Maria Barbasiewicz – „Dobre maniery w przedwojennej Polsce” – recenzja i ocena
Po raz kolejny na półkach księgarń pojawia się pozycja opublikowana przez Wydawnictwo Naukowe PWN, poświęcona szeroko rozumianemu życiu codziennemu w II RP. Tym razem czytelnicy mogą zagłębić się w arkana dobrego wychowania.
Wiele osób zadaje sobie zapewne pytanie, czy można jeszcze coś nowego napisać o życiu w przedwojennej Polsce. Odpowiedź na to pytanie musi być twierdząca. Tym razem zadania tego podjęła się Maria Barbasiewicz, zajmująca się historią sztuki, kulturą materialną, etnografią i socjologią. W swej popularnej książce podejmuje ona próbę przybliżenia czytelnikowi zasad savoir – vivre.
Książka została wydana bardzo starannie. Czytelnik otrzymuje tom w twardej oprawie, składający się z 336 stron, w tym 317 stron tekstu głównego. Całość została wzbogacona aż 173 zdjęciami i skanami dokumentów z epoki; większość z nich pochodzi z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Pozycja, jak przystało na książkę popularną, jest całkowicie pozbawiona przypisów. Z jednej strony może być to plus – przypisy nie odstraszą mniej wyrobionych czytelników. Jednocześnie jednak, brak przypisów może utrudnić przyszłym badaczom wykorzystywanie jej jako przydatnego opracowania. Na marginesie warto dodać, że książkę wydrukowano w takim samym rozmiarze jak inne książki z serii poświęconej obyczajowości II RP, więc będą się one mogły wspólnie ładnie prezentować na półce.
Książka napisana została przystępnym językiem. Całość narracji wzbogacono o liczne cytaty z poradników savoir-vivre i wspomnień. Tekst podzielony jest na 11 odrębnych rozdziałów poruszających poszczególne aspekty dobrego wychowania. Autorka zajęła się zarówno zasadami dobrego zachowania jak i ówczesnymi gafami. Czytelnik ma możliwość zajrzeć nie tylko do domu mieszczańskiego, ale także do ziemiańskiego dworu. Dzięki temu może dowiedzieć się jak powinna poprawnie zachowywać się wytworna kobieta i co należy robić przy stole, a czego unikać. Autorka prowadzi nas także przez wojskowe koszary i kasyna, a swoją opowieść wzbogaca obszernymi cytatami z pracy kapitana Żychowskiego pt. „Obowiązki oficera polskiego”. Cały jeden rozdział zostaje poświęcony odpowiednim sposobom zachowywania się kupca, kelnera i urzędnika. Po jego lekturze mogą nam się od razu nasunąć skojarzenia z tym co obecnie spotykamy w sklepach. Żeby dobrze sprzedać towar sprzedający często przechodzi w dzisiejszych czasach odpowiednie kursy, na których uczy się, że w sprzedaży decydujące są pierwsze chwile rozmowy. W II RP mógł on przeczytać w prasie branżowej: Pomyśl, że pierwsze dwie lub trzy minuty twej rozmowy mogą decydować o wyniku. Dlatego też znajomość ludzkiej natury jest nieoszacowaną wartością.
Oprócz opisu poprawnych form zachowania autorka przedstawia również złe nawyki i gafy, a także pojedynki, nie tak rzadkie w dwudziestoleciu międzywojennym. W interesujący sposób zaprezentowane są również konwenanse związane z weselami i pogrzebami. Ostatni rozdział poświęca wpajaniu zasad dobrego zachowania dzieciom.
Książka ma też jednak pewne minusy. Autorka już we wstępie pisze: Publikacja nie pretenduje do opracowania naukowego, lecz jest swobodną i subiektywną prezentacją wybranych tematów (…). W niektórych momentach pisze na dodatek: Określona objętość tej publikacji wyklucza rozpisywanie się o sposobach wytwornego jedzenia różnych potraw (…). Nie może to jednak w pełni usprawiedliwiać pewnych niedociągnięć pojawiających się w tekście.
W całej publikacji zaskakująco często pojawiają się skróty „itp.”, „itd.”, co jest rzeczą dość kłopotliwą. Na przykład autorka w ostatnim rozdziale pisze: Pilnowano, aby umiały [dzieci – B.M.] ładnie się witać, składać życzenia, nie zabierać głosu, gdy dorośli rozmawiają itp., itd. Pytanie brzmi, czym dla autorki jest dokładnie owo „itd., itp.”. Nie jest to przecież tak oczywiste, biorąc pod uwagę, że dzisiejsze zasady wychowywania dzieci różnią się od tych sprzed kilkudziesięciu lat. Dla obecnych rodziców zupełnie dopuszczalne są współcześnie zachowania, które byłyby zupełnie nie do pomyślenia dla naszych dziadków czy pradziadków. Jeszcze bardziej zastanawiające jest bardzo częste stosowanie wielokropka. Można to traktować jako wstrzymanie narracji, lecz niestety momentami można odnieść wrażenie, że autorka skończyła zdanie w połowie i po prostu nie dopisała dalszej jego części.
Innym zabiegiem, który może zaskoczyć czytelnika jest podawanie bardzo długich cytatów. Samo w sobie nie byłoby to pewnie jeszcze niczym nagannym, ale niestety często nie kończą się one żadnym ogólnym wnioskiem. Ma to na przykład miejsce w przypadku wspomnień Franciszka Kusiaka z wizyty u admirała Józefa Unruga. Cała opowieść zajmuje prawie dwie strony, a komentarz autorki ogranicza się do słów: Zacytujmy ten obszerny opis, bo jest tego wart.
Autorka stosunkowo wybiórczo podeszła do bazy źródłowej, co w moim przeknaniu negatywnie wpłynęło na treść książki. Analizując bibliografię zgromadzoną przez autorkę można zauważyć, że nie skorzystała ona z materiałów dostępnych nie tylko w Bibliotece Narodowej, ale również w bibliotekach cyfrowych. Wśród czasopism wymienionych w bibliografii nie znalazły się m.in. „Bluszcz”, „Pani domu”, czy „Praktyczna Pani”, w których można znaleźć liczne artykuły poświęcone dobremu zachowaniu.
Podsumowując, można powiedzieć, że „Dobre maniery…” to dobra pozycja na wakacyjny wypoczynek. Pozwala ona w dość szybki sposób zapoznać się z podstawami dobrego zachowania z przedwojennej Polsce. Ze stricte naukowego punktu widzenia, tematyka ta będzie jednak wymagała dalszych, szeroko zakrojonych badań.
Bibliografia:
Redakcja: Michał Przeperski