Komentarz: Bush wielkim prezydentem był?

opublikowano: 2009-01-20, 18:19
wszelkie prawa zastrzeżone
George W. Bush zdążył się już pożegnać z dziennikarzami i ze swoimi rodakami. Dzisiaj w Białym Domu zastąpił go Barack Obama i nie wydaje się, by ktokolwiek miał tęsknić. 75% Amerykanów, według najnowszego sondażu, cieszy się, że Bush odchodzi. Jego notowania szorują po dnie. Tymczasem zdaniem znanego brytyjskiego historyka, Andrew Robertsa, historia zapamięta George'a Busha jako... świetnego prezydenta!
reklama

Swoista obsesja George'a Busha na punkcie historii jest znana nie od dziś. Już rok temu, gdy sytuacja Busha stawała się krytyczna i było jasne, że ostatnie miesiące prezydentury republikanina będą czystą wegetacją, zaczął on rozmyślać o swojej... roli dziejowej. Ponoć z uporem maniaka zapraszał do Białego Domu różnych historyków, wypytując o to, jak zostanie zapamiętany przez kolejne pokolenia. Zresztą o roli, jaką chciałby odegrać Bush, wiele mówiło się już przy okazji wyboru na drugą kadencję. Media zapowiadały wtedy, że przejdzie do historii jako wybitny przywódca w trudnych czasach lub megaloman, który połamał sobie zęby na stworzonych przez niego samego przeciwnikach.

Święty George Bush uzdrawia trędowatych... podczas misji humanitarnej w Iraku. Karykatura prześmiewająca rzekomo zbawcze skutki wojny w na Bliskim Wschodzie i ostentacyjną religijność byłego prezydenta (źródło: Uncyclopedia)

Zapewne większość historyków zapraszanych przez prezydenta poklepywała go po plecach i zapewniała, że odchodzi w chwale. Tymczasem półki księgarń anglojęzycznych uginają się pod stertami książek, których temat można streścić w kilku słowach: „George W. Bush – the worst president ever!” To zdanie nie jest jednak powszechne. W opinii znanego brytyjskiego historyka, Andrew Robertsa, Bush był doskonałym prezydentem. Jego felieton opublikowany w „The Telegraph” wywołał burzę.

Roberts jest przekonany, że obecna krytyka prezydenta to wynik krótkowzroczności. Historia, która patrzy na główne fakty i nie jest rozpraszana przez szum całodobowego przekazu medialnego, zapewne przedstawi prezydenturę Busha w znacznie jaśniejszym świetle, niż wynikałoby z impulsywnych i łatwych do przewidzenia reakcji amerykańskich i europejskich elit - wyjaśnia brytyjski historyk.

Co prowadzi Robertsa do takich wniosków? Cóż, argumentów ma on sporo, ale sami oceńcie ile są warte...

Historycy z pewnością dojdą do wniosku, że środki, jakie zostały przedsięwzięte, by zabezpieczyć granice USA po atakach z 11 września (zaostrzona kontrola podróżnych, podsłuchiwanie podejrzanych o terroryzm, współpraca z międzynarodowymi siatkami wywiadowczymi, podjęcie zbrojnej walki z wrogiem), mogły pomóc zapobiec dziesiątkom morderczych ataków na Amerykę. Są Amerykanie, którzy byliby martwi, gdyby nie wprowadzenie Patriot Act.

Czy ten człowiek był geniuszem czy idiotą?

Roberts wyjaśnia też, jego zdaniem, prawdziwe powody wojny w Iraku i to, jak zostanie ona zapamiętana. A raczej pisze jak, NIE zostanie zapamiętana:

reklama

Według teorii konspiracyjnych, w które wierzy wielu głupich (nie tylko, ale głównie) ludzi, chodziło wyłącznie o ropę albo zabezpieczenie interesów amerykańskich korporacji. Te teorie odejdą w niebyt, z którego nigdy nie powinny się były wydobyć. I nie wydobyłyby się gdyby nie twórcy komedii, tacy jak Michael Moore.

Dalej Roberts pisze:

Podobnie w mrokach historii rozpłynie się najgorsza z teorii konspiracyjnych: ta, zgodnie z którą George Bush wiedział, że w Iraku nie było broni masowego rażenia. Historia pokaże, że prezydent, podobnie jak reszta jego administracji, rząd brytyjski, generałowie Saddama, francuskie, chińskie, izraelskie i rosyjskie agencje wywiadowcze i rzecz jasna SIS i CIA, rozsądnie zakładał, że morderczy dyktator nie pozbył się dobrowolnie arsenału broni masowego rażenia, którego wcześniej używał przeciw własnym ludziom.

Brytyjski historyk odnosi się też do zarzutów wobec inteligencji George'a Busha – ze względu na gafy i lapsusy słowne – zwykle ocenianych niezbyt wysoko.

Rzekomy brak intelektu Busha okaże się mitem zaraz po tym, jak w jego Bibliotece Prezydenckiej w Southern Methodist University w Dallas zostaną upublicznione dokumenty z okresu prezydentury.

Roberts zamyka felieton pełnym przekonania zdaniem:

Historia posłucha nie Ala Frankena [znanego komentatora, komedianta, polityka i krytyka prezydentury Busha – przyp. KJ], ale Boba Geldofa, wychwalającego wysiłki Busha w walce z malarią i AIDS w Afryce. Posłucha też Manmohana Singha, premiera Indii, który tydzień temu mówił Bushowi: „Ludzie Indii szczerze Cię kochają!” A już na pewno posłucha kobiet z Afganistanu, które dzięki Bushowi zostały uratowane od poniżenia, wykorzystywania i tyranii ze strony Talibów.

Ile prawdy jest lub może być w felietonie Robertsa? Zero? Trochę? Sporo? Czy tekst opublikowany w „The Telegraph” to dowód braku obiektywizmu, czy też rzeczywiście Bush nie przejdzie do historii jako aż tak czarny charakter, jak mogłoby się wydawać?

Zobacz cały felieton Andrew Robertsa po angielsku na stronach "The Telegraph".

Korektę przeprowadziła: Joanna Łagoda

reklama
Komentarze
o autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone