Kilka refleksji o „Histmagu”
Między euforią a zniechęceniem – stan, który najczęściej mi towarzyszył (i towarzyszy) podczas pracy w HM. Euforia – bo wpadłem na genialny(?) pomysł, żeby „Histmag” powstał. Zniechęcenie – bo mało kto uznał go za genialny, i trzeba było walczyć, żeby dopiąć swego. Euforia – bo „Histmag” odniósł pierwsze sukcesy. Zniechęcenie – bo wszystko dzieje się tak wolno... Myślę, że całość historii „Histmaga” z perspektywy jego założyciela i wieloletniego redaktora naczelnego mógłbym tak – krok po kroku – rozpisać.
Chwilowo, mocno już zmęczony przygotowywaniami do rocznicy, dopinaniem Turnieju na ostatni guzik, jestem po stronie „zniechęcenia”. Niedługo pewnie wskoczę na drugi biegun ;-).
Ludzie – to czynnik, dla którego nawet gdyby „Histmag” już nie istniał, mógłbym powiedzieć: było warto. Tysiące poznanych, wartościowych osób. Piękne świadectwa ludzkich postaw. Połączenie pozytywistycznego ideału z nutką romantycznych zrywów.
Jako jedno z niewielu coś znaczących mediów w Polsce, „Histmag.org” nigdy nie miał inwestora, np. w postaci dużego koncernu medialnego. Naszym najważniejszym inwestorem zawsze byli ludzie, którzy inwestowali w „Histmaga” swój czas, wysiłek, wiedzę, oszczędności. Wielu spośród nich jest już obecnie gdzieś daleko, zaglądają na nasze strony z rzadka, z sentymentu. Inni wciąż stanowią trzon tej redakcji. Wszystkim z Was składam w tym miejscu serdeczne podziękowania, za to co zrobiliście dla „HM”. Bez Was tej rocznicy byśmy nie świętowali.
Zloty – ukoronowanie poprzedniego punktu. Internet jest tylko drogą do poznania do drugiego człowieka, najpiękniejszy i najważniejszy jest jednak kontakt osobisty. Redakcja „Histmaga” zawsze była rozsiana po całej Polsce, dlatego spotkania redakcyjne (niejednokrotnie - otwarte również dla Czytelników) gromadzące całą naszą redakcję były dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Pińczyce, Kraków, Warszawa, Mazury, Winiary, Krościenko... Oby ta lista miejsc stale rosła.
Jak opowiadać o historii? – odwieczny dylemat, obecny w tej redakcji od samego początku. Skupić się przede wszystkim na sensacyjnych ciekawostkach, czy naukowej rzetelności? Tylko tematyka historyczna, czy coś więcej? „Histmag” przebył pod tym względem długą, krętą i skomplikowaną drogę. Czy udało się odnaleźć długo poszukiwane optimum? Nie mam co do tego pewności. Ale w tym wypadku ważniejsze jest chyba nie to, by złapać króliczka, lecz to, by go gonić?
Kasa, kasa, kasa... – w pewnym momencie istnienia naszej inicjatywy stanęliśmy pod ścianą. Komercja albo śmierć. Więc... skomercjalizowaliśmy się. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele wysiłku, pracy, pieniędzy, nerwów pochłania prowadzenie dużego medium internetowego. Dzięki temu, że dla kilku z nas jest to nasza praca, nie ryzykujemy sytuacji, w której nagle „Histmag” zamiera, bo... (tu długa lista możliwych ewentualności).
A skoro „Histmag” to nasza praca, to staramy się ją wykonywać tak, jak najlepiej potrafimy. Czy nam się to udaje?
Odpowiedź na to pytanie leży już po Waszej stronie ekranu monitora.