Kosztowna eurolingwistyka
Jednym z praw obywateli UE jest zapoznawanie się z dokumentami europejskimi w ich ojczystych językach. Również podczas obrad unijnych instytucji, np. parlamentu Europejskiego, wszyscy ich uczestnicy mogą wypowiadać się w swoich językach oraz słuchać tłumaczeń obrad.
Dlatego właśnie konieczne jest zatrudnianie ogromnej liczby tłumaczy – w samym Parlamencie Europejskim stanowią oni 1/3 personelu. Ich utrzymanie kosztuje 990 mln euro. Eurokraci twierdzą jednak, że to wcale nie jest tak dużo, jakby się mogło wydawać – każdy obywatel UE płaci rocznie na ten cel 2,20 euro.
W Unii Europejskiej jest 20 języków urzędowych (od stycznia będzie ich 21). Na każdy z ich tłumaczone są wszystkie dokumenty oraz obrady.
W ograniczaniu kosztów tłumaczeń pomogłaby likwidacja siedziby PE w Strasburgu: z powodu braku personelu, część tłumaczy raz w miesiącu przemieszcza się z Brukseli do stolicy Alzacji, co podnosi wydatki o 13 proc.
System tłumaczenia obrad w Parlamencie jest dość skomplikowany. Ponieważ znalezienie ludzi, którzy znaliby wszystkie języki UE jest niemożliwe, a takich, którzy znają np. estoński, szwedzki i słoweński jest trudne, tłumaczenia często odbywają się „podwójnie”: najpierw z danego języka na np. angielski lub francuski, a dopiero potem na pozostałe języki.