Konwencjonalizacja niekonwencjonalnego, czyli jak zwyciężeni stają się zwycięzcami

opublikowano: 2009-02-16, 12:44
wolna licencja
Obserwując zapoczątkowane przez idee postmodernizmu i konstruktywizmu przemiany we współczesnej historiografii, można odnieść wrażenie, że historia przestaje być jedynie wersją przeszłości głoszoną przez zwycięzców. Nasuwają się wątpliwości, czy nadal jest ona dyskursem władzy, czy też zjawisko to, mające swą kulminację w sankcjonowaniu XIX-wiecznych państw narodowych, zaczyna wygasać.
reklama
Historia jest dyskursem władzy – Michel Foucault.

Przesunięcie punktu ciężkości od historii politycznej do dziejów gospodarczych, społecznych, zainteresowania kulturą i obyczajowością było pierwszym krokiem ku szerszym przewartościowaniom treści historii, jej metod badań i formy (sposobu przedstawiania). Procesy dekolonizacji, feminizacji i liberalizacji sprawiły, że grupy dotąd uciskane i pozbawione głosu mogły wyeksponować swoje istnienie i jego wagę. Kobiety, kolorowi, biedni, niepełnosprawni, nie-Europejczycy stają się nie tylko przedmiotem badań, ale także ich podmiotem. Następuje zmiana perspektywy – to, co dotąd było w cieniu bądź stanowiło jedynie tło i uzupełnienie dla oficjalnej historii, teraz zostaje postawione w centrum.

Lecz celem nie jest (jedynie) pokazanie, jak odsunięte dotąd grupy żyły i działały oraz „jak to w istocie było” – zmienia się nie tylko treść, ale także forma i sposób jej konstruowania. Obiektywizm staje się przeżytkiem jako niepraktyczny ideał, którego miejsce zajmuje subiektywizm. Logika i linearność przedstawiania nie wystarczają by wyrazić to, co pozostawało ukryte – emocje, stany psychiczne, złożoność związków międzyludzkich. Związki przyczynowo-skutkowo okazują się nie być konieczne, w ich miejsce pojawią się przeskoki myślowe, skojarzenia, metoda strumienia świadomości. Język staje się narzędziem zbyt niedoskonałym, co w połączeniu z krytyką użyteczności zwrotu lingwistycznego w badaniach historycznych skłania do posługiwania się grafiką, dźwiękiem, filmem, przedmiotem etc. Rozum w jego oświeceniowym pojmowaniu zaczyna ustępować miejsca emocjom.

Tendencje te widoczne są w nowych interdyscyplinarnych nurtach badawczych – nad płcią kulturową, niepełnosprawnymi, mniejszościami etnicznymi, zwierzętami, rzeczami etc. Europo- i antropocentryczna historia zdaje się już przechodzić do lamusa historiografii, lecz wciąż nie wypracowano nowych priorytetów i założeń – trwa ścieranie się różnych koncepcji, prowadzące do określenia nowego hegemona (hegemonów) wyznaczającego kierunki rozwoju nauki historycznej, zakresu jej zainteresowań i metod.

Jednak przemiany w przedmiocie i metodach badań historycznych są tylko echem przemian społecznych, politycznych i gospodarczych. Głos słabych i uciskanych jest słyszalny tylko dlatego, że nabierają oni siły i wyzwalają się. Słabi nie mają prawa głosu, nie mają prawa do swojej historii i do swoich racji. Tylko silni mogą stale i skutecznie głosić swoje idee i wcielać je w życie (istnienie silnych implikuje istnienie słabych). Siła (wynikająca z liczebności, metod działań, dostępnych środków) przeradza się we władzę, która potrzebuje legitymizacji, by trwać i w tym celu tworzy historię oficjalną. Nie zachodzi współistnienie „nowych” i „starych” historii, ale ich starcie, w którym musi dojść do rozstrzygnięcia – powrotu do starego systemu lub zamiany ról – zwycięzcy stają się zwyciężonymi, zwyciężeni zwycięzcami. Precyzuje to Ewa Domańska słowami: niekonwencjonalne przeciw-historie stają się po pewnym czasie konwencjonalnymi Historiami legalizującymi nową władzę. Stosunek rządzących do rządzonych nie zanika, władza jedynie przechodzi z jednych na drugich, umożliwiając tworzenie nowych dyskursów i modyfikowanie już istniejących. Władza rozumiana może być jako przewaga fizyczna (w wymiarze jednostkowym), ilościowa, instytucjonalna, ekonomiczna (i wynikająca z niej materialna), kulturowa, polityczna. Czynniki te są ze sobą skorelowane, choć nie musi zachodzić między nimi stosunek wynikania.

reklama
Prof. F. R. Ankersmit. Znany kontestator tradycyjnego postrzegania historii.

Nasuwa się wniosek, że historia zawsze będzie wersją zwycięzców, czyli grupy mającej większe wpływy i/lub większe zasoby. Demokracja liberalna tylko pozornie stwarza warunki do wyrażania swojego zdania, opowiedzenia swojej historii. Mimo braku instytucjonalnych barier (wyłączając nieliczne zapisy w prawodawstwie) informacja i sposoby jej przekazywania są kontrolowane przez media, których działanie determinowane jest przez siły ekonomiczne lub polityczne. Wydaje się więc, że instytucja państwa zawsze będzie tworzyła ramy, w których nie wszyscy się mieszczą, i pozostawiała pewne grupy czy jednostki na marginesie. Klasyfikując i hierarchizując, wytwarza dość sztywną strukturę, której trwałości ma bronić system prawny. Państwo, by istnieć, musi nakładać ograniczenia – także w sferze ideologicznej, co skutkuje m.in. narzucaniem określonej wizji przeszłości i dyskryminowaniem bądź prześladowaniem innych koncepcji (współcześnie np. propagowanie faszyzmu zagrożone karą więzienia). Funkcje historii pozostają więc niezmienne (aktualny wydaje się zaproponowany przez Foucaulta podział na genealogiczną i upamiętniającą), mimo że ona sama przybiera różne formy i zostaje nasycona różnoraką treścią.

Można mniemać, że wraz z powolnym wyzwalaniem się spod wpływu filozofii oświecenia nastąpi schyłek historii akademickiej (klasycznej), która zostanie zastąpiona historią niekonwencjonalną, która z czasem ulegnie schematyzacji. Nie mogę zgodzić się z twierdzeniem E. Domańskiej, że historia niekonwencjonalna nie stanowi zagrożenia dla historii akademickiej. Oczywiście obecnie poszczególne nurty i koncepcje przeciw-historii są wchłaniane przez historię w tradycyjnych rozumieniu. Jednak pojawia się przypuszczenie, że wraz z dynamicznie rozwijającymi się społeczeństwami, koniecznością wypracowania nowego podejścia do gospodarki i ruchami emancypacyjnymi historia akademicka w obecnej formie nie zdoła utrzymać swojego statusu. Państwo postawi przed nauką historyczną nowe cele, by utrzymać wypracowany porządek. Stratyfikacja społeczna wydaje się koniecznością, choć zmienia się jej struktura i sposoby tłumaczenia jej funkcjonowania. Czyżby podział na ciemiężycieli i ciemiężonych był nieodłączną zasadą organizującą społeczeństwa, a historia tylko sposobem legitymizowania tego stany rzeczy?

Bibliografia

  1. F. Ankersmit, Narracja, reprezentacja, doświadczenie. Studia z teorii historiografii, Kraków 2004.
  2. E. Domańska, Historie niekonwencjonalne, Poznań 2006.
  3. M. Foucault, Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, Warszawa 1998.
  4. M. Foucault, Trzeba bronić społeczeństwa, Warszawa 1998.
  5. K. Polasik, Antropologiczny rekonesans historyka. Szkice o antropologii historycznej, Bydgoszcz 2007.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

Korektę przeprowadziła: Joanna Łagoda

reklama
Komentarze
o autorze
Katarzyna Nowak
Studentka historii oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Łódzkim.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone