Krasnobród – Krojanty 1.09.2013. Relacja subiektywna
Od kilku lat w pierwszy weekend września w okolicach wsi Krojanty odbywa się inscenizacja mająca na celu przypomnienie słynnej szarży z 1939 roku, połączona z licznymi wydarzeniami towarzyszącymi. Jednym z nich jest pokaz dotyczący innej bitwy z polskiej historii. W tym roku organizatorzy wybrali starcie pod Krasnobrodem (program imprezy).
Aby umożliwić przeprowadzenie inscenizacji z odpowiednim rozmachem, organizatorzy zapewnili rekonstruktorom duże pole „bitwy”, umożliwiające użycie zarówno koni, jak i pojazdów mechanicznych. Publiczność odgrodzono za pomocą drewnianych bali, a przed nimi umiejscowiono wydzielony pas dla dziennikarzy i ochroniarzy. Takie rozwiązanie pozwala na zapewnienie odpowiedniego dystansu pomiędzy widzami a rekonstruktorami, co jest niezbędne w wypadku inscenizacji z tak dużym udziałem zwierząt (kolizja dwóch kawalerzystów udowodniła słuszność takiego rozwiązania. Taśma zabezpieczająca została przerwana, lecz widzom nic się nie stało). Rozstawiono również kilka „domów”, które efektownie spłonęły podczas „walki”.
O ile samo miejsce było odpowiednio zabezpieczone i podminowane, tak by zapewnić widzom odpowiednią dawkę emocji, to sami uczestnicy rekonstrukcji nie zawsze przykładali się do występu. Nie chciałbym w tym momencie wchodzić w rozważania nad historycznym czy bronioznawczym wyrobieniem publiczności. Większość z nich przyjechała zapewne obejrzeć dobre widowisko z użyciem materiałów pirotechnicznych czy pokazać dzieciom konie. Ta grupa będzie poszukiwała przede wszystkim akcji, huków i szybkich manewrów, czyli dokładnie tego, co zaprezentowano podczas pokazu. Widzowie posiadający pewną wiedzę historyczną szukali jednak czegoś jeszcze, a mianowicie wierności realiom historycznym.
Aby uniknąć niepotrzebnych dyskusji, zaznaczę do razu, że nie jestem rekonstruktorem, tylko widzem. Nie mam zamiaru roztrząsać problemów takich jak splot nitek, wysokość kieszeni czy też położenie sprzączek. Piszę tylko o tym, co dało się dostrzec zza ogrodzenia, mając do dyspozycji średniej klasy aparat fotograficzny. Jeżeli w jakimkolwiek podpisie pod zdjęciem czy w tekście dopuściłem się przekłamania, czy też w jakikolwiek sposób rozminąłem się z prawdą, proszę o zwrócenie na to uwagi w komentarzach.
Jasnym jest, że nikt nie będzie katował zabytkowych pojazdów szybką jazdą po nierównym polu. Są one często w zbyt złym stanie technicznym, by pozwolić sobie na coś więcej niż spokojny przejazd po asfalcie. Koszty napraw i chęć dbania o sprzęt są wystarczającym usprawiedliwieniem do wykorzystania pojazdów mechanicznych z późniejszych epok ucharakteryzowanych tak, by przypominały te z czasów wojny. Mowa tu rzecz jasna o maszynach ucharakteryzowanych z wysiłkiem i dbałością o detale, a nie o sprzęcie, którego historyczna adaptacja skończyła się na warstwie farby. Inaczej prezentuje się jednak kwestia użycia pojazdów o znacznych gabarytach i rozpoznawalnych sylwetkach. Użycie brytyjskich i radzieckich powojennych pojazdów opancerzonych (będące swego rodzaju stałym elementem tej imprezy), znacząco odstających od maszyn używanych podczas wojny, bardzo razi, tym bardziej, że akurat to „starcie” mogło by się znakomicie obyć bez ich udziału. Nie brak też w naszym kraju przykładów tworzenia replik na różnego rodzaju podwoziach, cieszących oko bardziej niż przemalowane pojazdy z innych epok. Działalność ta zatacza coraz szersze kręgi, dając publiczności możliwość zapoznania się z sylwetkami pojazdów przypominających swych wojennych „przodków”. Wykorzystanie współczesnych pojazdów jest zwykłym przekłamaniem, niosącym także ze sobą odebranie prawdziwej historii wykorzystywanym transporterom i samochodom pancernym. W końcu także i one mają swoją przeszłość i zasługują na eksponowanie ich we właściwych warunkach.
Najważniejszym elementem każdego pokazu są rekonstruktorzy. To na nich skupia się wzrok widzów, a także ich aparaty i kamery. Bez nich nie można by mówić o inscenizacji, a co najwyżej o rewii pojazdów. Większość z nich jest świadoma swojej roli i przykłada się solidnie do stworzenia imitacji postaci z odtwarzanego okresu. Niestety, zdarzają się wyjątki. Niektórzy wyruszyli pod „Krasnobród” z imitacją panzerfausta czy też prezentując dosyć niespotykane w 1939 formy zarostu na twarzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy z motocyklistów chciał wyglądać jak najbardziej „cool”, niemniej jednak powinno to mieć pewne granice. Innym irytującym elementem przedstawienia była rażąca dysproporcja w liczebności kawalerii obydwu stron. Kilkunastu „Niemców” dosłownie zginęło w morzu ludzi w polskich mundurach. Sytuację pogarszał fakt długotrwałego rozstawiania jazdy na oczach widzów. Doprowadziło to także do dość kuriozalnej sytuacji: polska jazda, udając się na miejsce rozpoczęcia szarży, spokojnie przejechała przez cały obszar działań przed „walczącymi” pojazdami pancernymi udającymi niemiecki oddział. Żadna ze stron nie pozorowała walki, ot rozminęli się po prostu. Takich momentów było niestety zbyt wiele.
Na osobne omówienie zasługuje kwestia użycia współczesnej broni palnej. Jest to temat dość drażliwy, przede wszystkim z powodu obowiązującego w Polsce prawa i kosztów zapewnienia strzelających replik lub egzemplarzy muzealnych. Czy jednak rzeczywiście jedynym rozwiązaniem jest wykorzystanie tak rzucających się w oczy AK-47 i karabinów maszynowych? Na to pytanie powinni odpowiedzieć specjaliści od współczesnej broni palnej i polskich przepisów, a ja za takiego się nie uważam. Mogę tylko (jako widz) stwierdzić, że mimo wysiłków organizatorów mających na celu zamaskowanie współczesnej broni palnej, jej huk i charakterystyczne kształty pozwalał na szybkie wyłuskanie tych niezbyt pasujących do całości egzemplarzy.
Nagłe oberwanie chmury, jakie rozpoczęło się zaraz po zakończeniu pierwszej inscenizacji, przegoniło wielu widzów. Również ja byłem w tej grupie. Zatrzymałem się tylko na chwilę przy stoiskach z pamiątkami, po czym skierowałem swe kroki na parking. Po inscenizacji zostały mi przyjemne wspomnienia, ale i pewien niesmak. Otaczali mnie zadowoleni widzowie, jednak w pamięci miałem utrwalone te momenty, w których rekonstruktorzy czy organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania. Pozostaje mi wyrazić nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej.
Zobacz też:
- Chcesz poznać historię? Musisz ją ożywić!;
- Schabowy po staropolsku, czyli rzecz o inscenizacjach historycznych;
- Hiszpanie zakochani w polskiej historii;
- Krótka historia długiego karabinu. Karabin przeciwpancerny wz. 35 – przyczynek do tematu;
- „Strzelisz bracie, to mało ci głowy nie urwie!” Broń ppancerna we wspomnieniach polskich żołnierzy.
Redakcja: Roman Sidorski