Konferencje studenckie – wróćmy do tradycji antycznych!
Od kilku lat jestem stałym bywalcem studenckich konferencji, jakie odbywają się w wielu miastach Polski. Z pozoru ruch studencki kwitnie, wydając na świat coraz to nowe owoce nauki i oświecenia publicznego. Referaty są co prawda wymuskane, wzbogacone dzięki wykorzystaniu nowych technologii, poruszają nowe, ciekawe tematy, ale jednak – jak śpiewał klasyk – ciągle czegoś nam brak.
Konferencje studenckie są sztampowe i coraz bardziej nużące. Brakuje im spontanicznej wymiany myśli. Wszystko ogranicza się jedynie do wygłaszania referatów, często wydukanych z pożółkłych kartek. Nie ma w tym wszystkim świeżości. Nasze konferencje coraz bliższe są spotkaniom korporacyjnym, jakże dalekim od humanistycznej burzy mózgów. Jest to tym bardziej dziwne, że uczestnikami tych sympozjów są ludzie młodzi, z pokolenia Kuby Wojewódzkiego. Warto zapytać się, czy jego fani, oprócz beznamiętnego oglądania jego prześmiesznych wygłupów, wsłuchują się w to, co mówi? Bardzo się boję, że po tym wspaniałym człowieku zostaną nam jedynie pomniki, a słowa i wzorce radości oraz spontaniczności zostaną na zawsze zapomniane.
Nową jakością studenckich konferencji powinien być powrót do ich starożytnych źródeł. Antyk, dostarczający wspaniałych wzorców dla współczesnej demokracji, z jego poszanowaniem wolności słowa i naturalnego miejsca kobiety w świecie, stanowić winien inspirację dla młodych naukowców. To właśnie w przepięknym świecie legend i mitów narodziła się tradycja radosnej wymiany myśli. W dawnej Grecji wśród wykwintnego jedzenia i rozcieńczonego wodą wina rozprawiano o najśmielszych filozoficznych koncepcjach i problemach świata. Sympozjon – wspólne picie – to niedościgniony wzór naukowych dyskusji, których nie wstydzili się Platon, Plutarch i inni przedstawiciele ówczesnej inteligencji.
Nie ma bowiem nic bardziej bzdurnego niż potępianie w czambuł studenckich pijatyk. Nie są one wszak niczym innym, jak tylko powrotem do dawnych tradycji. To nie na uczonych konferencjach, na których słuchacze zabijają czas rozwiązując krzyżówki, lecz właśnie w czasie wspólnego picia rodził się intelektualny ferment, który wstrząsał posadami świata.
Jeśli więc mój głos w dyskusji może cokolwiek znaczyć, to apeluję do młodych historyków! Zanim zatopicie się w morzu powagi, spróbujecie choć w obliczu jubileuszu dwudziestolecia wrócić jeszcze raz do pięknych tradycji antyku. Niech studenckich spotkań nie rozpoczynają nudne wykłady, lecz pierwsze, uroczyste łyki dobrego wina, które orzeźwia umysł i rozwiązuje języki. Nie bądźmy przy tym ponurakami. Obleczmy się w jasne szaty i obsypmy kwiatami. Dyskutujmy nie z poziomu katedry, lecz wygodnych sof i szezlongów. Niech usługują nam młodzi chłopcy (najlepiej z pierwszych lat studiów), a frywolne kobiety przygrywają na złoconych harfach. Nie wstydźcie się upijania. Nie z trzeźwości bierze się myśl, lecz z innego spojrzenia na świat, które uzyskuje się tylko po spożyciu szlachetnego trunku. Niech nasze rozmowy pełne będą śmiechu i radości. Spotkania winny być przy tym wypełnione dyskusjami na temat historii wojskowości. Nie ma bowiem nic piękniejszego od wymiany poglądów na temat grubości murów w bunkrze, zasięgu rakiet ICBM LGM-118A Peacekeeper czy wytrzymałości pokrywy pancernej Shermana M4A1.
Tylko w ten sposób można wyrwać się ze sztywnych ram beztrosko przejętych od naszych mistrzów. Tylko tak podniesiemy poziom badań, który spada z roku na rok. Nauka musi być radością poznania i spotkaniem z drugim człowiekiem, a nie tylko przejawem orgiastycznej fascynacji własnym umysłem. W końcu po reformach pani minister Kudryckiej humanistom nie pozostaje nic innego, jak tylko zdrowo się schlać...
Zobacz też:
Redakcja: Roman Sidorski