Kradzież listów Powstańczej Poczty Harcerskiej

opublikowano: 2008-10-26, 09:22
wszelkie prawa zastrzeżone
Kilka miesięcy temu do mediów trafiła głośna sprawa aukcji powstańczych listów. Ich historia i pochodzenie pozostają nieznane. Prof. Maciej Bernhardt, uczestnik powstania warszawskiego, opowiada o tym, jak służby bezpieczeństwa PRL zabezpieczały odnalezione po powstaniu listy, a następnie zastraszały ich adresatów, a same listy sprzedawały. Być może w tym przypadku było podobnie?
reklama

Oto relacja Macieja Bernhardta, nadesłana na adres naszej redakcji:

We wrześniu 1973 roku w Środowisku Żołnierzy AK „Żywiciela” jeden z ko­legów poinformował mnie, że prze­czytał w ty­godniku „Za Wolność i Lud”, organie milicji i służby bezpieczeństwa, arty­kuł o Harcerskiej Powstań­czej Poczcie Polowej, w którym znajdowała się wzmianka o mnie. Zdziwiło mnie to bardzo, bo nie by­łem żołnierzem Szarych Szeregów. Nie miałem też kontaktów i znajomości w sfe­rach, któ­rych organem był wspomniany tygodnik.

Zaintrygowany dotarłem do numeru 31 (516) z dnia 04.08.1973 r. tego pisma. Zna­lazłem w nim wzmiankę o Harcerskiej Powstańczej Poczcie Polowej, okolicznościach znalezienia listów oraz m. in. fotografię listu adresowanego do mnie, którego nigdy nie otrzymałem.

Tekst artykułu z 516 numeru tygodnika "Za Wolność i Lud"

Był to list prof. Bronisława Krupińskiego, ojca mego kolegi, serdecznego przy­ja­ciela i towarzysza broni — Andrzeja Krupińskiego (pseud. „Jacek”), żołnierza 237 plutonu AK, II kom­panii batal­ionu „Serb” (później przemianowanego na „Żubr”) obwodu „Żywi­ciel”. Andrzej zginął 2 sierpnia w masakrze pod Boernerowem podczas przej­ścia naszej kom­panii z Żoliborza do Pusz­czy Kampinoskiej.

List ten znaleziony został wraz z wieloma innymi przy zwłokach harcerza-listonosza podczas odgruzowywania ulicy Szpitalnej. Autor wspomnianego artykułu pisze m.in.:

„Po latach stały się bowiem [odnalezione listy — przyp. MB] swego rodzaju do­ku­­men­tem historycznym, oddającym choćby w części, realia i atmosferę dni Pow­stania War­szaw­skiego. A równocześnie – może odnajdą kogoś z żyjących, może staną się dla adresatów, nadawców, krewnych czy kolegów jakimś cennym śladem, może pamiątką ostat­nią...” [wyróżnienie — MB].

List adresowany do Macieja Bernhardta, którego ten nigdy nie otrzymał

Po przeczytaniu tego tekstu natychmiast zatelefonowałem do redakcji pisma. Rozma­wiający ze mną młody (sądząc po głosie) redaktor był bardzo miły i zachwy­cony, że jest odzew na artykuł. Podobno byłem pierwszym i jedynym, który odezwał się do redakcji, a mi­nęły już co najmniej 4 tygodnie od ukazania się wspomnianego numeru. Zaprosił mnie do redakcji na spotkanie z autorem artykułu.

Atmosfera spotkania z autorem (?) artykułu była jednak już całkowicie inna. Przy­jął mnie osobnik w średnim wieku o klasycznej fizjonomii ubeka. Po grzecznym przywitaniu, przy którym nie był uprzejmy przedstawić się, nie omieszkał podkreślić, że: wie wszystko o mojej działalności akowskiej, oraz o moim bracie stryjecznym, lotniku RAF, który trzy­krotnie latał ze zrzutami dla powstania, a po strąceniu był w partyzantce AK i podając się fałszywie za strąconego pilota Kanadyjczyka, wrócił przez ZSRR na Zachód.

reklama

Po tym wstępie zauważył, że listy z poczty powstańczej mają dziś dużą wartość filate­listyczną i nie radzi mi dalej zajmować się tą sprawą. „Myślę, że się zrozu­mieliśmy? No to żegnam pana”.

Nie pamiętam kiedy odgruzowywano ulicę Szpitalną. W każdym razie wiele lat przed opisaną rozmową. Nikt ze znalazców ani posiadaczy (czy raczej złodziei) listów nie zadał sobie trudu, aby odnaleźć ich adresata lub nadawcę.

Fotografie dwóch kolejnych listów, zamieszczone w tygodniku Służby Bezpieczeństwa

Tu mały komentarz:

Moje nazwisko nie należy do rozpowszechnionych w Polsce i, o ile mi wiadomo, nie ma (a w opisywanym czasie na pewno nie było) drugiego Bernhardta o imieniu Maciej. Od jesieni 1946 roku mieszkam ponownie w Warszawie, od 1955 mam telefon i wystar­czyło sięgnąć do książki telefonicznej, aby mnie znaleźć.

Nadawcą listu był światowej sławy specjalista górnictwa węglowego, profesor zwyczajny Akademii Górniczo-Hutniczej, członek PAN, Przewodniczący Rady Górniczej w randze ministra — prof. Bolesław Krupiński. Mieszkał po wojnie pod tym sa­mym adresem, który podany jest we wspomnianym liście!

Trzeba było bardzo dużo złej woli, aby dysponując możliwościami milicji i służby bez­pieczeństwa nie trafić ani do nadawcy, ani do adresata listu. Na koniec jeszcze jedna uwaga. Prof. Bolesław Krupiński umarł w 1972. Artykuł został opublikowany rok później. Przypadek, czy też „autor” czekał na jego śmierć, aby nie mógł dochodzić prawdy? A możliwości w tym względzie miał duże.

Powyższą sprawą usiłowałem w latach 70., a następnie w 50. rocznicę powstania zainteresować redakcje różnych pism. Żadna nie tyl­ko nie zamieściła mego listu, ale nawet nie uznała za stosowne odpowiedzieć, że temat ich nie interesuje.

Przed kilku laty moją krótką wzmiankę zamieścił dziennik (niestety o niewielkim nakładzie) „Głos”. Myślę, że sprawa ta warta jest przypomnienia; chodzi tu nie tylko o przywłaszczenie cudzej własności, ale i o skrajny cynizm, obłudę i hipokryzję...

Współczesnym czytelnikom warto tu przypomnieć, że wszystkie akcje odgruzowywania odbywały się w Warszawie zawsze pod czujną opieką właściwych władz, które skrzętnie zabezpieczały wszel­kie znalezione materiały. Wiele z nich dzięki takiej „opiece” zginęło na zawsze, a niektóre, przedstawiające oprócz wartości historycznej, także wartość rynkową, znalazły się np. w zbiorach odpowiednich filatelistów.

Zredagował: Kamil Janicki

Korekta: Małgorzata Misiurek

reklama
Komentarze
o autorze
Maciej Bernhardt
Profesor dr inż., emerytowany wykładowca Politechniki Warszawskiej i pracownik naukowy Instytutu Transportu Samochodowego. Ur. w 1923 roku, uczestnik powstania warszawskiego w 1944 (podchorąży "Zdzich" 237 plut. II komp. Batalionu "Żubr", Obwodu Żoliborz). Autor wydanej przez nasz portal w formie książkowej wspomnień: „Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone