Kuszenie czytelnika

opublikowano: 2010-10-21 09:07
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Polacy z roku na rok kupują coraz mniej książek. Wydawcy polują na czytelnika uzbrojeni nie tylko w książki, ale w kubki, samochody i zdalnie sterowane Messerschmitty. Czy to jest dobry pomysł na wzrost czytelnictwa?
REKLAMA

Rocznie w Polsce wychodzi około 26 tysięcy książek. Pomijając ewidentne bestsellery i autorów, których nazwiska działają jak magnes, przebicie się na rynku to nie lada wyzwanie. Wydawcy nie mają jeszcze sensownych pomysłów na reklamę, ale to się powoli zmienia – przyznaje Irena Mrozek, prowadząca blog „Zjadamy reklamy”. – I do tej branży docierają nowinki z Zachodu, gdzie promocje książek są coraz bardziej efektowne (i efektywne). O ile wydawcy zaczną o reklamowaniu książek myśleć poważnie (czytaj: zatrudnią do tego fachowców), już wkrótce będziemy mogli oglądać coraz ciekawsze kampanie – dodaje.

Samochód, kubek, samolot

Jednym z pomysłów jest kuszenie czytelnika perspektywą nagrody. W konkursie organizowanym przez wydawnictwo W.A.B. można było wygrać Hondę Insight wartą ponad 80 tysięcy złotych. Wystarczyło kupić pozycję z oferty wydawnictwa i wymyślić hasło reklamowe. Czy udało się dzięki temu sprzedać więcej egzemplarzy książek? – Tak, biorąc pod uwagę zainteresowanie konkursem – odpowiada Edyta Woźnica, dyrektor działu promocji Wydawnictwa W.A.B. – Mamy nadzieję, że czytelnicy traktują to jako dobrą zabawę, w której można wykazać się kreatywnością, przeczytać książkę i może nawet wygrać samochód.

W konkursie W.A.B. można było wygrać Hondę Insight (źródło: www.merlin.pl).

Inni stawiają na skromniejsze dodatki, które stosunkowo łatwo wygrać. Przykładowo, zamawiając przez internet dwie książki o Muminkach (Wydawnictwo Literackie) najszybsi czytelnicy dostają Kubek Mumimądrości. Nie każdy gadżet jest dobry do reklamy każdej książki. Przekaz powinien być dostosowany do produktu – podkreśla Irena Mrozek. – Kubek do książki popularnonaukowej, o ile nie ma na nim na przykład historii świata w pigułce, jest pomysłem nietrafionym i płytkim, pójściem na łatwiznę. Ale nadrukowana na plastikowym mózgu mapa Śródziemia, dołączona do książki o psychologicznych profilach głównych bohaterów Władcy Pierścieni, to zupełnie inna sprawa.

Tomasz Międzik z wydawnictwa Znak prezentuje zdalnie sterowanego Messerschmitta.

W tym kierunku zdaje się iść krakowskie wydawnictwo Znak. Kupując wydaną przez niego książkę Bitwa o Anglię 1940 Stephena Bungaya, można wygrać zdalnie sterowany samolot. – Bitwa kojarzy się z Messerschmittami i Spitfire’ami – mówi Tomasz Międzik z działu prasowego tego wydawnictwa. – Mogliśmy mieć Spitfire’a, bo takie zabawki też są na rynku, aczkolwiek hasło „ustrzel Messerschmitta” jest nam, Polakom, bliższe. Przyznaje, że sprzedaż jest zadowalająca, a księgarze twierdzą, że zauważają spore zainteresowanie opaską informującą o konkursie.

REKLAMA

Czy to aby konieczne?

Książki historyczne zaliczane są do szerokiego segmentu „literatury faktu”, który ustępuje pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy literaturze pięknej. Stąd mogłoby się wydawać, że tego typu promocje są koniecznością. Zdarzają się jednak naukowe opracowania, które nie potrzebowały dodatkowych zabiegów marketingowych, a i tak rozchodziły się jak świeże bułeczki. Książka SB a Lech Wałęsa (Instytut Pamięci Narodowej) autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka sprzedała się w 49 tysiącach egzemplarzy (stan na maj 2010 roku). Kilkanaście tysięcy ludzi kupiło opracowanie Pawła Zyzaka Lech Wałęsa. Idea i historia (Arcana). Dobrze sprzedaje się też inna opasła biografia, Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (Zysk i S-ka) Sławomira Cenckiewicza. Trzeba jednak zaznaczyć, że o dwóch pierwszych książkach było głośno w mediach.

Zresztą nie wszyscy wydawcy kuszą atrakcyjnymi dodatkami. Nie robimy tego typu przedsięwzięć – stwierdza Bogusław Tobiszowski z wydawnictwa Rebis. Tomasz Międzik ze Znaku zauważa, że nie zawsze gadżet albo możliwość zdobycia nagrody to dobre pomysły. Przy książkach profesora Normana Daviesa największą atrakcją jest podpisanie przez niego książki, złożenie dedykacji – dodaje.

Porównując z branżą motoryzacyjną, można powiedzieć, że niektórzy autorzy są jak Ferrari i nawet bez dodatkowych zabiegów marketingowych są chętnie czytani. W przypadku mniej głośnych „marek” trzeba kusić gadżetami. Wiadomo, że chodzi o to, by zwrócić uwagę czytelnika – przyznaje Międzik. – Zasady rządzące rynkiem książki nie są zbytnio oddalone od promocji kosmetyków, ubrań czy samochodów.

Zobacz też:

Redakcja: Roman Sidorski

Korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michael Morys-Twarowski
Doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współautor monografii Dzieje Cieszyna (2010). Publikował artykuły m.in. w „Polskim Słowniku Biograficznym”, „Studiach Historycznych” i „Pamiętniku Cieszyńskim”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone