Kogo urazi „Miasto 44”?
Podobnie jak w wypadku Kamieni na szaniec Glińskiego, również w przypadku najnowszej produkcji można usłyszeć głosy oburzenia. Im bliżej premiery, tym bardziej będą one narastać.
Z jednej strony swoje dyżurne miejsce zajmą tradycjonaliści, którzy oczekują od produkcji filmowych kroniki propagandowej jak z przedwojnia, gdzie białe jest białe a czarne jest czarne. Film ma być przede wszystkim projekcją ich własnych wyobrażeń: postacie to pomniki ze spiżu, które w wyniku zrządzenia losu zeszły ze swoich cokołów i stanęły do walki na ulicach Warszawy. Absolutnie kryształowi powstańcy nie klęli, nie pili alkoholu i w żadnym wypadku nie uprawiali seksu, więc i tacy sami muszą być bohaterowie najnowszego filmu.
O ile jestem w stanie zrozumieć kombatantów, w których pamięci młodość zawsze będzie czasem pięknym i wspaniałym, to zachowanie ludzi młodych, którzy głoszą tego typu teorie, jest co najmniej dziwne.
Rzecz jasna na pewno istniały takie oddziały powstańców, w których karano za przeklinanie oraz których żołnierze żyli w czystości i wiernie szanowali 6 przykazanie. Pragnę jednak przypomnieć, że na ulicach Warszawy walczyło blisko 50 tysięcy ludzi. Prawda jest taka, że wśród nich poza harcerzami i ministrantami walczyli również „synowie ulicy”, różne typki spod ciemnej gwiazdy (kto nie wierzy, niech zajrzy do Wiecha i jego Café pod Minogą), prostytutki i pewnie, o zgrozo, kilku gejów. I żadne modły nad klawiaturą i żadne pomstowanie nad filmem nie zmienią tego faktu.
Ba, powstańcy niejednokrotnie popełniali przestępstwa, w czym z różnym skutkiem próbowała im przeszkodzić żandarmeria (specjalne oddziały mieściły się w każdej dzielnicy). Zachowały się nawet co bardziej szczegółowe informacje o kilku sprawach prowadzonych przez tą służbę, oraz wykonanych przez nią wyrokach.
Na marginesie dodam, że gdyby żyli kombatanci pospolitego ruszenia z czasów Powstania Chmielnickiego, zaraz by zbuntowali się przeciwko niekorzystnemu przedstawieniu ich brzuchatych, zapijaczonych sylwetek w Ogniem i mieczem.
Z drugiej strony, znając nasze wesołe polskie realia, odezwą się głosy postępowych i nowoczesnych myślicieli o szczególnej lewicowe wrażliwości. Film zostanie posądzony o militaryzm i zbrodnicze wychwalanie wojny. Powstańcy zostaną odżegnani od czci i wiary, ponieważ byli politycznymi głupcami, ginęli na marne, „Powstanie nie było fajne”, zaś propagowanie filmów, który uraża pacyfistyczne spuszczenie po sobie uszu, zakrawa o „fashyzm” albo inną straszną ideologię.
Zaraz odezwą się też przedstawicielki gender history studies, które wytkną, że film nie uwzględnia najnowszych dokonań w dziedzinie odkłamywania historii i ni porusza kwestii ról społecznych. Być może któraś z pań socjologów stwierdzi, że Miasto 44 propaguje paternalistyczną wizję historii w której mężczyzna jest rzecz jasna szowinistą.
Dla tego środowiska z kolei za mało będzie scen seksu. Wiadomo bowiem, że harcerze nie walczyli w Powstaniu, a na barykadach przesiadywali tylko męscy szowiniści, którzy swoją chuć wyładowywali na podległych im kobietach.
Niestety, już teraz wiadomo, że Miasto 44 nie spodoba się części widzów. Ze szczątkowych komentarzy, które już teraz zostały zamieszczone w sieci, a także z wypowiedzi części kombatantów wiadomo, że film wywoła święte oburzenie. Niestety nic się z tym nie zrobi. Wszystkim pozostałym (jak również sobie) życzę, by film okazał się równie przyzwoity co zwiastun i by mogli z czystym sumieniem pójść na niego do kina.
Zobacz też:
Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz