„Kucharze historii” – reż. Péter Kerekes – recenzja i ocena filmu
W środę 1 września odbyła się polska premiera „Kucharzy historii”. Obrazu, który otrzymał specjalne wyróżnienie jury nagrody głównej Millennium Award na 6. Planete Doc Review, nagrodę FIPRESCI na DOK Leipzig, International Leipzig Festival for Documentary and Animated Films, Golden Hugo Award na MFF w Chicago, Vienna Film Prize na Viennale oraz Specjalną Nagrodę Jury na HotDocs w Toronto.
Trzeba przyznać, że „Kucharze historii” narobili wokół siebie niemało zamieszania. Poza zebraniem nagród i znakomitych recenzji w kategorii specyficzny czarny humor zajęli miejsce obok tak znakomitych twórców, jak Hašek, Hrabal czy Altman. Ironia i groteska – to ważne elementy tego oryginalnego dokumentu. Inna ważna cecha to dystans reżysera, który nie ocenia swoich bohaterów, a z ich historii nawet nie próbuje wyciągnąć żadnych wniosków – kto zły?, kto dobry? Zresztą, czy taka ocena jest w ogóle możliwa? Czy to, po której stronie linii frontu znalazł się dany człowiek na pewno zależy wyłącznie od niego? Może nie. Może losy bohaterów filmu są jedynie wynikiem takiego a nie innego zrządzenia losu. Po prostu urodzili się tu, a nie gdzie indziej. Urodzili się w tym, a nie innym czasie. Może… Mnie to nie do końca przekonuje, ale tak właśnie (przynajmniej po części) zdaje się myśleć reżyser. Inaczej myślą jego bohaterowie. Oni są „prawdziwymi” Niemcami, którzy dzielnie walczyli z Polakami. Rosjanką z Armii Radzieckiej, która karmiła wojskowych by sprawniej zabijali wrogów. Dumnym Serbem, który nigdy nie nakarmiłby Chorwatów. Dystans reżysera jest im obcy, a zestawienie ich wzruszenia z typową dla komedii muzyką i ujęciami kamery mnie osobiście momentami wydawało się sztuczne i naciągane.
W filmie nie podobały mi się okropne i wstrząsające sceny zabijania zwierząt. Zarzynanie przywiązanej do drzewa krowy, do końca próbującej uciec przed wydanym na nią wyrokiem. Zarzynanie świni, wydającej z siebie przerażające odgłosy kwiczenia, szamoczącej się, ranionej i krwawiącej. Na podstawie tych scen rzeczywiście można wyciągnąć wniosek o nieprawdopodobnym wręcz podobieństwie pola walki do kuchni. Tu także wygrywa silniejszy, sprytniejszy, liczniejszy i lepiej uzbrojony…
Czas powiedzieć coś o bohaterach filmu. Péter Kerekes zrobił rzecz, którą niezwykle cenię. Zmienił kierunek padania światła reflektorów, które odtąd (chociażby na chwilę) zaczyna oświetlać tych, którzy zwykle stoją w głębokim cieniu. I tak, mówiąc o II wojnie światowej, wojnie w Algierii (1954–1962), rewolucji węgierskiej (1956 r.), najeździe na Czechosłowację (1968 r.), czy wojnie na Bałkanach (1991–1995) mówi o nie o tych, których zwykle uznajemy za wojennych bohaterów a o tych, którzy dla tych bohaterów gotowali posiłki. Karmili ich, a więc i czynili ich walkę możliwą. Czyż także oni sami nie są przez to bohaterami? W końcu „Bez jedzenia nie byłoby wojny” – jak twierdzą serbskie kucharki.
„Kucharze historii” to bez wątpienia dokument oryginalny. Choć po projekcji filmu dość długo towarzyszyły mi mieszane uczucia, teraz muszę przyznać, że pomysł reżysera wydaje mi się szczególnie ciekawy, a całość wyjątkowa. Nie fenomenalna, ale zdecydowanie warta obejrzenia.