Łukasz Malinowski - „Skald. Wężowy język tom 2” - recenzja i ocena
W drugim tomie Wężowego języka (będącego trzecią częścią [Skalda]) widzimy, jak po sennie spędzonej zimie kowal słów Ainar zostaje wplątany w następną dworską intrygę, w której istotną rolę będzie odgrywać pirackie złoto znajdujące się na Krecie. Oczywiście nie tylko konung Kłopotliwy jest zainteresowany arabskim skarbem. Do intrygi włącza się nieodrodna córka pieśniarza, która nie chce i nie może wybaczyć ojcu jego win.
Sela, córka Ainara, staje się w tej części drugą obok swego ojca bohaterką pierwszoplanową i trzeba przyznać, że powieść na tym zyskuje. Jest to postać intrygująca – twarda, ale nie pozbawiona uroku. Malinowski skorzystał tu ze sprawdzonych przy Ainarze chwytów, dzięki którym czujemy do bohaterki sympatię mimo jej łotrostw. Duety tych dwóch postaci wypadają więc znakomicie. Jednocześnie nie dajmy się zwieść. Wątek sporu Ainara z Selą, mimo wielu momentów humorystycznych, został potraktowany dość poważnie i może służyć jako podstawa do refleksji na temat wpływu pochodzenia i pozycji na relacje rodzinne – przejawia się tu w całej okazałości surowość wikińskiego świata i jego twarde zasady.
Podobnie jak w poprzedniej części Wężowego języka postaci epizodyczne i bohaterowie drugoplanowi (może poza kussarem Isą wzorowanym na bohaterze łotrzykowskich opowieści arabskich z X wieku) są tłem dla protagonistów, którzy mają dość miejsca, żeby odpowiednio wybrzmieć. Są przerysowani podobnie jak przejaskrawione są ich perypetie, ale podczas lektury nie budzi to niechęci – przeciwnie, doskonale wpisują się w przygodowego ducha powieści. W drugim tomie autor nie musi już przedstawiać Konstantynopola, rządzących nim zasad i uczestników dworskiego życia. Stawia więc na awanturniczą akcję i przygody, które raźno zmierzają do finału. Może czasem narracja bywa chaotyczna, nie do końca oczywiste w odbiorze są duże sceny batalistyczne, niektóre zachowania postaci zdają się być słabiej umotywowane. Ogólnie jednak fabuła jest skrojona sprawnie, co przekłada się na czytelniczą satysfakcję, a szybka i zajmująca akcja z powodzeniem rekompensuje dość pobieżne opisy miejsc, w których bohaterowie przeżywają swoje przygody.
Także i w tej odsłonie cyklu widzimy, że pisarz nie stawia jedynie na rozrywkę. Po raz kolejny widać, że do pisania przygotował się solidnie – zarówno zakresie realiów historycznych i politycznych, jak i społecznych czy militarnych, co możemy docenić, ciesząc się dopracowanymi szczegółami w opisach życia codziennego czy uzbrojenia. Przedstawiciele poszczególnych nacji – wikingowie, Bizantyńczycy, Arabowie, Irlandczyk Finlog czy Afrykańczyk Ali – wnoszą do powieści swoje kulturowe zaplecze, wierzenia oraz… frazeologizmy. Malinowski zręcznie splótł historię z fikcją, na czym jedna i druga wyraźnie korzysta. Na końcu książki mamy „Słowo od historyka”, w którym pisarz wyjawia, co było zmyśleniem, a co prawdą oraz przedstawia dalsze losy historycznych bohaterów. Za „słowem” znajduje się słowniczek, w którym znajdziemy opisy i definicje różnych terminów, miejsc czy osób.
W tekście występuje parę literówek, mamy też błąd w jednym greckim terminie i niekonsekwencje w akcentowaniu greckich wyrazów (w słowniczku). Szkoda też, że książka nie została wydana lepiej i nie zastosowano nieco większej czcionki. Nie warto jednak się zrażać, bo te mankamenty raczej nie zepsują zabawy, jaką gwarantuje drugi tom Wężowego języka.
Recenzowany tom serii Skald jest naprawdę niezłym przykładem lekkiej, a przy tym niegłupiej literatury przygodowej. Malinowski, zaprezentowawszy świat przedstawiony w poprzednim tomie, tu mógł skupić się na akcji i konfliktach między wyrazistymi protagonistami, ale nie zrezygnował z tego, co stanowi największą siłę jego powieści, czyli dopracowanych realiów historycznych. Choć można by jeszcze poprawić parę rzeczy w doszlifować, a książki lepiej wydać, dwutomowy Wężowy język zasługuje na uwagę, szczególnie w perspektywie zbliżającego się lata, kiedy nadchodzi czas na dobre powieści przygodowe.