Lily Koppel – „Żony astronautów” – recenzja i ocena
A wyróżnienie to było niemałe. Splendor, jaki spływał na kosmożony, był porównywalny ze sławą ówczesnych aktorów i artystów ze świata muzyki. O uwagę tych kobiet zabiegała prasa całych Stanów Zjednoczonych, jednak tylko nielicznym udawało się przeprowadzić wywiady i zrobić odpowiednie zdjęcia. Prestiżowy magazyn „Life” zapłacił pół miliona dolarów za dotarcie do bardzo osobistych historii kosmożon. Z pierwszych kart książki dowiadujemy się, że:
Bycie żoną astronauty oznaczało podwieczorki z Jackie Kennedy, udział w wielkich galach i natychmiastowy status gwiazdy. Oznaczało perfekcyjny uśmiech na sesjach zdjęciowych dla magazynu „Life”, noszenie ekstrawagancko wylakierowanej fryzury „na rakietę” i balansowanie na wysokich obcasach przez erę kosmiczną.
Nietrudno się jednak domyślić, że pieniądze i zaszczyty to tylko jedna strona medalu. Drugą stanowiły przede wszystkim nieustanne cierpienie i troska o najbliższą osobę – i to właśnie na tych uczuciach autorka książki skupia się bardzo mocno. Tego typu sława wymagała również najwyższej czujności, bo na każdym kroku każda z tych kobiet poddawana była ocenie. Oceniano zarówno wygląd jak i wiedzę, kompetencje i patriotyzm – bo dobra kosmożona nie zadręcza męża błahostkami dnia codziennego. Prowadzenie domu, zakupy, rachunki, wychowanie dzieci – to wszystko było zadaniem tych kobiet. Życie kosmożon – co stara się udowodnić autorka książki – nie było sielanką. Przepełniała je nie tylko samotność, ale również problemy z alkoholem, zdradami oraz despotycznością partnera.
Lilly Koppel wspomina w książce kilkakrotnie o kosmicznym wyścigu, który nieoficjalnie toczył się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR od końca lat 50. XX wieku przez kolejne piętnastolecie. Oba kraje przez długi czas przygotowywały się do eksploracji kosmosu, a mimo tego wielkim zaskoczeniem dla Amerykanów była wiadomość, że w 1957 roku Związek Radziecki jako pierwszy wystrzelił w orbitę okołoziemską Sputnika – sztuczną satelitę Ziemi. Amerykanie byli tym bardziej zdziwieni, że dominowało wśród nich przekonanie o technologicznej przewadze Stanów Zjednoczonych nad innymi krajami. Kolejne kroki USA i ZSRR przypominały rywalizację podczas olimpijskiej sztafety – co rusz jedno z mocarstw dokonywało przełomowego kroku naprzód. Kiedy w kwietniu 1959 roku oficjalnie przedstawiono pierwszych amerykańskich astronautów, nikt nie miał wątpliwości, że wybór jest trafny:
Siódemka Mercury’ego przeszła wyczerpujące badania, podczas których sprawdzono wszelkie możliwe zakamarki ich ciał w specjalnie wybranej do tego celu, cieszącej się wielkim uznaniem klinice Lovelace w Albuquerque.
Astronauci stali się nową nadzieją Amerykanów, postaciami, które miały zaświadczyć o potędze i technologicznej wiedzy USA. Poświęcono im jak dotąd wiele publikacji, większość z nich skupia się jednak na życiu zawodowym i misjach mężczyzn. Odmienna perspektywa – spojrzenie na problem ze strony żon – daje pełniejszy wgląd w to, co działo się podczas przełomowego w dziejach ludzkości kroku – pierwszego w kosmos.
Lektura Żon astronautów wymaga od czytelnika dużego skupienia – na łamach książki pojawia się wiele postaci. Początkowo, kiedy poznajemy sylwetki pierwszych żon, orientacja w fabule nie nastręcza trudności, jednak im więcej rozdziałów ma się za sobą, tym staje się ona trudniejsza. Autorka, zmagając się z tak obszernym tematem, miała pełną świadomość, że czytelnik może odczuwać pewnego rodzaju chaos informacyjny. By temu zapobiec, Koppel na początku książki pokrótce prezentuje sylwetki wszystkich kosmożon, dzieląc je według programów kosmicznych NASA. Pierwsza „siódemka” – żony członków misji Mercury – to kolejno: Rene Carpenter, Trudy Cooper, Annie Glenn, Betty Grissom, Jo Schira, Louise Shepard oraz Marge Slayton. Do nich dołącza kolejna grupa, tym razem dziewięcioosobowa, której przewodzi jedna z najsłynniejszych astrożon, Janet Armstrong – druga połówka człowieka, który podczas programu Apollo jako pierwszy postawił stopę na Księżycu. Następnie poznajemy kolejną czternastkę oraz dziewiętnastkę, którą NASA wybrało w 1966 roku. Dobrym uzupełnieniem tej listy byłyby niewielkie zdjęcia portretowe kobiet, ale niestety ich zabrakło. W książce znajdziemy natomiast dwie wkładki z kolorowymi fotografiami. Na wielu z nich zobaczyć można szczere uczucia kobiet – radość po zakończonej misji, przerażenie i niepewność tuż po jej rozpoczęciu.
Książka jest wynikiem rzetelności i wielkiego zaangażowania autorki, która zgromadziła na temat życia kosmożon ogrom informacji. Publikacja nie mogłaby powstać bez jej bohaterek – nie wszystkie kobiety jednak zgodziły się opowiedzieć swoją historię. Do powstania książki przyczyniły się więc również relacje samych astronautów i ich dzieci oraz dziennikarzy i historyków zajmujących się poszerzaniem wiedzy na temat kosmosu. Dzięki dokładnej selekcji informacji oraz bogatemu materiałowi źródłowemu, na którym oparła się Koppel, książka ma szansę zainteresować nie tylko przeciętnego czytelnika, ale również osoby, które z astronautyką związane są zawodowo.
Książka Koppel usiana jest ciekawostkami dotyczącymi prywatnego życia żon astronautów, nie brakuje w niej jednak pesymistycznego tonu. Każda z misji wiązała się z zagrożeniem życia mężczyzn – a więc także z nieustannym strachem i samotnością ich żon. Autorka zdaje się pytać: czy taka jest cena postępu w nauce?
Zobacz też:
- Podbój kosmosu na radzieckich plakatach propagandowych (cz. 1, cz. 2);
- Sputnik 1 – 55 lat od startu;
- Sputnik 2. Radziecki sukces i psia krew;
- Ku ostatecznej granicy – Voyager II.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska