„Katyń – ostatni świadek” – reż. Piotr Szkopiak – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2018-05-11, 07:23
wolna licencja
Zwiastun filmu Piotra Szkopiaka „Katyń – ostatni świadek” wzbudził zainteresowanie w Polsce. Produkcja w niezłej, międzynarodowej obsadzie ma szansę przypomnieć światu o zbrodni katyńskiej. Czy dorównuje dziełu Andrzeja Wajdy?
reklama
„Katyń - Ostatni świadek”
nasza ocena:
6/10
Gatunek:
thriller/historyczny
Reżyseria:
Piotr Szkopiak
Scenariusz:
Paul Szambowski, Piotr Szkopiak
Produkcja:
Polska/Wielka Brytania 2017
Dystrybucja:
w Polsce: Kino Świat Sp. z o.o.
Czas:
97 min

Prawdę o straszliwej sowieckiej zbrodni w lesie katyńskim latami ukrywano przed opinią publiczną. Dla nas jest ponurym przykładem tego, w jaki sposób Polacy zostali potraktowani przez sojuszników. W imię większego dobra, pokoju za wszelką cenę, zgodzono się na mniejsze zło. Jednakże masakra w lesie katyńskim wciąż porusza Polaków.

Każde kłamstwo ma jednak krótkie nogi, jak głosi ludowa mądrość. I o tym właśnie jest najnowszy film Piotra Szkopiaka. To film o dochodzeniu do prawdy i obnażeniu kłamstwa, na którym miał zostać zbudowany powojenny porządek świata.

Wszystko oczywiście staje się możliwe za sprawą człowieka, który najpierw marzy o sławie i karierze, by finalne stać się apostołem prawdy. Jest nim młody dziennikarz Stephen Underwood (w tej roli Alex Pettyfer), który swoją szansę dostaje, przypadkowo wpadając na trop sprawy samobójstwa polskiego żołnierza przebywającego w obozie dla uchodźców w brytyjskim Bristolu. Podążając za dziennikarskim instynktem, Stephen dociera do naocznego świadka mordu dokonanego na polskich oficerach. Okazuje się nim rosyjski chłop Iwan Kriwoziercew (pseudonim Michał Łoboda). Dzięki niemu dziennikarz odkryje, co tak naprawdę wydarzyło się w Katyniu. Oczywiście nie zdaje sobie początkowo sprawy, że ujawnienie prawdy katyńskiej może wpłynąć na losy całej Europy. Nie podejrzewa nawet, jak wielu osobom zależy, by prawda ta nigdy nie wyszła na jaw.

Fotos z filmu „Katyń – ostatni świadek” (materiały dystrybutora)

Ten krótki opis już sam sobie pokazuje, że za filmem „Katyń – ostatni świadek” stała bardzo ciekawa i atrakcyjna koncepcja. Pokazanie jednego z najmroczniejszych momentów polskiej i europejskiej historii w konwencji thrillera politycznego brzmi jak gotowy przepis na sukces. Jak dodamy do tego międzynarodową obsadę – sukces murowany. W filmie występują bowiem znany z roli Albusa Dumledore’a w „Harrym Potterze” wielokrotnie nagradzany Michael Gambon i Talulah Riley – jedna z gwiazd serialu „Westworld”. Obok nich można z kolei zobaczyć Robert Więckiewicza i gwiazdę filmów z serii „Pitbull” – Piotra Stramowskiego. Jest też i inny wątek, o którym warto pamiętać. Dziadek reżysera został zamordowany w Katyniu.

Czy dobra obsada, pomysł i trudny, ale arcyciekawy temat wystarczą, by stworzyć kino, które zachwyca, wstrząsa lub pozostawia widza z poczuciem mentalnego dyskomfortu? W mojej ocenie filmowi ta sztuka się nie udała.

Nie oznacza to, że „Katyń – ostatni świadek” jest filmem złym i niepotrzebnym. Przede wszystkim dobrze się stało, że właśnie na Zachodzie powstał film o przypominający o historii Polski i Polaków. Kinematografia od lat porusza bowiem tematykę II wojny światowej i Holocaustu. Coraz częściej odkrywa przed zachodnim widzem nieznane mu wydarzenia. W 2016 roku Hollywood w filmie „Przyrzecznie” przypomniało światu historię o rzezi Ormian. W tym samym roku swoją premierę miał „Anthropoid” o czechosłowackim zamachu na Reinharda Heydricha.

Sowieckie zbrodnie dokonywane na Polakach to moim zdaniem doświadczenie, które można porównać zarówno z Holocaustem, jak i rzezią Ormian. I nie chodzi tutaj licytowanie się na liczbę ofiar, a właśnie doświadczenie w wymiarze historycznym. Dlatego do opowiadania tego rodzaju historii potrzebne jest szczególne wyczucie. Rzecz w tym, że film Piotra Szkopiaka razi niestety nadmiernym dydaktyzmem.

reklama

Największą bolączką filmu są bowiem dialogi, które momentami brzmią jakby zostały żywcem skopiowane z podręcznika do historii. W wypowiedziach polskich oficerów padają utarte frazesy, emocjonalność jest na poziomie patriotycznego festynu. To jednak nic w porównaniu ze wspólnymi scenami Pettyfera i Riley, która gra kochankę dziennikarza i jego swoistą „wtykę” w brytyjskiej armii. Oboje tkwią w skomplikowanym związku, na którym cieniem kładzie się gęsta polityczna intryga. Jednak między granymi przez nich postaciami brakuje po prostu chemii. I niestety nie można tego zrzucić na karb brytyjskiej wstrzemięźliwości. Oboje aktorów to w mojej opinii tylko dwie ładne buzie, które cały czas grają tą samą miną, a które ktoś na siłę chciał wepchnąć do poważnego filmu. Aktorsko filmu nie ratuje Michael Gambon, którego obecność w filmie, jest raczej aktorskim cameo, a nie pełnoprawnym występem. Dwie sceny, gdzie gra zrzędliwego albo zastraszonego przez władze szefa lokalnej redakcji to trochę za mało. To samo można zresztą powiedzieć o Piotrze Stramowskim, którego występ ogranicza się do rzucenia trzech groźnych min i wypowiedzenia trzech umiarkowanie groźnych zdań.

Fotos z filmu „Katyń – ostatni świadek” (materiały dystrybutora)

Aktorsko film zyskuje jednak dzięki kreacji Henry’ego Lloyda Hughesa. Znany między innymi z filmu „Iluzja 2” aktor przekonująco wypada w roli zimnokrwistego brytyjskiego szpiega Masona Mitchella, który za wszelką cenę stara się ukryć wszelkie dowody na sowiecką zbrodnię w katyńskim lesie. Nie jest to rola wybitna, ale rzemieślniczo poprawna. Miło za to ogląda się polskich odtwórców ról, którzy nie tylko dorównują, ale pod względem aktorskim przewyższają międzynarodowe gwiazdy. Jasnym punktem filmu jest Robert Więckiewicz, który wciela się w Michała Swobodę, tytułowego ostatniego świadka. Po raz kolejny udowadnia, że jest nie tylko dobrym rzemieślnikiem, ale i prawdziwym artystą. „Katyń – ostatni świadek” nie pozwala mu wprawdzie w pełni rozwinąć skrzydeł, aktor tworzy jednak wiarygodną, momentami poruszającą kreację.

Pod kątem technicznym można powiedzieć, że film jest w miarę poprawny. Muzyka nie zapada w pamięć, ale też nie przeszkadza podczas seansu. Realizacyjnie film pozbawiony jest jakichkolwiek fajerwerków i nowatorskich zabaw montażem. Piotr Szkopiak musiał jednak oglądać dużo filmów Nolana, bo praktycznie w każdej scenie, bez względu na okoliczności, dominuje specyficzny przyciemniający filtr.

Momentami rzuca się też w oczy telewizyjny budżet, bo niestety tym właśnie jest „Katyń – ostatni świadek”, produkcją telewizyjną. To film poprawny, ale jednocześnie nie dopowiada niczego w temacie zbrodni katyńskiej. Nie przyciągnie fanów politycznych czy historycznych thrillerów, bo jest na to zbyt przewidywalny. Nie wiem natomiast, czy zostanie zrealizowany cel nadrzędny, czyli edukacja zachodniego widza, biorąc pod uwagę fakt, że film od 29 maja będzie dystrybuowany tylko poprzez brytyjskie serwisy VoD.

„Katyń – ostatni świadek” nie powiela tego, o czym opowiedział Andrzej Wajda. Niewielki budżet nie wystarczy jednak, aby nakręcić film, który rzuci współczesnego odbiorcę na kolana. Mimo to może być dla wielu odbiorców bardziej atrakcyjną formą pokazania prawdy o zbrodni katyńskiej od suchej, książkowej wiedzy. Obawiam się jednak, że zasięg filmu będzie niewielki i nieporównywalny nawet ze słabszymi produkcjami o Holocauście. Obym się mylił.

reklama
Komentarze
o autorze
Marcin Sałański
Historyk, dziennikarz prasowy i telewizyjny, wieloletni współpracownik Histmag.org, autor popularnych e-booków. Współpracował m.in. z portalem Historia i Media, Wydawnictwem Bellona i Muzeum Niepodległości w Warszawie. Był również członkiem redakcji kwartalnika „Teka Historyka”. Interesuje się historią średniowiecza, dziejami gospodarczymi, popularyzacją historii i rekonstrukcją historyczną.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone