Łukasz Czeszumski – „Krew wojowników. Książę” – recenzja i ocena
Książę znał się na ludziach. Potrafił jednym spojrzeniem przenikać człowieka, bezbłędnie poznać jego motywacje i cele, to jakie ma słabości i jakie ma zalety. Nie dawał się nabrać na żadne kłamstwo, był głuchy na pochlebstwa, a tym bardziej na groźby. Książę wiedział, że ludzie są z natury chciwi, słabi i leniwi. Cenił tych, którzy mieli tych wad mniej niż reszta.
Oto doskonała charakterystyka jednego z głównych dramatis personae drugiego tomu „Krwi Wojowników” księcia Damiana Dimarco. Niezwykłe koleje losu, sprawiają, że drogi ambitnego dziedzica Reggio oraz odważnego polskiego szlachcica Jarosława Burzyńskiego krzyżują się ze sobą, stanowiąc w drugim tomie cyklu powieści Łukasza Czeszumskiego główną oś fabularną. Burzyński, przybywa wszak do Italii w poszukiwaniu chwały, pieniędzy, pięknych kobiet oraz – last but not least zapomnienia.
Ale już pierwsze zetknięcie polskiego szlachcica z włoską ziemią kończy się dla niego niemal tragicznie, gdy zostaje złapany przez szwajcarskich najemników i oskarżony o szpiegostwo. Podobnie jak w poprzednim tomie, Burzyńskiemu udaje się wydostać z tych tarapatów dzięki niezwykłemu szczęściu oraz przebiegłości. Po ucieczce z niewoli, główny bohater bez opamiętania oddaje się słodko-gorzkim rozkoszom włoskich miast, aż do momentu spotkania z księciem Dimarco.
Włoski książę, mający w sobie wszystkie cechy z traktatu Niccolò Machiavellego, jest władcą niezwykle pragmatycznym w swoich działaniach. To postać, która biorąc pod swoją „opiekę” młodego Burzyńskiego, uczy głównego bohatera prowadzenia walki nie za pomocą miecza i arkebuza, ale własnego intelektu i przebiegłości. Dimarco, stając się dla Jarosława hojnym protektorem i wymagającym panem, nagradza swojego wojownika nie złotem i kosztownościami, ale czymś zdecydowanie cenniejszym – własnym doświadczeniem oraz bezgranicznym zaufaniem. Burzyński, będąc przede wszystkim człowiekiem czynu, szybko ulega silnym wpływom księcia. Polski szlachcic-uciekinier, szybko uczy się od ambitnego protektora, sztuki prowadzenia wojny i zadawania krzywdy przeciwnikowi za pomocą kontaktów z kurtyzanami, szerzeniu złośliwych plotek i pamfletów oraz zakulisowych negocjacji. Choć głównemu bohaterowi powieści nauka ta przychodzi początkowo z trudem, szybko przyswaja reguły gry panujące na włoskiej ziemi. W końcu, sam staje się sprytny jak lis oraz silny jak lew, budząc strach u swoich przeciwników.
W porównaniu z poprzednim tomem cyklu, na kartach najnowszej książki Czeszumskiego znajdziemy zdecydowanie mniej opisów wielkich bitew i krwawych potyczek. Większą rolę gra opis intryg, zakulisowych rozgrywek oraz przedstawienie obyczajowości i moralności różnych grup społecznych żyjących na terenie Italii. W mroku szesnastowiecznych pożądań, walk, nikczemnych knowań, autor stara się przemycić na kartach swojej powieści pozytywne wartości – szczerą miłość kobiety i mężczyzny, wierność zasadom, szczęście rodzinne (co prawda bardzo specyficzne, ale jednak!) czy rezygnacja z ziemskich przyjemności na rzecz wyższych celów.
Burzyński, pomimo tragicznych życiowych doświadczeń, w drugim tomie „Krwi wojowników” nie zatracił w sobie ludzkich cech. Honor, miłość oraz specyficzna moralność stanowią dla bohatera główne oparcie, gdy okrutny los każe mu być uczestnikiem niegodnych czynów. Bohater jest wciąż głęboko emocjonalny i uczuciowy, co we włoskich realiach niejeden raz wpędza go w poważne kłopoty. Pod wpływem nauk włoskiego cicerone, zmienia się jednak stopniowo w chłodnego pragmatyka. Wreszcie, polski szlachcic staje się także dla innych postaci mistrzem, dzieląc się swoim bogatym wojskowym doświadczeniem. Całościowy efekt jest niezwykły. Obraz głównego bohatera nieustannie ewoluuje. Burzyński jest coraz dojrzalszy, jak i coraz mroczniejszy.
Drugi tom cyklu „Krwi Wojwoników” czytałem z ogromną przyjemnością. Łukasz Czeszumski odmalował zapierający dech w piersiach obraz włoskiego renesansu z perspektywy największych możnych epoki. Sposób prowadzenia narracji, pełnokrwista postać głównego bohatera oraz dbałość o detale, powodują, że z niecierpliwością czekam na jego dalsze losy. Tym bardziej jeszcze, że autor nie odkrył przed czytelnikiem wszystkich intrygujących kart włoskiego renesansu, które przedstawi w kolejnym tomie. Gorąco zachęcam do lektury!