Łukasz Czeszumski – „Krew wojowników. Tom 3. Kondotier” – recenzja i ocena
Łukasz Czeszumski – „Krew wojowników. Tom 3. Kondotier” – recenzja i ocena
Nie ukrywam, że pomysł osadzenia akcji serii w XVI-wiecznej Italii jest świetny. Tzw. wojny włoskie, trwające z przerwami niemal sześćdziesiąt lat zwiastowały nie tylko ostateczny koniec wartości średniowiecza w Europie Zachodniej, lecz także bolesne przejście pięknego, słonecznego apenińskiego renesansu do bardziej mrocznych czasów krwawych i bezwzględnych walk.
Ten piękny świat renesansowych perełek, dzieł sztuki, lekkiego życia przy winie i poezji, obrzydliwego wręcz bogactwa, kryje pod tym pięknym płaszczem zepsucie moralne, brak skrupułów czy wręcz niesamowitą wprost obłudę. Italią rządzi pieniądz, pragnienie władzy i różnorakie interesy. Poszczególni władzy, chcąc zdobyć więcej władzy, sprowadzają za krocie najemników, których stają się zakładnikami. Bo nie mają im z czego zapłacić.
Jednak ci włoscy tyrani są tylko pionkami na szachownicy wielkich ówczesnego świata – młodego i ambitnego króla Francji oraz jeszcze młodszego władcy Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Obaj sprowadzają do bogatej Italii brutalnych i bezwzględnych niemieckich landsknechtów, hiszpańskich muszkieterów i arkebuzerów, szwajcarskich pikinierów czy francuskich lansjerów. Szorstkie wojskowe buciory brutalnie przemierzają apenińską ziemię, depcząc nie tylko grunta po podeszwami, ale też włoską dumę, zastały styl życia a przede wszystkim – resztki wartości.
Goście zza Alp przynoszą ze sobą również nowe wzorce wojny. I nie chodzi tu o sztukę wojenną, co brutalność i śmierć. Do momentu pojawienia się wojsk cesarskich i francuskich, italscy dowódcy toczyli wojnie ostrożnie, głównie by nie ponieść za dużych strat w żołnierzach, w których tyle zainwestowali. To dla nich szok, że można ciągu jednego dnia zaryzykować tyle sił i środków dla… no właśnie czego? Chwały? Zdobyczy? Politycznych korzyści?
Wszystko to, co przedstawiłem powyżej, lekkim piórem opisuje Łukasz Czeszumski. Jego Italia to niemal lustrzane odbicie XVI-wiecznej tragedii jaka spotkała ten półwysep. Najemnicy Czeszumskiego walczą, piją, gwałcą czy po prostu czekają na kolejne okazje.
Wśród nich jest właśnie Jarosław Burzyński, infamis z Korony Polskiej. Choć kształtuje go brutalne wojskowe życie, to jednak szuka jakiejś bliskości. Czy to kobieta, czy daleki krewny, który ma do niego żal o złamaną karierę w skorumpowanej rzymskiej kurii… Burzyński sam staje się kondotierem, ma własnych żołnierzy i wspaniałe widoki przed sobą… które ostateczne nie zamienią się w piękny sen, ale w koszmar.
Prócz świetnie nakreślonej epoki, autor raczy nas znakomicie nakreślonymi sylwetkami głównych bohaterów. I nie chodzi tu o Burzyńskiego, co o jego patrona i protektora księcia Dimarco. Ten kalabryjski arystokrata dusi się w swoim prowincjonalnym Reggio, marzy o czymś więcej o wielkich czynach. Mimo wzniosłych słów nie cofa się przed niczym aby osiągnąć wynikające z ambicji polityczne cele. Jest on niczym, a w sumie on JEST tym księciem z kart Machiavelliego.
Nie ukrywam, że moją uwagę przykuły postacie drugoplanowe, acz istotne. Chodzi mi przede wszystkim o Ferdinando Francesco d'Avalos, markizie Pescara czy o słynnego Ojca Landsknechtów czyli Georga von Frundsberga. Zwłaszcza ten ostatni jest niczym archetyp zawodowego „psa wojny”. Choć nie pojawia się na kartach za często, jego chłód i profesjonalizm są świetnie nakreślone. Zwłaszcza na tle ambitnego i hałaśliwego d’Avalosa, typowego hiszpańskiego oficera.
Czeszumski po krótce nakreśla obraz dwóch istotnych wydarzeń wojen włoskich – wielkiej bitwy pod Pawią, gdzie złamano dumę i potęgę francuskiej armii oraz – będącym zakończeniem książki słynnym Sacco di Roma – wydarzenia, które zakończyło włoski rozdział Renesansu. Ale to nie koniec przygód Jarosława Burzyńskiego, na których kolejny tom czekam z niecierpliwością.