę domową, dojdzie do uruchomienia mas robotniczo-chłopskich i w efekcie – osłabienia Rzeczypospolitej, co stworzy warunki do jej sowietyzacji. Stąd tak nieprzyjemnym dla nich zaskoczeniem było szybkie zawieszenie broni i ustabilizowanie sytuacji w kraju. Sowieci nie byli w stanie zrozumieć mechanizmów kierujących ówcześnie polską polityką czy też posunięć Marszałka Piłsudskiego. Do tego dochodziło zagubienie samych komunistów polskich, którzy nie wiedzieli jak ustosunkować się do zamachu majowego. Chociaż ostatecznie zdecydowali się poprzeć zamachowców, zrobili to nie ze względów ideologicznych, lecz głównie doktrynerskich, po pierwsze dlatego, że nie mieli wytycznych z Moskwy jak powinni się zachować, po drugie uważali, że lepiej poprzeć „lewy faszyzm” przeciwko „prawemu faszyzmowi”, po trzecie wreszcie – porównywali te wydarzenia do sytuacji w samej Rosji. Uważali, że Piłsudski może spełnić rolę Aleksandra Kiereńskiego, czyli przeprowadzić pierwszą fazę rewolucji burżuazyjnej i otworzyć proletariatowi drogę do drugiej fazy czyli tzw. rewolucji socjalistycznej.
No i wreszcie – zarówno polscy komuniści, jak i sowieccy dyplomaci wierzyli, że walki majowe przekształcą się w wojnę domową, co zaktywizuje posłuszne im siły skrajnej lewicy i pozwoli oddziaływać na sytuację w Polsce.
N.P.: Co było największym wyzwaniem w stosunkach polsko-sowieckich w dwudziestoleciu międzywojennym?
M.W: Myślę że kwestia partnerskiego traktowania się. Bolszewicy bardzo szybko nabrali wielkomocarstwowych manier, charakterystycznych wcześniej dla dyplomacji Imperium Rosyjskiego i traktowali Polskę jako partnera nierównorzędnego. Z raportów bolszewików wyłania się ona jako klientka Francji, później Wielkiej Brytanii. Nie jest postrzegana jako państwo całkowicie suwerenne, które samodzielnie podejmuje decyzje na temat kursu swojej polityki, także wobec Moskwy. Sowieci byli przekonani, że istnieją jakieś siły, które potajemnie kierują działaniami Piłsudskiego. Stąd brały się fałszywe interpretacje, które pobrzmiewały nawet po latach w literaturze PRL, że za inspiracją zamachu majowego stali Brytyjczycy. Badania wykazały oczywiście, że jest to nieprawda, ale w dokumentach sowieckich dyplomatów pojawiała się taka narracja.
Poza tym uważali oni, że logika dziejów stoi po ich stronie. Wierzyli, że zgodnie z tym co napisał Marks i Engels, a co następnie Lenin wcielał w życie, przyszłością dla świata jest socjalizm i komunizm. Niezależnie więc od tego, co by Polacy nie zrobili, i tak wcześniej czy później komunizm ich nie ominie. To przekonanie zdominowało ich sposób postrzegania Drugiej Rzeczypospolitej oraz relacji z tym państwem w całym okresie dwudziestolecia międzywojennego.