Kiedy powinniśmy obchodzić Narodowe Święto Niepodległości?
Zobacz też: Odzyskanie niepodległości przez Polskę [MAPY]
Paweł Czechowski, zastępca redaktora naczelnego: Ja zaproponuję, może trochę przekornie, 15 sierpnia, czyli dzień w którym wspominamy „Cud nad Wisłą”. Spory o datę Święta Niepodległości pokazują pewną ważną rzecz – Polska nie odrodziła się w jednym momencie – puff! – za pomocą czarodziejskiej różdżki, ale był to pewien proces. Czy ciekawą opcją nie byłby 15 sierpnia, a więc moment, w którym udało się Polakom symbolicznie obronić niezależność państwa przed bolszewikami? Ta data jest też uznawana za jedną z ważniejszych jeśli chodzi o historię Europy w ogóle, bo po ewentualnej klęsce Polski układ sił na kontynencie mógłby wyglądać zupełnie inaczej (uwielbiam sobie czasem tak „pogdybać”). Takie nowe Święto Niepodległości można z łatwością połączyć ze Świętem Wojska Polskiego, a jeśli ktoś jest wierzący, to może ten dzień łączyć także na swój sposób z Wniebowzięciem NMP. Ostatni, być może nie najważniejszy, ale dla mnie istotny argument to fakt, że 11 listopada jest z reguły szaro, buro i ponuro, a to ma być wesołe święto. Obchody w lecie to okazja do zabawy na świeżym powietrzu, festynów, koncertów itp. Zazdroszczę czasem tego Francuzom czy Amerykanom...
Przemysław Mrówka, publicysta: Przebijam Twoją przekorność o kilka długości, bo ja bym powiedział, że w sumie totalnie rybka, którą datę wybierzemy. Wszystkie argumenty za i przeciw różnym propozycjom wynikały z tego, że data ta miała symbolizować nie tylko samo odzyskanie niepodległości, ale także pewną koncepcję państwa i jego wybranego kształtu. Zdecydowano się na 11 listopada, choć inne środowiska polityczne obstawały przy swoich datach. Cały wic polega jednak na tym, że ów kształt i koncepcja zostały potem parokrotnie wypatroszone i wywrócone na nice. Z Rzeczpospolitej, która miała iść za ówczesnymi myślami, niewiele zostało. Jeśli więc trzymać się ówczesnej idei stojącej za sporem o datę święta, to w pierwszym odruchu postawiłbym na 4 czerwca i wybory do Sejmu z 1989, wprawdzie kontraktowe, ale mające jednak potężny wymiar symboliczny. Ale może to i mylny trop, bo zbyt łatwo taka propozycja przerodziłaby się w dyskusję, czy jednak nie 27 października (wybory z 1991), a może koniec rządów SLD, a może koniec rządów Platformy, a może koniec rządów PiS-u...
Sebastian Adamkiewicz, publicysta: Polacy rzadko kiedy mają szczęście do dat, bo wiele ważnych dla nas wydarzeń historycznych rozkładało się na wielomiesięczne, a nawet wieloletnie procesy. Zresztą to samo dotyczy także wielu innych krajów i ich historii. Dzieje rzadko kiedy da się ograniczyć do jednego dnia. Zawsze będzie on czysto symboliczny.
Spór o datę trwał od początku. Socjaliści świętowali już 7 listopada, w rocznicę powołania tzw. rządu ludowego Ignacego Daszyńskiego, narodowcy przesuwali obchody na styczeń wspominając powołanie w 1919 roku rządu Paderewskiego. W tym czasie Polska uzyskała też międzynarodowe uznanie. 7 października był celebrowany przez nielicznych konserwatystów odsuniętych na margines życia politycznego. Obchody rocznicy niepodległości były więc niezwykle pluralistycznym zagadnieniem.
Datę 11 listopada wymyślili piłsudczycy chcąc powiązać niepodległość z przybyciem Józefa Piłsudskiego do Warszawy. Data też nie jest do końca fortunna, bo przybył do niej 10 listopada, 11 zaś otrzymał jedynie od Rady Regencyjnej władzę nad wojskiem. Oczywiście nie jest też nieuzasadniona, bo faktycznie Piłsudski był osobą, która cieszyła się na tyle silnym autorytetem, że jemu zaczęły podporządkowywać się kolejne ośrodki władzy. 11 listopada łatwo było też połączyć z międzynarodowymi obchodami zakończenia I wojny światowej. Sam fakt jej końca też wpłynął na korzystne dla polskiej sprawy rozstrzygnięcia.
W sensie symbolicznym 11 listopada stawia zatem w centrum uwagi Józefa Piłsudskiego i taki od początku był zamysł propagatorów tej daty. Przy czym zawsze taka jedna data jest pokłosiem pewnego myślenia, tryumfu konkretnej polityki historycznej. Dziś oczywiście nie ma już piłsudczyków ani obozu sanacji jako formacji politycznej. Jest data, która trochę myślenie o niepodległości ustawia skupiając narrację na Piłsudskim. Można więc odczuwać pokusę jej zmiany, tylko wybranie każdej innej będzie wejściem w narrację czy to socjalistyczną, czy to narodową, czy konserwatywną. Wbrew pozorom 11 listopada wydaje się więc być dobrym kompromisem – datą spajającą, ale przecież niewykluczającą możliwości celebracji w innych dniach.
Tak moim zdaniem powinno to wyglądać. Bardzo cieszyłbym się gdyby ci, którzy dziś mają ambicję kontynuować tradycje przedwojennych stronnictw całkiem świadomie obchodzili swoje święta niepodległości w dniach, które dla ich politycznych przodków były ważne. Niech zatem liberalni konserwatyści obchodzą ten dzień 7 października, Partia Razem 7 listopada, a endecja w styczniu. 11 listopada niech zaś pozostanie kulminacją tych celebracji, jakimś elementem łączącym. Takim był w okresie PRL, kiedy opozycja demokratyczna do tej daty się odwoływała i o tej tradycji także warto pamiętać.
Nie bawiłbym się natomiast w wymyślanie zupełnie nowych dat, odwołujących się do innych wydarzeń jak np. wybory czerwcowe 1989 roku. Co prawda III RP to nie jest w prostej linij kontynuacja II RP, ale ze świętem niepodległości chodzi o coś więcej, chodzi o budowę zupełnie nowej Polski opartej na kompletnie innych aksjomatach niż zbudowana była Rzeczpospolita Obojga Narodów. II RP powstawała na fundamencie republikańskim i demokratycznym, rozumiejącym naród jako wspólnotę wszystkich obywateli, zrywającym ze społeczeństwem stanowym. 11 listopada to symboliczna data powstania Nowej Polski, w odróżnieniu od Starej Polski doby przedrozbiorowej. To nie była prosta odbudowa, to była budowa na nowo. III RP odwołuje się do podobnego fundamentu.
Maciej Zaremba, redaktor naczelny: Osobiście uważam, że spośród tradycyjnych dat łączonych z odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 roku to właśnie data 7 października, czyli zapowiedzenie Niepodległości Polski przez Radę Regencyjną najbardziej zasługuje na uroczyste, państwowe obchody. To Rada Regencyjna zbudowała fundament, na którym powstała II RP. To Rada zaczęła wzmożone prace legislacyjne nad polskim prawem, tworząc podwaliny przyszłego państwa, czy utworzyła podstawy polskiej administracji wewnętrznej i służby zagranicznej. Jednocześnie stanowiła pomost pomiędzy władzą zaborców, a władzami niepodległej Polski, dzięki czemu przejęcie rządów przebiegło w o wiele bardziej uporządkowany sposób.
Poza tym, data 11 listopada, w moim przekonaniu jest datą bez wyrazu. Dlaczego mamy obchodzić akurat dzień, w którym Rada Regencyjna przekazała jedynie władzę wojskową Józefowi Piłsudskiemu? Dlaczego to jest ważniejsze od 14 listopada, czyli samorozwiązania samej Rady i przekazania pełni władzy Piłsudskiemu? Dlaczego właśnie data końca I Wojny Światowej, która dla państw Europy zachodniej oznacza zupełnie coś innego niż dla nas? I między innymi dlatego wydaje mi się, że to 7 października byłaby najwłaściwszy dla świętowania. Ale...
Ale tak jak napisał Sebastian, 11 listopada, również przez ten swój „brak wyrazu” i połączenie z historią światową wydaje się dobrym kompromisem. Dlatego zgadzam się, że po tylu latach świętowania 11 listopada powinien pozostać narodowym świętem i być kulminacją celebracji różnych środowisk, elementem je łączącym. Ważne tylko, żebyśmy nie poszli złą drogą propagandy sanacji i pamiętali, że nierozdzielnie związany z 11 listopada Józef Piłsudski nie jest jedynym ojcem naszej niepodległości.