Łukasz Malinowski – „Skald. Wężowy język” Tom 1 - recenzja i ocena
Tom I Wężowego języka jest początkiem trzeciej części serii Skald Łukasza Malinowskiego, historyka i znawcy dziejów Północy. Cykl dotyczy przygód tytułowego skalda, Ainara, którego talent do przysparzania sobie kłopotów i wrogów sprawia, że pieśniarz nie może zagrzać nigdzie dłużej miejsca. W recenzowanej powieści spotykamy go, gdy jako morski król Waregów zbliża się do Miklagardu – Konstantynopola. Tu jego chciwość, niewyparzony język, tupet i ciężka ręka spowodują, że wplącze się w intrygi, zniechęci do siebie ludzi i będzie musiał zmierzyć się ze swoją przeszłością.
Przybycie nieokrzesanych wojów pod wodzą kowala słów na bizantyński dwór szybko doprowadza do zderzenia dwóch mocno odmiennych kultur. Autor wykorzystuje to skrzętnie, by obrazowo charakteryzować i jedną, i druga. Mimo że niekiedy dostrzegamy oparcie tej charakterystyki na stereotypach – z jednej strony mamy dzikich i brutalnych wikingów, z drugiej wymuskanych i rozmiłowanych w dworskim życiu eunuchów – widać, że Malinowski przygotował się do napisania powieści dobrze i nie zależało mu jedynie na zbudowaniu obrazu chwytliwego, lecz uproszczonego. Zwyczaje i kultura obu grup została przedstawiona z dbałością o nieraz bardzo drobne szczegóły, zdarzają się opisy wnikliwe i plastyczne. Widać, że autor świetnie się czuje w opisywanych realiach i na ogół sprawnie implementuje swoją wiedzę w tkankę narracyjną.
Owo zderzenie kulturowe staje się przyczyną wielu zabawnych scen, a za sprawą ciemnoskórego brata krwi Ainara, Alego – czy raczej jego wierzeń – pojawia się również czarny humor. Ali, pochodzący z Afryki wykształcony podróżnik i poliglota, a przy tym berserk, to jedna z najbarwniejszym postaci tej powieści. Prowadzone przez niego trochę pretekstowe śledztwo pozwala przyjrzeć się nam lepiej bizantyńskiemu światu. Jeszcze bardziej smolisty humor przejawia się w działaniach hamramirów – szalonych wojowników, zwierzęcych bestii w ludzkim ciele. W opisach im poświęconych pojawia się może za dużo nie aż tak istotnej dla fabuły przemocy, ale jednocześnie są oni jednym z charakterystycznych dla świata przedstawionego serii elementów fantastycznych. Te psychopatyczne bestie są urzeczywistnieniem szamanistycznych elementów wierzeń Skandynawów, a jednocześnie przypominają, że Wikingowie nie byli „misiaczkami”, jak chcieliby powieściowi bizantyńscy rzezańcy i… niektórzy uczestnicy popkulturowej wikingomanii.
Warto przy tym podkreślić, że Malinowski nie wprowadza do świata przedstawionego Skalda Odyna, Thora i reszty nordyckiego panteonu, lecz wprowadza mitologię „oboczną”, wykorzystując mniej znane przydomki i cechy wikińskich bóstw. Mamy więc do czynienia nie z Odynem, lecz z Göllnirem, bogiem krzyku (wg mitologii to jeden z przydomków Odyna lub jego brat), bogiem masek Grimnirem (kolejny brat Odyna) czy Magnim (Thor lub jego syn). Wybór tej częściowo alternatywnej mitologii pozwala autorowi odrobinę pofantazjować i fabularnie odchylić się od pieczołowicie rekonstruowanego materialnego i duchowego świata wikingów z X wieku. Dzięki tym zabiegom akcja dobrze zgrywa się z odniesieniami do nordyckich sag, m.in. z widocznymi echami Sagi o Grettirze. W rozumieniu powieściowej rzeczywistości pomaga zamieszczony na końcu książki słowniczek.
Zarówno Ainar, jak i Ali jawią się nam jako pełnokrwiści i charakterystyczni protagoniści, reszta postaci niestety stanowi dla nich schematyczne tło. Pierwszy tom Wężowego języka jest już czwartym woluminem w cyklu Skald, ale bez obaw można rozpocząć śledzenie przygód tych bohaterów dopiero od tej części. Może początkowo czujemy się trochę wyobcowani i trudno nam się rozeznać w motywacjach oraz charakterze postaci, ale szybko nadrabiały zaległości, a fakty z przeszłości niezbędne dla rozumienia fabuły są wplatane w narrację całkiem zręcznie. Opowieść jest skonstruowana sprawnie, akcja postępuje żwawo, poszczególne wątki przykuwają uwagę, a przeplata się z nimi podzielony na cztery część epilog. Zwroty akcji są intrygujące i na ogół odbieramy je jako wiarygodne, choć może rozwiązania niektórych sytuacji sprawiają wrażenie nieco zbyt uproszczonych.
Recenzowana powieść była dla mnie miłym zaskoczeniem. To łatwa w odbiorze pozycja rozrywkowa, ale nie stawiająca jedynie na zabawę. Przy okazji śledzenia akcji możemy dowiedzieć się co nieco o świecie wikingów i zderzonym z nim świecie Bizancjum, a fakt, że ta wiedza jest podsycana stereotypowym uogólnieniem i okraszona sporą dawka przemocy nie musi być wadą. Powieść jest napisana z werwą, czyta się ją szybko i z przyjemnością i szkoda tylko, że na rozwiązanie zasadniczych wątków i ostateczną ocenę Wężowego języka trzeba poczekać.