Kto zbudował Polskę?
Zobacz też: Chrzest Polski i początki państwa polskiego
Zobacz też: Wikingowie i ich podboje
Historia początków państwa polskiego jest doskonale wszystkim znana. Przynajmniej w zarysie. Z górą tysiąc lat temu książę Mieszko objął władzę nad plemieniem Polan. W krótkim czasie rozciągnął swoje władztwo na tereny wszystkich sąsiadujących plemion słowiańskich. I wszystko to zrobił sam on, Mieszko, krew z krwi Polan. Czy rzeczywiście? Prawdę powiedziawszy – nie wiadomo. Takie to już przyjemności badań nad wczesnym średniowieczem. Ale problem jest poważny, bo musimy sobie wszyscy odpowiedzieć na pytanie: skąd się wzięliśmy? Jest to pytanie o nieprzemijającej aktualności.
Jeżeli ktoś wątpi i uważa, że problem Mieszka i jego rządów nie jest dla nas ważny, to polecam szybki rzut oka na granicę III Rzeczpospolitej. Niewątpliwie nie nawiązuje ona w żaden sposób do granic II Rzeczpospolitej, czy też Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a czerpie pełnymi garściami z podobieństwa do kraju rządzonego przez Mieszka i jego dziedziców. Gdy po II wojnie światowej, z kretesem przez Polskę przegranej, trzeba było wytłumaczyć pokonanym Polakom, że tak naprawdę wygrali – trzeba było znaleźć dobre argumenty na poparcie tej tezy. Jednym z nich okazał się „powrót na prastare ziemie piastowskie”. Mistrzowski zabieg socjotechniczny spowodował, że niektórzy Polacy faktycznie uwierzyli w zwycięstwo. Utwierdzały ich w tym patriotyczne nazwy ulic w każdym z miast na „ziemiach odzyskanych”. Tu coś o Mieszku, tam o jego zwycięstwie pod Cedynią (972), gdzie indziej coś o Piastowskich Orłach. W ten sposób początki państwa polskiego stały się sprawą polityczną.
Bądźmy zresztą uczciwi, nie stało się to po raz pierwszy. Już wcześniej, w XIX wieku, wraz z romantycznym zainteresowaniem historią, narodowe historiografie zaczęły brutalnie dyskutować ze sobą o pochodzeniu narodów i początkach państw. Polacy mieli tu oczywiście utrudnione zadanie. Państwo polskie nie istniało, przez długi czas nie istniała uniwersytecka nauka dziejów ojczystych, a państwa zaborcze na potęgę tworzyły własne narodowe mitologie. Jednym z najważniejszych punktów sporu pomiędzy historiografią niemiecką i polską stało się pytane o kto ma historyczne prawo do polskich (z dzisiejszego punktu widzenia) ziem zachodnich. Niemcy dowodzili, że władcy niemieccy (ściślej może: germańscy) sprawowali tam władzę daleko zanim tereny te objęli we władanie Słowianie.
Przeczytaj:
- Przemysław Urbańczyk – „Mieszko Pierwszy Tajemniczy”-recenzja
- Zdzisław Skrok – „Czy wikingowie stworzyli Polskę?”-recenzja
Jeszcze ostrzejszą i bardziej zwulgaryzowaną formę spór ten przybrał w czasach III Rzeszy. Niemieccy archeolodzy i historycy średniowiecza byli w tych czasach bezwzględnym realizatorem politycznych wytycznych idących z kwatery głównej Adolfa Hitlera. W publikacjach z tego czasu przeczytamy więc o niedorozwiniętej, ułomnej państwowości polskiej, która mogła się rozwijać jedynie dzięki kurateli germańskiej. Z czasem kuratela przeewoluowała w teorię o tym, że to Niemcy stworzyli polską państwowość. Co ciekawe, niemieccy badacze nie wyciągnęli z tego pełni wniosków. Mogłoby się przecież wydawać, że jeżeli rola Germanów była w tworzeniu polskiej państwowości tak ważna, to Polaków można wręcz uznać za „rasowo” pokrewnych Niemcom. Tak daleko nikt jednak nie poszedł. Na szczęście, III Rzesza upadła i brednie o roli rasy w historii znalazły się na śmietniku.
Pozostały jednak inne problemy. Rozległe kontakty słowiańsko-germańskie w X wieku były faktem. Oczywiście nikt nie mówił wówczas o narodzie polskim czy niemieckim, ale z punktu widzenia XX wieku takie subtelności łatwo umykały uwadze – nie tylko polityków, ale również badaczy. Jeżeli więc po 1945 roku trzeba było uzasadnić tezę o „piastowskości” polskich ziem zachodnich, to za wszelką cenę trzeba było zbudować wyrazistą mitologię. A takie rzeczy najlepiej zrobić w oparciu o badania naukowe.
Tekst inspirowany lekturą książki:
Z punktu widzenia politycznego taka była właśnie rola badań kierowanych przez Henryka Łowmiańskiego. Monumentalne pięciotomowe „Początki Polski” tego autora to jedno z najważniejszych dzieł polskiej historiografii w ogóle, trudno więc w tym miejscu lapidarnie je streścić. Warto jednak zwrócić uwagę na dwie zasadnicze tezy. Po pierwsze, budowa państwa polskiego była możliwa dopiero w efekcie zakończenia długotrwałych procesów gospodarczych i społecznych. Musiało nastąpić takie wzbogacenie ludności słowiańskiej (ściślej: Polan), że była ona w stanie utrzymać aparat administracyjno-militarny. A ten ostatni posłużył jako motor ekspansji. Po drugie, władztwo stworzone przez Piastów było słowiańskie. „Czysto” słowiańskie, a więc – przekładając na polityczny język XX wieku – polskie. A więc dokładnie inaczej niż uważali dawni badacze niemieccy.
Badania naukowe stanowiły merytoryczną podbudowę dla szeroko zakrojonej akcji propagandowej. Używając współczesnego słownika powinniśmy jednak mówić raczej o tworzeniu marki pod nazwą „polska wczesnośredniowieczna suwerenność”. W okresie PRL Mieszko był na monetach, banknotach (tutaj razem z synem, Bolesławem Chrobrym), był też bohaterem filmów. Wśród tych ostatnich szczególnie warto przypomnieć o obrazie „Gniazdo” w reżyserii Jana Rybkowskiego. Choć bezlitośnie wykpiony przez krytyków za liczne niedoskonałości, film ten całkiem nieźle spełnił swoją propagandową rolę. Jego premiera odbyła się w Szczecinie – a więc jednym z kluczowych miast „ziem odzyskanych” – 17 lipca 1974. Ta data też była symboliczna, było to bowiem krótko przed obchodami trzydziestolecia PRL.
Dziś można odnieść wrażenie, że Mieszko I nierozerwalnie zlepił się z czasami PRL. Nikt nie wyprze go z narodowego panteonu – tam jego miejsce jest niepodważalne – ale już nie jest na czele. Raczej gdzieś w środku stawki, schowany za innymi bohaterami, jakoś bardziej pasującymi do współczesnej nowoczesności. Jakby tego było mało, nie brakuje po 1989 roku polskich badaczy, którzy dowodzą, że Mieszko I był Normanem. Nie podejrzewam, że badacze, lansują takie tezy mają jakieś niecne zamiary, ale faktem jest, że podważają oni fundamenty narodowego mitu.
Przeczytaj:
- Mieszko Pierwszy Tajemniczy – rozmowa z prof. Przemysławem Urbańczykiem"
- Karol Modzelewski - „Barbarzyńska Europa” - recenzja
Dlaczego tak? Przede wszystkim dlatego, że najbardziej wiarygodne dostępne dziś źródła historyczne wskazują, że Mieszko I i jego państwo wskoczyły do europejskiej historii zupełnie deus ex machina. Pojawiły się nie pod wpływem długotrwałego rozwoju ekonomicznego, jak chciał tego Łowmiański, ale zupełnie nagle. Początki Polski, ukryte w mrokach średniowiecza wciąż intrygują i wciąż odmawiają nam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: skąd się wzięliśmy? Ciekawe, że tak chętnie wracamy dziś do tezy o tym, że Mieszko przyszedł do nas z zewnątrz.
A zatem przaśny, krajowy Mieszko przegrywa coraz częściej z Mieszkiem importowanym, a Polska stworzona dzięki pomocy z zewnątrz staje się symbolem. Jeżeli państwo przyszło z zewnątrz, to i jego modernizacja przyjdzie z zewnątrz. Jeżeli tak było tysiąc lat temu, to podobnie będzie i dziś. Ale jednak ten Mieszko krajowy – spopularyzowany w czasach PRL – jest bardziej przekonujący. On wskazuje, że Polska może być podmiotem historii, aktywnym jej aktorem, a nie jedynie przedmiotem zewnętrznych wpływów. W ten sposób Mieszko okazuje się zupełnie współczesnym, ważnym graczem na boisku narodowej mitologii.