Maciej Liziniewicz – „Czas pomsty” – recenzja i ocena
Maciej Liziniewicz – „Czas pomsty” – recenzja i ocena
Polska beletrystyka historyczna od lat ma się bardzo dobrze. Niezmienną popularnością cieszą się te powieści, które zostały osadzone w burzliwym i awanturniczym wieku XVII. Od ładnych paru lat wśród rodzimych pisarzy panują dwa trendy: odejście od formuły Trylogii, czyli pisania „ku pokrzepieniu serc” uzupełnienia przez autorów swych dzieł o element fantasy. Obydwie tendencje wręcz podręcznikowo obrazuje powieść Macieja Lizniewicza pt. „Czas pomsty”.
Sam autor z wykształcenia jest socjologiem, jednak to historia jest jego największą pasją. Co więcej, Lizniewicz jest również oficerem rezerwy. Na swym koncie ma już powieść „Scheda”, również nawiązującą do wydarzeń historycznych. Autor, jak sam podaje, interesuje się również tajemnicami, które spowijają mroki przeszłości.
Zacznijmy może od wydania. Książka ukazała się dzięki Wydawnictwu Dolnośląskiemu. Co jednak rzuca się w oczy od razu po wzięciu książki w ręce, to brak spisu treści oraz jedynie szczątkowe informacje na temat zawartości książki. Również ilustracja na okładce jest dość enigmatyczna i nie nawiązuje klimatem do XVII wiecznej Rzeczpospolitej. Samo wydanie jest jednak przyzwoite, a dzięki dobrze dobranej czcionce litery nie umykają czytelnikowi podczas lektury.
Tyle o okładce (po której, jak mówi przysłowie, nie powinno oceniać się książki), czas skupić się na treści. Bohaterem powieści jest doświadczony żołnierz Żegota Nadolski, który wraca z wojen do domu. Z jego posiadłości prawie nic nie pozostało na skutek najazdu Tatarów. Co szczególnie bolesne, Żegota utracił również żonę i dzieci, które bestialsko zamordowali ordyńcy. Dowiaduje się także, że jego ziemie i majątek przejął sąsiad, nie bacząc na to, iż Żegota może wciąż żyć.
Powieść sama w sobie nie wnosi nic nowego do gatunku, co jednak wcale nie musi być wadą. Czuć tutaj echa prac takich twórców jak Jacek Komuda, Jacek Piekara czy Andrzej Sapkowski z czasów „Trylogii Husyckiej”. Autor dość wiernie odmalowuje obraz Rzeczpospolitej I połowy XVII wieku oraz panujące w niej stosunki międzyludzkie. Jest intryga, jest humor (trzeba przyznać, dość czarny), są również pogonie i pojedynki. Czyli wszystko to, co powinna posiadać dobra powieść awanturniczo-przygodowa. Dodatkowym walorem jest tu element fantasy, który nadaje całej historii mroczną aurę dzięki obecności potwora, a także wiedźm i tajemniczego czarownika.
Mimo wymienionych wyżej czynników, przez całą lekturę odnosiłem wrażenie, że tej książce czegoś brakuje. Wszak wszystkie smaczki, które zaproponował nam Maciej Liziniewicz, były wykorzystywane już wcześniej przez innych polskich twórców. Zwróciłbym też uwagę na specyfikę używania przez autora przekleństw podczas budowania dialogów. Postacie z „Czasu pomsty” nie potrafią kląć tak, jak choćby u Jacka Komudy, którego bohaterowie tę umiejętność opanowali niemal do perfekcji. Język bohaterów Liziniewicza przywodzi na myśl „Psy” Pasikowskiego rozgrywające się w XVII wieku. Również same postacie posiadają wprawdzie swoją historię oraz przeszłość, jednakże brakuje im blasku właściwego bohaterom mistrzowsko nakreślonym na kartach „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Bo z pewnością Żegota Nadolski nie stanie się nowym Andrzejem Kmicicem, Jackiem Dydyńskim czy starościcem Zaremba z powieści Jacka Piekary.
Mimo kilku mankamentów powieść czyta się szybko i przyjemnie. Autor zapowiada kontynuację przygód Żegoty Nadolskiego, co powinno dodatkowo zachęcić czytelników. Fabuła powieści nie należy do zbyt skomplikowanych, dlatego z powodzeniem można ją zabrać ze sobą na wakacje. Bo – co należy podkreślić – czytelnik nieźle się przy niej bawi. A przecież o to właśnie chodzi.