Katarzyna Płonka-Bałus: kolekcja Czartoryskich to absolutny unikat na skalę Polski
Natalia Pochroń: Kilka dni w Muzeum Książąt Czartoryskich został otwarty Klasztorek. Co to takiego? Co właściwie kryje się pod tą nazwą?
Katarzyna Płonka-Bałus: To integralna część Muzeum Książąt Czartoryskich. W jego skład wchodzą trzy budynki: Arsenał, w którym znajduje się galeria sztuki starożytnej, tzw. Pałac Czartoryskich, w którym umieszczony jest główny trzon kolekcji – to tam znajduje się m.in. Dama z Gronostajem i inne cenne zbiory malarstwa – i właśnie Klasztorek.
Swoją nazwę przyjął on po dawnym klasztorze pijarów. Budynek został zbudowany w połowie XVIII wieku przez włoskiego architekta i rzeźbiarza Franciszka Placidiego. W czasach rządów cesarza Austrii Józefa II został zsekularyzowany i przez pewien okres był budową opuszczoną. Został zakupiony dopiero pod koniec XIX wieku przez księcia Władysława Czartoryskiego z myślą o umieszczeniu tam kolekcji sprowadzonej przez niego z Paryża i Sieniawy.
Był to drugi budynek w Krakowie, który rodzina Czartoryskich pozyskała na cele muzealne. Pierwszy został jej ofiarowany wieczyście przez miasto Kraków – mowa tu o dawnym Arsenale Miejskim. W nim została zlokalizowana biblioteka Czartoryskich, przywieziona głównie z Sieniawy, natomiast tzw. Klasztorek przeznaczono na cele ekspozycji muzealnej w Krakowie.
Zwyczajowo uważa się, że została ona otwarta już w 1876 roku. Czy przez ten czas Klasztorek w jakiś sposób zmieniał swoje przeznaczenie, funkcje?
Funkcje nie, ale wygląd – jak najbardziej. Na zlecenie Czartoryskich Klasztorek został przebudowany przez francuskiego architekta. To właśnie sprawiło, że przybrał kostium neogotycki, ale w wersji francuskiej, co na ziemiach polskich – a przynajmniej w Krakowie – jest dość nietypowe.
Później budynek został połączony z szeregiem kamienic na ulicy św. Jana i ulicy Pijarskiej, które utworzyły kompleks Pałacu Czartoryskich. Znajdowało się w nim m.in. mieszkanie i z tym właśnie budynkiem mieszkalnym – a po części, jak się później miało okazać, także i ekspozycyjnym – połączono Klasztorek malowniczym mostkiem przerzuconym nad ulicą Pijarską. Drugi podobny mostek zbudowano między Klasztorkiem a Arsenałem – połączył on wszystkie trzy budynki muzealne.
Od 2021 roku w Klasztorku prowadzono remont. Co on obejmował? Co udało się przez ten czas zmienić, zmodernizować?
Był to przede wszystkim remont konserwatorski – miał on na celu przywrócenie budynku i jego wnętrz do wyglądu XIX-wiecznego muzeum. Nie wprowadzono wielkich zmian, były to głównie kosmetyczne przebudowy – przywrócono ciąg korytarzy, detal w postaci latarni, poręczy kutych czy szyb, odświeżono parkiet. Przede wszystkim jednak odrestaurowano unikatowy zespół sprzętu ekspozycyjnego i magazynowego – jak chociażby piękne drewniane gabloty z XIX i początku XX wieku, które stoją dziś dokładnie w tym miejscu, w którym postawili je fundatorzy.
Te zabytkowe gabloty zostały przy tym przystosowane do nowoczesnych wymagań ekspozycyjnych, odpowiednio zabezpieczone, wyposażone w rozwiązania chroniące dzieła sztuki, które w nich się mieszczą. Z jednej więc strony chcieliśmy przywrócić oryginalny wygląd budynku, zgodny z zamysłem fundatorów, z drugiej – zmodernizować go i dostosować do nowoczesnych standardów muzealnictwa.
Na stronie Muzeum Książąt Czartoryskich można przeczytać, że „ekspozycja Klasztorka odsłoni przed widzem to, co znalazło się poza współczesnym kanonem muzealnictwa, a co – w przeciwieństwie do innych tego rodzaju europejskich zbiorów – przetrwało do dziś, nadając kolekcji Czartoryskich charakter absolutnie unikatowy”. Co decyduje o tym unikatowym charakterze?
Kolekcji prywatnych w Europie i na całym świecie jest wiele. Niewiele z nich sięga jednak swoim rodowodem do czasów tak odległych, sprzed fachowego muzealnictwa. Muzeum w Puławach, które stworzyła księżna Izabela Czartoryska, nie było może stricte muzeum w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Było jednak otwartą dla publiczności wystawą o charakterze bardzo głęboko emocjonalnym, romantycznym, sentymentalnym. Odwoływała się ona do przeszłości i opowiadała o niej poprzez pamiątki pozostawione przez osoby z minionych epok. Nie stroniła przy tym od upamiętnienia bohaterów współczesności – jak Tadeusz Kościuszko, książę Józef Poniatowski i wielu innych.
Unikatowość kolekcji Izabeli Czartoryskiej polega na tym, że poświęciła ją sprawie wolności, niepodległości, mając ciągle w tyle głowy tę ojczyznę, której nie mogła obronić, a którą chciała uwiecznić – to parafraza jej własnych słów. Ten właśnie silny wątek patriotyczny wyróżnia kolekcję Czartoryskich na tle zbiorów arystokratycznych z XVIII i XIX wieku. Jednocześnie nie ograniczała się ona wyłącznie do sprawy narodowej – można było w niej znaleźć przedmioty o szerszym znaczeniu, jak choćby krzesło Szekspira – a dokładniej fragment drewnianego oparcia umieszczony specjalnie w zaprojektowanym w Puławach etui z brązu. To muzeum jak na swoje czasy było bardzo nowoczesne.
Jego fenomen polega też na tym, że przetrwało od romantycznej kolekcji, poprzez XIX-wieczną formę do dziś i w tej chwili możemy oglądać ją jako swego rodzaju matecznik muzealny – zachował się nie tylko zbiór, ale i wnętrze. Zachowanie kolekcji w jej pierwotnych wnętrzach to coś absolutnie niezwykłego.
Materiał inspirowany wystawą „Klasztorek. Muzeum Książąt Czartoryskich”, realizowaną przez Muzeum Narodowe w Krakowie. Dowiedz się więcej o tym przedsięwzięciu!
Zadanie „Stała ekspozycja w Klasztorku Muzeum Książąt Czartoryskich”. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Muzeum Książąt Czartoryskich to najstarsze istniejące muzeum polskie. Jego dzieje są jednak dość złożone – możemy wyróżnić chociażby puławski, paryski, krakowski okres jego istnienia. Czy przez te wszystkie lata, mimo burzliwych wydarzeń, udało się zachować ciągłość ekspozycji?
Zmienność czasu ma to do siebie, że ujawnia to, co jest trwałe, co jest swego rodzaju korzeniem, fundamentem, na którym się buduje. Muzeum Książąt Czartoryskich jest tego idealnym przykładem.
To opowieść o przerwanych historiach. Po upadku powstania listopadowego zaistniała konieczność ewakuacji muzeum w Puławach – na dobrą sprawę przestało ono istnieć, zamknęło pewien etap historii. Adam Jerzy Czartoryski, syn księżnej Izabeli, musiał uciekać, bo będąc prezesem powstańczego Rządu Tymczasowego, a następnie Rządu Narodowego, był skazany na wyrok śmierci. Wobec tego w latach czterdziestych XIX wieku w Paryżu kupiono Hotel Lambert i przeniesiono tam kolekcję. Nie pełniła jednak żadnej funkcji muzealnej, była w pewnym sensie zamrożona.
Po wojnie francusko-pruskiej okoliczności się zmieniły. Czartoryscy zwrócili się ku Austrii i ich wybór padł na Kraków, który pod koniec XIX wieku przeżywał ożywienie artystyczne – działała tam Szkoła Sztuk Pięknych, Uniwersytet Jagielloński, Polska Akademia Umiejętności, a z czasem też pierwsza katedra historii sztuki. Było to środowisko naukowe i artystyczne, które było gotowe przyjąć i zrozumieć kolekcję Czartoryskich. Tak się stało i w ten sposób stała się ona pierwszym muzeum w Krakowie. Ekspozycję trzeba było jednak tworzyć od nowa.
Udało ją się to zrobić i przyszła kolejna cezura – II wojna światowa i okres kolejnego upadku. Kolekcja Czartoryskich była prywatna, więc w rzeczywistości PRL nie miała prawa istnieć. A że nie można jej było upaństwowić, poddano ją pod zarząd Muzeum Narodowego w Krakowie. Tam podjęto akcję inwentaryzacyjną i dołączono do rdzenia kolekcji Czartoryskich to, co zostało po nich jako własność prywatna, na prawach depozytu. Z czasem kolekcją zajęło się dwóch historyków sztuki – Marek Rostworowski i prof. Zdzisław Żygulski, którzy opisali kolekcję, opracowali ją naukowo. W efekcie stworzono ekspozycję stylizowaną na dawną.
To, co w tej chwili pokazujemy, jest czymś zupełnie innym. Nawet zakładając, że mamy tę samą pulę obiektów, musimy pamiętać, że każda epoka wnosi część swojej wiedzy o tym dziedzictwie i je na swój sposób interpretuje.
W Świątyni Sybilli w Puławach, stworzonej przez księżną Izabelę Czartoryską, umieszczone zostało motto: „Przeszłość Przyszłości”. Tą też zasadą kierowali się Państwo, tworząc ekspozycję Klasztorka. Jak połączyć tak bogatą tradycję z nowoczesnością?
Można to rozważać na dwóch płaszczyznach. Na poziomie dziedzictwa niewątpliwie ważną rzeczą jest jego twórcze zachowanie. Nie będziemy w stanie czerpać z dziedzictwa i wszystkiego, co niesie za sobą kultura, jeśli nie będziemy tego rozumieć. Rolą muzeum jest tłumaczenie, pokazywanie przeszłości w taki sposób, aby coś z niej zachować, ale i dalej rozwijać.
Drugą płaszczyzną są rozwiązania techniczne – a więc połączenie oryginalnego, zabytkowego charakteru kolekcji, a często i samych rozwiązań – jak choćby wspomniane gabloty – z nowoczesnymi rozwiązaniami stosowanymi w muzealnictwie. Nie zawsze są to efekty widoczne gołym okiem, często są ukryte – nowoczesność, która wkroczyła do Klasztorka, to nie tylko oświetlenie, którego w XIX wieku nie było, ale i szereg innych rozwiązań, które odpowiadają za zabezpieczenie i pewną modernizację wnętrz.
Warto też przy tej okazji zastanowić się, co należy w zasadzie rozumiemy przez tę nowoczesność. To bowiem nie tylko zaawansowane rozwiązania techniczne. To przede wszystkim pewnego rodzaju postawa, sposób myślenia, otwartość. W swoich czasach Izabela Czartoryska czy Władysław Czartoryski byli bardzo nowoczesnymi ludźmi.
Tak samo my dziś, jako nowocześnie myślący, otwarci na zmiany, świadomi tego, że historia nieustannie się zmienia i nakazuje przewartościowywać otaczającą nas rzeczywistość, mamy prawo do jej interpretacji. Na tym właśnie polega hasło „Przeszłość Przyszłości”. Przeszłość daje życie przyszłości, karmi się nią – ale żeby to zrozumieć, trzeba mieć nowoczesną, otwartą postawę.
Na stronie muzeum możemy przeczytać, że w Klasztorku znajdą się obiekty, które „trwale zapisały się w dziejach i kulturze Europy oraz świata”. Co to za przedmioty? Co możemy zobaczyć na ekspozycji?
To zdanie odnosi się przede wszystkim do postaci, osób które zapisały się w historii, kulturze. Na ekspozycji prezentujemy przykładowo portret Dantego Alighieri, przedmiot poświęcone Francesco Petrarce, wspomniane już krzesło Szekspira, przedmioty, których używał Jean Jack Rousseau, popiersie Woltera i obok niego pióro wraz z atestem pisanym przez sekretarza pisarza, pamiątki egzotyczne przywiezione przez angielskiego odkrywcę i żeglarza Jamesa Cooka.
Materiał inspirowany wystawą „Klasztorek. Muzeum Książąt Czartoryskich”, realizowaną przez Muzeum Narodowe w Krakowie. Dowiedz się więcej o tym przedsięwzięciu!
Zadanie „Stała ekspozycja w Klasztorku Muzeum Książąt Czartoryskich”. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Oprócz tego mamy pamiątki po księciu Józefie Poniatowskim, Tadeuszu Kościuszce, Napoleonie. Nie waham się nazwać tych przedmiotów przebrzmiałymi – dla nas nie mają one już dziś takiego znaczenia, czasem nawet estetycznie niczym się nie wyróżniają. Niemniej historię można historię opowiadać wielkimi dziełami sztuki, ale i przy pomocy takich właśnie „okruchów” – to drugie jest czasem nawet ciekawsze.
Do tego w ekspozycji umieściliśmy wiele wyrobów rzemiosła, które po prostu urzekają swoim pięknem. Do wielu obiektów umieszczonych w kolekcji dopisywano legendy, starając się usprawiedliwić ich obecność w muzeum w Puławach. Nawet jeśli nauka je zweryfikowała i obaliła, to one same w sobie są ogromną wartością – wiele mówią o naszej kulturze, o nieustającej potrzebie tworzenia mitów. Pokazują, w jaki sposób na podstawie tych mitów i legend można wykreować całe muzeum.
Muzeum Książąt Czartoryskich istnieje ponad 200 lat. Obiektów, które można by w nim pokazać, jest pewnie mnóstwo. Czym kierowali się Państwo tworząc ekspozycję?
Staraliśmy się wyszukać przedmioty, które najlepiej opowiedzą o muzeum jako takim, o różnych etapach jego istnienia. Przedmioty, które są najbardziej symptomatyczne, ale i efektowne, atrakcyjne wizualnie. Naszą ideą było też wydobycie tych wątków z dawnego kolekcjonerstwa, których dotąd raczej nie przedstawiało się w wystawach muzealnych.
Mówiąc o XIX-wiecznych kolekcjach musimy pogodzić się z tym, że nie brakowało w nich różnych kopii, falsyfikatów – czasami nabywano je celowo, czasami nieświadomie. Nie chcieliśmy tego ukrywać. Uważam, że takie wstydliwe i nieujawniane dotąd przedmioty też powinno się prezentować – bo one dużą mówią o kolekcjonerstwie w XIX wieku, a do tego – paradoksalnie – nadają kolekcji autentyczności. Tak więc falsyfikaty, oryginały, repliki, kopie – to wielki, dość nieznany dotąd aspekt kolekcji Czartoryskich.
Drugim nowym miejscem w Muzeum jest gabinet medali, które pochodzą z kolekcji Władysława Czartoryskiego. Układ, jaki przyjęliśmy w naszej ekspozycji do ich zaprezentowania, nawiązuje do oryginalnych zapisków i klasyfikacji stworzonej samego księcia. Taka szkatułkowa opowieść. Jeśli miałabym do czegoś porównać Klasztorek, to porównałabym go właśnie do szkatułkowej opowieści. Jeden wątek przeradza się w drugi i płynnie przechodzi do następnego, a wszystko składa się w jedną opowieść.
Kolejnym nieudostępnianym dotąd miejscem w Muzeum są trzy małe pomieszczenia, które przed wojną nazywały się po prostu Ciekawości – a więc miejsce, gdzie znajdują się rzeczy ciekawe. Wcześniej był to zamknięty magazyn, niedostępny dla zwiedzających. My postanowiliśmy go otworzyć i zaaranżować tak, by można było udostępnić go publicznie.
Domyślam się, że przygotowanie ekspozycji w muzeum z tak ogromnym dorobkiem i historią to niemała trudność, w pewnym sensie również zobowiązanie. Co było dla Pani największym wyzwaniem w przygotowywaniu ekspozycji Klasztorka?
Stworzenie koncepcji. Wystawa jest książka, tylko pisze są ją w inny sposób. Musi mieć swoją ideę. Starałam się dobrze odczytać to muzeum, jego dzieje, zbiory – tak, by ich nie skrzywdzić, nie zniekształcić, aby to, co powiem, nie było moją prawdą, a wyrażało prawdę o tym miejscu. Żeby interpretacja nie przerosła faktu, tego zawsze trzeba się wystrzegać. To zbiory narzuciły narrację. Ich opisywanie, opracowywanie – oczywiście w gronie wielu specjalistów, bo to zawsze zespołowa praca – sprawiło, że wyłoniły nam się konkretne wątki. Naszą misją było to, by przedstawić je w miarę precyzyjnie, ale i w formie atrakcyjnej dla oka.
Tworzenie ekspozycji to praca wymagająca dużej dokładności, uważności, czujności. Tu liczy się wszystko – kolor, kształt czcionki, rodzaj oświetlenia. Nad tym pracuje zawsze wielkie grono ludzi. To cudowna intelektualna przygoda, ale z wielkim poczuciem odpowiedzialności za to, co się robi.
Być może trudno zadawać takie pytanie kuratorce wystawy, ale co najbardziej podoba się Pani w tej wystawie? Co jest Pani najbliższe?
Ja od ponad trzydziestu lat obserwuję to muzeum i jesteśmy w takiej specyficznej relacji wzajemnej wolności. Nie uzurpuję sobie wiedzy o tym miejscu, ale ono też w jakiś sposób otwiera się przed ludźmi. I dla mnie to jest w nim najlepsze – relacja, która wywiązuje się między zwiedzającym, a miejscem i zbiorami, które się poznaje. Kustosze muzealni bardzo często utożsamiają się ze zbiorami czy kolekcjami, które prezentują. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że ta kolekcja ma swoje prawa i tajemnice.
To, co dla mnie najważniejsze, to fenomenalna żywotność tego miejsca, jego uniwersalność – w każdym czasie. Od początku XIX wieku do początku wieku XXI każdy widz może w nim znaleźć coś, co stanie się dla niego bliskie. I to jest w tej kolekcji najpiękniejsze.
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Muzeum Narodowym w Krakowie.