Leon Degrelle – „Wiek Hitlera” tom 1 – recenzja i ocena
Leon Degrelle (1906-1994), absolwent prawa na Uniwersytecie w Louvain w okresie międzywojennym był dziennikarzem, dyrektorem wydawnictwa Christus Rex, a następnie liderem narodowo-katolickiego ruchu o tej samej nazwie (otrzymującego kilkunastoprocentowe poparcie wyborcze). Gdy Belgia znalazła się pod niemiecką okupacją, Degrelle zdecydował się na kolaborację i dowodził walczącą na froncie wschodnim dywizją Waffen SS - Wallonien. Resztę życia, w ojczyźnie skazany zaocznie na karę śmierci, spędził w Hiszpanii.
Degrelle, postać niewątpliwie barwna, był przed paru laty obiektem swoistej fascynacji wśród części polskiej narodowej prawicy. Sam pierwsze informacje o nim zdobyłem poprzez lekturę zinów związanych z tymi środowiskami. Fascynacja ta dotyczyła głównie przedwojennego i wojennego okresu jego życia. Podkreślano, że nacjonalizm (co warte podkreślenia, nie waloński, a belgijski) ruchu rexistowskiego budowany był na fundamentach katolickich, co miało odróżniać go od nazizmu, podkreślano podobieństwa programowe Christus Rex chociażby z polską Falangą. W zaangażowaniu Degrelle'a po stronie III Rzeszy dostrzegano coś na kształt antykomunistycznej krucjaty, akcentowano, że dywizja Wallonien walczyła tylko na froncie wschodnim i nie splamiła się zbrodniami wojennymi. Sam Leon Degrelle – człowiek bez wcześniejszego doświadczenia wojskowego – wsławił się zresztą na polu walki autentycznym męstwem.
Im większa część spuścizny Degrelle'a jest dostępna w języku polskim, tym trudniej oprzeć się wrażeniu, że wizerunek rexizmu i jego twórcy był w dużej mierze wyidealizowany. Owszem, początkowo propagował katolicki korporacjonizm, jednak wskutek ogromnej fascynacji Degrelle'a Hitlerem, następowała znacząca ewolucja ideowa. O możliwość kolaboracji z okupantem belgijski polityk zabiegał jeszcze przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej (choć szło mu o stworzenie przeciwwagi dla prohitlerowskich działaczy flamandzkich w celu utrzymania jedności Belgii). O jednak do wojennego okresu jego życia można Degrelle'a uważać za postać kontrowersyjną i niejednoznaczną, to wszystko psuje okres powojenny. Zapoznanie się z jego pismami i wypowiedziami jasno pokazuje, że do końca pozostał on pod urokiem Hitlera, którego uważał za wielkiego męża stanu i dobroczyńcę ludzkości. Hołdował pronazistowskiej wizji historii, m.in. negował Holocaust i wyrażał żal z powodu porażki III Rzeszy. Wyłaniał się z nich obraz postaci, którą doprawdy nie sposób się ekscytować, szczególnie w Polsce, tak przecież doświadczonej przez nazistowskie Niemcy. Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że wiele osób „mówi Degrelle'm” nie zdając sobie z tego nawet sprawy. W następstwie kryzysu finansowego, z którym świat boryka się od 2008 roku, w rozmaitych i ideowo nader zróżnicowanych kręgach pojawiło się określenie „banksterzy”, którego w Europie jako pierwszy używał właśnie Belg.
Polski czytelnik miał już okazję zapoznać się z kilkoma dziełami Leona Degrelle'a: znakomitymi pod względem literackim pamiętnikami „Front Wschodni 1941-1945”, zbiorem przemyśleń i aforyzmów „Płonące dusze” oraz pochodzącymi z okresu powojennego broszurą „Waffen SS” i rodzajem testamentu ideowego „Apel do młodych Europejczyków”. Szczególnym niesmakiem może napawać lektura wspomnianej publikacji o Waffen SS – zawiera ona powtórzenie branych za dobrą monetę tez nazistowskiej propagandy, chociażby o rzekomych masowych prześladowaniach ludności niemieckiej w II Rzeczypospolitej, mających usprawiedliwiać napaść na Polskę.
Tak rozbudowana prezentacja autora wydaje mi się konieczna, Leon Degrelle nie jest bowiem postacią powszechnie w Polsce znaną, a musimy mieć świadomość, z czyją książką mamy do czynienia. Ktoś mógłby się obruszyć – czy godzi się w Polsce wydawać dzieła nazisty (w rodzinnej Belgii pisma Degrelle'a znalazły się po wojnie na cenzurowanym)? Moim zdaniem jak najbardziej tak. Trudno bowiem poznawać historię uznając z góry część źródeł za niesłuszne. Zresztą skoro w Niemczech publikuje się już opatrzone komentarzem historycznym „Mein Kampf” (i moim zdaniem słusznie), to dlaczego nie wydawać książek Degrelle'a?
Tytuł pracy, której pierwszy tom ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa Finna brzmi groźnie – „Wiek Hitlera”. Niewątpliwie wskazuje on, kto zdaniem autora jest największą postacią XX stulecia. Pewne zdziwienie może jednak wywołać tematyka tej książki. Mamy bowiem do czynienia z... syntezą historii I wojny światowej.
Prawie pięćset stron pierwszego tomu „Wieku Hitlera” omawia dzieje Wielkiej Wojny od zamachu w Sarajewie do podpisania traktatu wersalskiego. Degrelle utożsamia się z punktem widzenia państw centralnych. Za przyczynę wybuchu wojny uważa zabójstwo Franciszka Ferdynanda, dokonane z inspiracji Serbii, w której autor widzi w zasadzie marionetkę Rosji. Nie bez winy miały pozostawać również państwa entente cordiale. Degrelle krytykuje francuskie dążenia do odzyskania Alzacji i Lotaryngii, stwierdzając, że były to ziemie historyczne i etnicznie niemieckie. W podsycaniu nacjonalistycznych i rewanżystowskich nastrojów przez francuską prasę widzi skutek zabiegów wywiadów rosyjskiego i serbskiego, hojnie sponsorujących dziennikarzy i wpływających na linie programowe gazet. Dzieło Rosji widzi chociażby w rozpętaniu afery Cailleaux, która usunęła z francuskiego życia politycznego Josepha Cailleaux, najważniejszego zwolennika ugody z Niemcami.
Co ciekawe, w poczcie pozytywnych bohaterów pracy Degrelle'a mamy pokaźną reprezentację niechętnych wojnie polityków lewicowych oraz działaczy pacyfistycznych (oprócz Cailleux bardzo przychylnie nakreślona zostaje też sylwetka Jeana Jaurresa) – z zastrzeżeniem jednak że byli Francuzami lub Brytyjczykami (redakcja „Manchester Guardian” zostaje pochwalona za antywojenną linię). Bardzo negatywnie zostali natomiast ukazani zwolennicy wojny z Niemcami z Raymondem Poincaré na czele. Dużo miejsca poświęca Degrelle rehabilitacji cesarza Wilhelma II, który jego zdaniem nie zasłużył na to, by być przedmiotem niepochlebnych opinii, przedstawiających go jako podżegacza wojennego i osobę ograniczoną intelektualnie. Jego zdaniem ku wojnie parły Rosja, Francja i Wielka Brytania.
Brytyjczyków krytykuje autor za to, że obawiając się rosnącej niemieckiej potęgi morskiej i konkurencji ze strony niemieckiej gospodarki, zamiast konkurować w sposób uczciwy i pokojowy, woleli wstąpić na ścieżkę wojenną. Ocenia tę postawę jako krótkowzroczną, jej rezultatem miał być bowiem kres dominacji osłabionego Londynu na morzach i zastąpienie go przez Waszyngton. Degrelle opisuje również udział w wojnie mieszkańców afrykańskich i azjatyckich kolonii brytyjskich i francuskich, zmuszonych w jego opinii do walki o nie swoją sprawę (Niemcy nie miały zbyt dużego zamorskiego imperium kolonialnego, więc w ich przypadku ten problem nie istniał).
Nie oznacza to, że Degrelle jest jedynie pudłem rezonansowym narracji niemieckiej. Wydaje się, że w jego odczuciu I wojna światowa był konfliktem niepotrzebnym i pochwala wszelkie zabiegi, które miały na celu zapobieżenie lub zakończenie jej. Chwali inicjatywy pokojowe cesarza Karola I, podejmowane wszak za plecami Niemiec. Tym niemniej autor znajduje usprawiedliwienie lub wytłumaczenie dla wszystkich działań Niemców, za które są oni krytykowani przez historyków sympatyzujących z ententą. Na przykład zatopienie Lusitanii było jego zdaniem dopuszczalne, ponieważ pod jej pokładem, wbrew zakazom, transportowano amunicję – co rzeczywiście miało to miejsce.
Próba zachęcenia Meksyku do udziału w wojnie przeciw Stanom Zjednoczonym (depesza Zimmermana) doczekuje się wyjaśnienia, że przecież Meksyk jedynie odzyskałby swoje tereny zagrabione przez USA w XIX w. Partie poświęcone sytuacji w Ameryce są zresztą bardzo ciekawie, w interesujący sposób został ukazany wpływ wywierany na prezydenta Wilsona przez „pułkownika” House'a. Degrelle nie ukrywa jednocześnie, że Lenin został wysłany do Rosji z Niemiec i boleje nad upadkiem caratu. Wyraża taż żal, że państwa bolszewików nie rozbito bezpośrednio po wojnie.
Dziwić trochę może, że z tezami takimi występuje Belg, autor pochodzący z kraju, który padł przecież ofiarą niemieckiej agresji. Degrelle stwierdza, że Belgia i tak stałaby się teatrem działań wojennych, co wynika z jej położenia. Stawia tezę, że król Albert bynajmniej nie ufał aliantom zachodnim i chwali postawę monarchy. Przekonuje też, że opowieści o rzekomych niemieckich okrucieństwach w Belgii zostały wyolbrzymione bądź wręcz zmyślone przez wojenne machiny propagandowe.
Co warto podkreślić, Degrelle wykorzystał bardzo bogaty materiał źródłowy – prasę z epoki, dokumenty dyplomatyczne, a także pamiętniki uczestników wydarzeń. Należy jednak zadać pytanie o selekcję i interpretację tych źródeł. Książka pisana była z tezą, można domniemywać źródła nie zostały pod nią dobrane. W narracji szeroko prezentowane są poglądy samego Degrelle'a – wiele wydarzeń przypisuje on zakulisowej działalności środowisk żydowskich czy też tajnych organizacji np. masońskich. Odnosi się też wrażenie, że pałał on niespecjalną sympatią do nacji słowiańskich.
O Degrelle'u można powiedzieć wiele niekoniecznie dobrego, ale jedno trzeba mu przyznać – miał świetne pióro. Książka napisana jest żywym, barwnym językiem, miejscami czyta się ją z wypiekami na twarzy. Degrelle potrafił dobrze pisać, a tłumacz tego nie popsuł. Ciekaw jestem, czy jest to tłumaczenie oryginału, czy może dostępnego na zachodzie angielskiego przekładu książki? Tej informacji niestety brakuje.
Pierwszy tom „Wieku Hitlera” zasługuje na uwagę wszystkich interesujących się historią XX wieku, a w szczególności I wojny światowej. Atrakcyjności książce dodaje fakt tego, że pisana jest w sposób subiektywny z konkretnego punktu widzenia. Mam wrażenie, że większość prac o Wielkiej Wojnie pisana jest z perspektywy państw alianckich. Warto czasem poznać nieco inny punkt widzenia. Muszę jednak poczynić zastrzeżenie, że lekturę polecam jedynie osobom obeznanym z faktografią historyczną oraz warsztatem pracy historyka. Nie wszystkie opinie i interpretacje Degrelle'a można brać za dobrą monetę, a niewyrobiony czytelnik łatwo może ulec urokowi jego pasjonującego stylu.
Pierwszy tom kończy się bardzo szczegółowym rejestrem krzywd, jakich rzekomo doznały pokonane Niemcy. Sądząc po tytule książki (oraz poglądach samego Degrelle'a) ma to na celu niejako usprawiedliwienie polityki Hitlera, która zmierzała do unicestwienia wersalskiego porządku Europy. Wydaje mi się to wielce prawdopodobne, choć kolejnych tomów nie czytałem, zatem pewności nie mam. W każdym bądź razie po lekturze pierwszego tomu „Wieku Hitlera”, chętnie zapoznam się z dalszym ciągiem tej pracy.