Kwartalnik „Karta” – numer 95 – recenzja i ocena
Wspomnienia Małgorzaty Hoyerówny z podróży do Ameryki Południowej bardzo dobitnie i bezpośrednio opisują to, przez co musieli przejść emigranci w czasie podróży. A były to ciężkie przeżycia. Do tego stopnia, że autorka wspomnień postanowiła opuścić statek w Antwerpii i wrócić do Polski, by otworzyć biednym, zdesperowanym ludziom oczy.
Cóż z tego, że bym tam pracowała, gdy tu w Polsce ludzie nieuczciwi, odarci z wszelkich uczuć, jak szakale wysyłają na nędzę, głód i śmierć coraz nowe zastępy naszych włościan, jedynie celem napchania swych kieszeni brudnym zyskiem! Trzeba pierwej temu ohydnemu handlowi ludźmi przeszkodzić – pomyślałam sobie i wróciłam z Antwerpii.
Cały tekst mocno i bez ogródek przestawia warunki, w jakich ludzie musieli płynąć do Ameryki. Przytoczone przykładu obrazują to, w jaki sposób ludzi wysyłano na okrutną śmierć, bo wielu z nich nie ukończyło tej podroży żywi.
Interesujący jest również artykuł „Postacie diaspory”, który jest zestawieniem różnych opinii na temat tego, czym tak naprawdę jest emigracja i co to znaczy ojczyzna. W dużej mierze Polska przez doświadczenia wojen nie stanowiła dla części osób domu, chociaż to tutaj się urodzili. Po II wojnie światowej, gdy w kraju zagościł komunizm, wielu z nich czuło się tu po prostu obco. To nie był ich kraj, ich ojczyzna. Z tych wszystkich tekstów wyłania się wniosek, że Polska to nie tylko miejsce na mapie ze ściśle określonymi granicami. To pewien związek emocjonalny z kulturą, tradycją i historią. To postawa i sposób zachowania. Bardzo ciekawie ukazuje to w swoim liście do siostry Józefa Radzymińska, która opisuje obchody odzyskania Niepodległości w Argentynie, zorganizowane przez mieszkających tam Polaków:
Droga moja, Twój ostatni list otrzymałam 11 listopada. Ciężko mi na niego odpisać. Jak bowiem odpowiedzieć na takie zdanie Twoje: „Zlituj się i wracaj. Tu byłabyś pisarką całej Polski, a tam jesteś poetką garstki emigrantów. Co Ty tam robisz na miłość boską?!”. Ciężko mi na to odpowiadać, ale postaram się napisać Ci – „co ja tu robię, na miłość boską”. Opiszę Ci niedzielę, 13 listopada. […] Twoje życie, tam, oczywiście szersze, wspanialsze, ogólnokrajowe. Tak, tak. I może nawet w Twych wywodach o moim NIEPOWROCIE – jest część prawdy. A w prawdzie jest krzyż. Tak, wiem wszystko. Jednak wybacz mi, że zamiast nakazanego wiersza o stalinowskim Pałacu Kultury – napiszę coś innego: wiersz dla małego Andrzejka. I dla całego zastępu harcerzy, którzy tak pięknie po polsku czują, myślą i dla Polski tu żyją. I dla czegoś jeszcze większego: dla WOLNOŚCI, o której może myślisz nocą, a której tam u Was nie ma.
W numerze znaleźć można echa wydarzeń z maja 1926 roku. Do dziś zamach majowy i sama postać Józefa Piłsudskiego wzbudza wiele kontrowersji. Znajdą się zarówno jego wierni zwolennicy, jak i zaciekli wrogowie. Tak właśnie, przytaczając głosy z różnych stron, przedstawia to wydarzenie Marta Markowska. Możemy przeczytać relacje polityków sanacyjnych, innych ugrupowań politycznych czy artykuły z gazet. Dzięki temu tekst staje się bogatszy, a czytelnicy mogą śledzić wszystkie zmiany w kraju i jednocześnie emocje, które wywołały. Dobrym zwieńczeniem tego wszystkiego jest krótkie podsumowanie Andrzeja Chojnowskiego, profesora w Instytucie Historycznym UW.
Dla osób o mocnych nerwach godny polecenia jest tekst „Kobieta na linii frontu”. Opisuje dramat kobiet po wkroczeniu Sowietów na Węgry. „Karta” przytacza fragmenty dziennika Alaine Polcz, która opisuje brutalność i zezwierzęcenie, z jakim musiała się mierzyć. Armia Czerwona na dobre zmieniła mentalność węgierskiego społeczeństwa. Żołnierze sowieccy traktowali kobiety jak własne przedmioty, a czasem „wspaniałomyślnie” dzielili się nimi ze sobą.
Jednej kobiecie pękł kręgosłup, inna straciła przytomność, jeszcze innej nie mogą zatamować krwotoku. Zastrzelono też mężczyznę, który próbował bronić żony. Nagle odsłoniła się przede mną cała otaczająca nas groza.
Jedynym sposobem na przetrwanie tego koszmaru było dla autorki wspomnień zobojętnienie, zbudowanie ściany i wyparcie rzeczywistości.
Po kolacji mama wzięła mnie na bok i powiedziała: – Córeczko, nie rób sobie takich brzydkich żartów, bo jeszcze uwierzą! Spojrzałam na nią: – Mamo, to wszystko prawda. Rozpłakała się i mnie objęła. Wtedy powiedziałam: – Wszystkie nas zabierali i wszystkie gwałcili. Mówiliście, że u was też. – Tak, ale tylko k… A ty nie jesteś k… – powiedziała mama. Rzuciła mi się na szyję i zaczęła błagać: – Proszę, córeczko, powiedz, że to nieprawda! – Dobrze – zgodziłam się – to nieprawda, zabierali mnie tylko do szpitala, żebym opatrywała rannych.
95. numer „Karty” porusza ważne i bardzo trudne tematy. Nie jest łatwo czytać o nieludzkim traktowaniu, niespełnionych nadziejach czy skradzionej ojczyźnie. Zwłaszcza, że są to przede wszystkim wspomnienia tych, którzy tego wszystkiego doświadczyli na własnej skórze. A oni nie mieli powodów, by ubierać to w piękne, subtelne słowa i delikatne ogólniki. Pisali prosto i dosadnie, nazywając rzeczy po imieniu. Dlatego, choć trudny i poruszający, ten numer „Karty” jest bardzo wartościowy i godny polecenia.