Łatwiej być kolaborantem niż dyskutantem?
Zobacz też: Sowieci przeciwko Polakom - anatomia terroru
Piotr Zychowicz zareagował w ten sposób na słowa Antoniego Macierewicza o tym, że Polacy jako jedyny naród nie kolaborowali ani z Niemcami, ani z Sowietami w trakcie II wojny światowej. Historyk stwierdził, że takie myślenie nie ma sensu w stosunku do ZSRR, a argumentuje to działaniami gen. Sikorskiego i AK właśnie. Zaremba z kolei na portalu wpolityce.pl zarzucił Zychowiczowi „robienie z polskiej historii żałosnego widowiska”.
Nie chcę się tu wyzłośliwiać, ale poczułem się zawiedziony przede wszystkim tym, że obaj panowie w dyskusję wpletli nieco śmieszne w moim mniemaniu wycieczki ad personam. I tak Piotr Zaremba zarzucił oponentowi szukanie na siłę rozgłosu i zniesławianie Polski, ogólnie okrywanie hańbą wszystkich i wszystkiego od Bałtyku po Tatry. Z kolei Piotr Zychowicz odpowiedział, że druga strona sporu para się donosicielstwem i tak w ogóle to ma jakiś kompleks względem niego, bo nie pisze tak ciekawie i porywająco jak on sam. No i że padła ofiarą „lewicowej politycznej poprawności” (klasyk). Ogólnie odniosłem wrażenie, że obaj panowie podchodzą do dyskusji jak do wdepnięcia w coś mało przyjemnego na chodniku. A szkoda.
Wracając jednak do meritum całego sporu, czyli kolaboracji. Tutaj muszę stanąć jednak bardziej po stronie Piotra Zaremby. Ciężko mi myśleć o układzie Sikorski-Majski jako o akcie kolaboracji, rozumianej przez pryzmat „współpracy z okupantem”. W momencie, gdy umowa była podpisywana, ciężko mówić już o okupacji ziem polskich przez Sowietów, bo Wehrmacht zdążył już do tego czasu wyprzeć Armię Czerwoną poza granice przedwojennej Polski. Związek Radziecki był wtedy okupantem – ale byłym. Sytuacja polityczna zmieniła się diametralnie, bo Niemcy i Sowieci z sojuszników stali się wrogami, a Polacy i Sowieci po podpisaniu paktu w Londynie przeszli odwrotną ścieżkę – i tu, od razu zastrzegam, mówię o formalnościach prawnych, a nie faktycznych relacjach między rządem RP na uchodźstwie a Stalinem, które na pewno nie były ciepłe i przyjazne.
Z akcją „Burza” jest trochę inaczej. Co prawda po odkryciu Katynia Stalin zerwał stosunki dyplomatyczne z Polską, natomiast w dalszym ciągu (przynajmniej w teorii) pozostawaliśmy w jednym obozie koalicji antyhitlerowskiej z ZSRR. Można było łatwo się domyśleć, że Stalin będzie chciał zainstalować Polskę w orbicie swej władzy, a dokona tego rękami wkraczających krasnoarmiejców. Mimo to traktowanie nadchodzącej Armii Czerwonej jako formacji otwarcie wrogiej wzbudzało w szeregach AK wiele sporów. Decyzja o witaniu obcego wojska z perspektywy gospodarza i współpracy wymierzonej w Niemców nie zawsze się opłacała (wystarczy spojrzeć na losy Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka” – a takich spraw było dużo, dużo więcej). Ciężko mi uważać to za kolaborację, choć czy późniejsza obecność Sowietów była okupacją czy nie – to już sprawa na inny, długi artykuł...
Został jeszcze temat poboczny w całym tym sporze. Piotr Zaremba zrugał Piotra Zychowicza za to, że temu nie spodobało upamiętnienie przez prezydenta Dudę żołnierzy z armii Berlinga. Publicysta „wSieci” dodał, że wychwalanie tzw. Ludowego Wojska Polskiego jako całości jest błędem, ale docenił już trud walki zwykłego żołnierza. I ja się znów z nim zgadzam, choć obawiam się, że Zaremba podjął tą rękawicę nie ze względu na pamięć o żołnierzach, a ze względu na zamieszanie w całą sprawę Andrzeja Dudy, którego w redakcji „wSieci” bez wątpienia lubią. No ale motywacja to już tylko sprawa pana redaktora i jego wybór. No i tutaj kończę zgadzanie się z nim.
Zmieniam stronę. Teraz stanę murem za Piotrem Zychowiczem. Zacznę od tego, że naczelny „Historii Do Rzeczy” porównał Sikorskiego do Pétaina, przywódcy Francji Vichy, który stał się symbolem kolaboracji z Hitlerem (przed karą śmierci po wojnie uratowały go dwie rzeczy: podeszły wiek i zasługi z I wojny światowej). Choć samo porównanie do mnie nie przemawia, to ciekawe jest ten fragment wypowiedzi Zychowicza zamieszczony na dorzeczy.pl:
Uważam, że źle się stało, iż w Polsce pod okupacją niemiecką nie znalazł się taki mąż stanu jak Pétain. Jak pokazuje przykład Francji, osiągnięcie ugody z Niemcami oszczędziłoby bowiem naszemu narodowi wiele krwi.
I tu zgodzę się co do tego, że rząd kolaboracyjny z całą pewnością zmniejszyłby liczbę ofiar wśród Polaków. No i jak widać, porównanie do Pétaina nie miało być ze strony Piotra Zychowicza jakąś obrazą. Problemem byłby późniejszy rachunek sumienia z „polskiego Pétaina” czy „polskiego Háchi”, ciągnący się zapewne do dziś. Nie ma jednak co gdybać.
Pan Zychowicz ma rację w jeszcze jednej, ważnej kwestii. Cała kłótnia wybuchła, bo miał inne poglądy historyczne na daną sprawę. Odsądzanie go od wszelkich świętości, mowa o jakiejś hańbie czy tym, że jest osobą niepoważną była reakcją nieuzasadnioną. Bo faktycznie, w naszym kraju mocna, przeciwstawna opinia, choćby zgrabnie uargumentowana, potrafi czasami wzbudzić po prostu niechęć. Łatwiej jest powiedzieć „jest pan niepoważny” niż „mam inne zdanie”, a potem zrewanżować się podobną zaczepką. Kiedy tak robią anonimy w internecie, to być może jest to do przyjęcia, ale szkoda, że taki wzorzec przenosimy także na dyskusję publiczną, jawną, podpisaną nazwiskami. W mediach starych, nowych, społecznościowych itd.
Czasem można odnieść wrażenie, że łatwiej być kolaborantem niż dyskutantem. Kolaborantem się zostaje raz, nabywa swoje winy, a potem jest osąd. Dyskutantem się jest ciągle, „winy” się wciąż kumulują, osądzać każdy chce, a mało który elegancko i sprawnie potrafi. A szkoda.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz