Krzysztof Kubiak - „Wojna zuluska 1879” – recenzja i ocena

opublikowano: 2010-06-01, 22:54
wolna licencja
Książkę warto przeczytać, aby zapoznać się z przebiegiem bitew. Na pewno jest ona jedną z nielicznych na polskim rynku wydawniczym pozycji poruszających problematykę wojen kolonialnych. Jednakże, siermiężny styl, niedomówienia i niespójność terminologiczna muszą poważnie zaciążyć na ostatecznej ocenie tej popularnej książki, która zamiast zaciekawiać odstrasza i nudzi.
reklama
Krzysztof Kubiak
Wojna zuluska 1879
cena:
22,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Replika
Rok wydania:
2009
Okładka:
miękka
Liczba stron:
100
ISBN:
978-83-7674-005-8

Gdy zobaczyłem na redakcyjnej liście pozycji do zrecenzowania „Wojnę zuluską 1879” autorstwa Krzysztofa Kubiaka, niezmiernie się ucieszyłem. Pomyślałem, że wreszcie ktoś w Polsce znów zaciekawił się dziejami konfliktów kolonialnych. Czekałem na książkę z niecierpliwością. Wreszcie przyszła. Czytałem ją trzy razy, jednak nie dlatego, że wzbudziła we mnie taką admirację. Długo nie mogłem się zdecydować jak powinienem ją ocenić i co dokładnie napisać. Wreszcie redakcja zaczęła już wysyłać bardziej niż czytelne sygnały, że termin na oddanie tekstu dawno upłynął.

Autor

Zacznijmy od Autora. Prof. dr hab. Krzysztof Kubiak jest wykładowcą Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, komandorem Marynarki Wojennej RP, absolwentem Akademii Marynarki Wojennej, Uniwersytetu Gdańskiego, Intarnational Crisis Management Course w Swedish National Defence College oraz Civil Military Response Courese prowadzonego w Rydze przez Monteray Naval Post Graduale School. Na swoim koncie ma kilka pozycji książkowych. Specjalizuje się w badaniach nad terroryzmem i piractwem morskim – tyle czytam o nim na stronie uczelni.

„Wojna zuluska” nie jest jego pierwszą publikacją historyczną, choć do tej pory zwykł się jednak koncentrować na dziejach XX w. Brak rozeznania w okresie, którego dotyczy niniejsza publikacja jest, niestety, więcej niż dostrzegalny.

Szata graficzna

Okładka książki wzorowana jest na ilustracji z „The Ilustrated London News”. Czcionka z tytułem wypisanym na poszarpanym Union Jacku jest raczej pretensjonalna i kojarzy się z napisami „SALOON” rodem z Dzikiego Zachodu. Jednakże niewątpliwie całość przykuwa uwagę i zachęca do zapoznania się z treścią.

Książka jest bogata w ilustracje. Większość z nich wykonano współcześnie, ale dzięki nim mamy możliwość zapoznania się z warunkami klimatycznymi Afryki Południowej. Dużą pomocą są mapki - umieszczone w odpowiednich miejscach tekstu pozwalają lepiej wyobrazić sobie przebieg poszczególnych bitew.

Chociaż wydawnictwo zapewniło pracy ładną oprawę graficzną, widać brak pracy korektora, który uratowałby publikację przed literówkami (np. jest „bitwa pod Audą” zamiast „bitwy pod Aduą”).

Konstrukcja

Autor podzielił swoją publikację na 13 rozdziałów. Tytuły części z nich zdają się być całkowicie nieadekwatne do ich treści. Jeden z nich, zatytułowany „Wojna”, dotyczy w istocie organizacji i przygotowania armii brytyjskiej. Rozdział noszący tytuł „Kolumna lorda Chelmsforda” jest raczej oceną bitwy pod Isandhlwaną, niż opisem oddziału głównodowodzącego sił brytyjskich w południowej Afryce, czy panujących w owej kolumnie nastrojów. Co prawda zarysowano w nim pewne motywacje Chelmsforda, jednak w sposób szczątkowy i niezadowalający.

reklama

Treść

Pierwsze 26 stron, w książce liczącej mniej niż 100, to prawdziwa męczarnia. Gdyby nie to, że Autor operuje charakterystycznymi dla wojskowych krótkimi zdaniami i konkretami, przeczytanie tego fragmentu byłoby jeszcze trudniejsze. Styl wypowiedzi prof. Kubiaka jest niezwykle toporny i nieprzyjemny dla Czytelnika. Zważywszy, że książka ma charakter popularny jest to istotny problem publikacji, gdyż zniechęca do dalszego zapoznania się z książką.

We wszelkiego rodzaju publikacjach popularnych niezwykle istotne jest zarysowanie tła wydarzeń, kontekstu i wyjaśnienie genezy opisywanych zdarzeń. Przyczyny konfliktu brytyjsko-zuluskiego są jednakże zarysowane nad wyraz słabo. Autor niejednokrotnie podkreślał decydującą rolę Wysokiego Komisarza Frere’e w zaistnieniu konfliktu, lecz nie przedstawił jego konkretnych działań poza tymi, które traktowały działania Zulusów jako pretekst do bardziej stanowczej polityki. Nosi to znamiona literatury podręcznikowej. Zastosowanie takiej narracji w monografii, choćby i popularnej, pozostawia duży niedosyt. Po przeczytaniu tej książki szereg motywacji brytyjskich pozostaje dla nas zagadką.

Chociaż autor pokusił się o krótkie przedstawienie wojskowości zuluskiej, nie dowiadujemy się niczego o społeczności i kulturze tego ludu. Autor wielokrotnie dostrzega jego niezwykłą odwagę, ale nie wyjaśnia czy jej powodem był kontekst kulturowy, wychowanie, a może specyfika społeczna Zulusów?

Bardzo słabo zarysowano rolę społeczności burskiej w nadciągającym konflikcie. Tymczasem powodem bezkrwawego zajęcia Transwalu przez Theophilusa Shepstone’a był właśnie burski lęk przed Zulusami. Dodatkowo autor wspominając o tym fakcie dopuścił się nieścisłości. Oczywiście akcja Shepstone’a była, jak słusznie dostrzegł prof. Kubiak, prywatną inicjatywą [s. 16], jednak, aby doszło do aneksji, jego czyn musiał uzyskać aprobatę Londynu, co sobie wywalczył. Nie dowiadujemy się jakie stanowisko w obliczu konfliktu zajęli Burowie, zarówno Ci zamieszkali w Natalu, jak i Transwalu.

Wątek burski jest w książce w jakimś stopniu obecny. Natomiast stanowisko rządu brytyjskiego, a przede wszystkim Colonial Office, wobec pogarszającej się sytuacji, jest w „Wojnie zuluskiej” już zupełnie nieobecne. Tymczasem stosunek szefa ministerstwa ds. kolonii Michaela Hicks Beacha i premiera Benjamina Disraeliego niewątpliwie ubarwiłoby narrację.

reklama

Zaletą książki są opisy bitew. Widać, że Autor zna i lubi tę tematykę. Działania obu stron konfliktu zostały opisane w sposób przejrzysty i dość ciekawy. Zastanawia jednak, czemu nie pokuszono się o relacje ze sztabu brytyjskiego oraz czemu nie ma - poza nielicznymi przypadkami - prób rekonstrukcji podejmowanych decyzji. Poza tym prof. Kubiak opisał każdą z bitew punktu widzenia brytyjskiego. Tymczasem, choć źródeł zuluskich najprawdopodobniej nie ma, to jednak zostały artykuły dziennikarki „London Morning Post”, Florence Dixie, z którą współpracował ówczesny król zuluski Cetshwayo. Dziwi to tym bardziej, że autor wspomina o tej współpracy.

Dodatkowym problemem jest to, że wojnę zuluską potraktowano jako zbiór bitew, które w dodatku sprawiają one wrażenie bardzo luźno powiązanych ze sobą scenek. Ciężko dostrzec tu pewien proces i taktykę. Odnoszę wrażenie, że - według autora - opis wojny kończy się na przedstawieniu wydarzeń z poszczególnych potyczek. Ilość odniesionych zwycięstw ma gwarantować zwycięstwo w wojnie. Ewidentnie brakuje ciągłości narracyjnej, która pozwoliłaby zaciekawić czytelnika.

Terminologia i wyjaśnianie nowych pojęć

Pewnym problemem książki jest znaczna niejasność terminologiczna. Chociaż Autor już na 11 stronie zaczyna używać terminu „impi”, dopiero na stronie 13 dowiadujemy się, że „impi” oznacza zuluski oddział, a dopiero na stronie 14 udziela się nam informacji, że były one formowane według klucza wiekowego.

Zarysowując genezę konfliktu brytyjsko-zuluskiego Autor popełnił szereg nieścisłości terminologicznych wynikających z braku znajomości skąpej, co prawda, ale jednak dostępnej, polskiej literatury na temat dziejów Afryki Południowej. Uraczono więc Czytelnika kalkami językowymi w postaci „Republiki Natali” zamiast „Republiki Natalu” sensu stricto, jednak jeśli ktoś rozpocznie swą przygodę z dziejami Czarnego Lądu od tej pozycji, to trudniej będzie mu się odnaleźć w innych publikacjach.

Wtrącenia i ramki

Niestety w „Wojnie zuluskiej” autor daje nam niejednokrotnie odczuć, jak dużą estymą darzy marynarkę wojenną. Wykorzystuje bowiem obecność marynarzy brytyjskich w walkach lądowych, aby przemycić w przypisach informacje o statkach, na jakich służyli. Dowiadujemy się zatem czegoś o ich wyporności, działach oraz prędkości, jaką mogły rozwinąć. Zamiast pogłębić naszą wiedzę na temat wojny serwuje nam ciekawe, lecz całkowicie zbędne dane.

reklama

Praca prof. Kubiaka zawiera liczne ramki z dodatkowymi informacjami i danymi o broni. Ta część książki prezentuje się dobrze; zdecydowanie najlepiej się ją czyta. Jednakże część dodatkowych informacji sprawia wrażenie umieszczonych w złym miejscu, czasem za wcześnie, innym razem zbyt późno. Informacje o dowódcach i królu zuluskim z powodzeniem można by wpleść w tekst główny, czyniąc narrację żywszą i bardziej zajmującą.

Niefrasobliwe sformułowania

Autor nie ustrzegł się zbędnych uwag (jak użyte podczas ciekawego opisu bitwy [s. 57] „dowodzi to, że służba w wiktoriańskiej marynarce owocowała w przygody o bynajmniej nie nautycznym charakterze”) i niefrasobliwości językowych (częste nazywanie Zulusów „czarną społecznością” a innych mieszkańców Afryki Południowej o innym niż biały kolorze skóry nazywa „kolorowymi mieszkańcami”; dopiero na s. 44 przymiotnik traktujący o kolorze skóry został wzięty w cudzysłów).

Niestety, autor, bazując na skąpej literaturze przedmiotu, pokusił się również o próbę refleksji historycznej. Oczywiście nie jest to niczym złym, jednak, gdy zarzuca się historykom brytyjskim, że „wymyślili” argument słabego zaopatrzenia oddziałów pod Isandhlwaną, by wytłumaczyć klęskę oddziałów JKM, wypadałoby powołać się na więcej niż jedną książkę.

Bibliografia i podbudowa źródłowa

Bardzo się zdziwiłem dostrzegając w bibliografii dwadzieścia trzy pozycje, z których jedynie kilka mogło stanowić poważniejszą bazę do napisania książki. Autor nie sięgnął po żadne pamiętniki, doniesienia prasowe. Nie będę się koniecznie upierał, że należało zajrzeć do dokumentacji archiwalnej. Książka ma charakter popularny. Jednakże brak pozycji źródłowych poważnie zaważył na treści książki. Bazując na jednej z książek stwierdził, że brytyjscy historycy wymyślili problem z zaopatrzeniem w amunicję oddziałów walczących pod Isandhlwaną. Tymczasem zapomniał o olbrzymiej roli ideologii imperialnej, którą przesiąkła znaczna część poddanych JKM, nawet tych wykształconych. Szukano zatem racjonalnego wyjaśnienia klęski.

Ocena

„Wojnę zuluską 1879” Krzysztofa Kubiaka warto przeczytać, aby zapoznać się z przebiegiem bitew. Na pewno jest ona jedną z nielicznych na polskim rynku wydawniczym pozycji poruszających problematykę wojen kolonialnych. Jednakże, siermiężny styl, niedomówienia i niespójność terminologiczna muszą poważnie zaciążyć na ostatecznej ocenie tej popularnej książki, która zamiast zaciekawiać odstrasza i nudzi. Lepiej zacząć od prac prof. Andrzeja Bartnickiego i „Brzemienia białego człowieka” Kazimierza Dziewanowskiego.

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Piotr Damski
Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii powszechnej, specjalista dziejów XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem lat 1871–1918. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego; wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie; współpracował ze Społeczną Akademią Nauk w Łodzi przy projekcie „Colonisation and Decolonisation in National History Cultures and Memory Politics in European Perspective”, nadzorowanym przez Universität Siegen (Siegen, Niemcy). Stypendysta Roosevelt Study Center (Middelburg, Holandia).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone