Leo Kessler - „Operacja Leopard” – recenzja i ocena
Choć od II wojny światowej mija już 70 lat, wciąż z mieszanymi uczuciami czytam zbeletryzowane przygody dzielnych niemieckich wojaków na frontach tego konfliktu. Pewien wpływ na takie nastawienie miała twórczość Hansa Helmuta Kirsta i serii jego powieści, gdzie zazwyczaj w gnieździe nazistowskiego zła musiał znaleźć się dobry oficer Wehrmachtu ze starej, pruskiej szkoły. Wcześniejsza twórczość Leo Kesslera utwierdziła mnie tylko w tym sceptycyzmie. Autor serii powieści m.in. o elitarnej jednostce SS WOTAN i jej szlaku bojowym z Warszawy do Moskwy (z preludium w Gliwicach 31 VIII 1939 r.) zaskakuje tematyką, bo sam jest... Brytyjczykiem. Jednak w myśl zasady sine ira et studio zasiadłem do „Operacji Leopard”.
Abstrahując od faktu, że już dawno przy czytaniu powieści nie trzymałem kciuków za porażkę głównych bohaterów (ostatnio podobne uczucia żywiłem wobec Atosa, Portosa, Aramisa i d’Artagnana w „Trzech muszkieterach”), powieść nie wzbudziła we mnie większych kontrowersji. Sama fabuła została ciekawie nakreślona. Oto po kapitulacji Włoch alianci zajmują szereg wysepek na Morzu Egejskim, niedaleko tureckich wód terytorialnych. Oberkomando der Wehrmacht postanawia odbić je dla celów militarnych oraz propagandowych (wykazanie się siłą i skłonienie Turcji do przystąpienia do wojny). Z racji panowania floty alianckiej na Morzu Śródziemnym oraz słabości Luftwaffe operacja musi być szybka i niekonwencjonalna – tylko całkowite zaskoczenie Brytyjczyków i wspierających ich Włochów pozwoli na odniesienie sukcesu. Z tego też powodu Niemcy muszą przeprowadzić kombinowaną operację desantową na wzór tej na Krecie, tym razem jednak unikając dużych strat i błędów z 1941 r. Dlatego wpierw na górzystą wysepkę bronioną przez brytyjską piechotę oraz włoską artylerię nadbrzeżną musi się dostać grupa elitarnych strzelców górskich z formacji Edelweis (Szarotka – symbol niemieckich strzelców górskich), mająca za zadanie ułatwić lądowanie „zielonym diabłom” czyli spadochroniarzom. Żeby aliancki wywiad się o niczym nie dowiedział, dzielnych „górali” przerzuca się z Bawarii na teatr śródziemnomorski w największej tajemnicy i z największym poświęceniem, wcielając w życie pomysł godny największych tuzów Abwehry.
Kessler delikatnie omija w swojej narracji kontrowersyjne wątki np. stosunku żołnierzy do władz niemieckich w czasie II wojny itp. Jednocześnie stara się pokazać, że jego bohaterowie, choć służący po złej stronie, są przede wszystkim świetnymi żołnierzami, pełnymi fantazji, świetnie wyszkolonymi, profesjonalistami pełną gębą z lekką dozą czegoś, co Polacy nazwaliby „ułańską fantazją”. Dowódca Edelweis jest pułkownikiem ze starej, dobrej, tradycyjnej szkoły niemieckiej. W tej beczce miodu pruskich tradycji oczywiście znajduje się łyżka dziegciu w postaci zastępcy dowódcy, majora wiernego zasadom posłuszeństwa Fuhrerowi i Ojczyźnie czy likwidowania jeńców mogących mu pokrzyżować plany. Albowiem wykonanie zadania jest celem nadrzędnym. Trudno przyjąć jednak obraz generała Edouarda Dietla, znanego z dość fanatycznego przywiązania do narodowosocjalistycznych idei, kpiącego z Adolfa Hitlera wraz ze swoimi oficerami. Tak samo jak trudno uwierzyć w służących w elitarnych oddziałach armii niemieckiej żołnierzy o pochodzeniu nie do końca trzymających wysokie aryjskie standardy.
Prócz powyższych zastrzeżeń można wysunąć kolejne pod kątem samej techniki powieści. Nie można odmówić Autorowi świetnego pomysłu, ale jednak wykonanie zamierzeń wyraźnie kuleje. Kessler w gruncie rzeczy stworzył bardziej sensacyjną powiastkę osadzoną w realiach II wojny niż autentyczną powieść. Akcja toczy się dynamicznie, jednak w tym wypadku brak przestoi jest raczej wadą niż zaletą. Opisy walk również pozostawiają wiele do życzenia – są mało plastycznie i przede wszystkim skrótowe. Czytelnik nie jest świadkiem zaciętych bojów, jedynie relacji w stylu „wylądowali, wystąpiły problemy, zlikwidowali je, zaatakowali, mogli przegrać ale wygrali, koniec”. Także wiele brakuje kreacjom postaci – Kessler zaledwie zarysował ich charaktery, nie stworzył zaś grupy ciekawych bohaterów.
Podsumowując, jest to bardzo dobre „czytadło” na jedno popołudnie dla zabicia czasu. Jednak nie jest to książka, którą bezwzględnie należy przeczytać. A szkoda, bo pomysł Autor miał świetny – zaszwankowało tylko wykonanie.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska