Kartka z kalendarza (28 marca 2012)

opublikowano: 2012-03-28 06:32
wolna licencja
poleć artykuł:
Nawet nie zdążyłem się przyzwyczaić, że to ostatni tydzień marca, a już mamy środę, 28 dzień miesiąca. Czesi i Słowacy obchodzą Dzień Nauczyciela, a w Polsce solenizantami są Aleksander, Gedeon, Pryskus i Rogacjusz. Nie wnikając w to, czy wśród naszych Czytelników jest jakiś Rogacjusz, zapraszamy na małą wycieczkę w przeszłość, a w niej… działo się, oj działo.
REKLAMA
Pomnik Karola Świerczewskiego w Jabłonkach pod Baligrodem, w miejscu jego śmierci. W tle góra Walter (fot. Kolanin, domena publiczna)

Dzisiejsze kalendarium zaczniemy od wydarzenia zgoła nieprzyjemnego. Oto 323 lata temu, w państwie bez stosów, sąd sejmowy skazał na śmierć przez ucięcie głowy mieczem i spalenie zwłok Kazimierza Łyszczyńskiego, podsędka brzesko-litewskiego. Powodem wymierzenia tak bezwzględnej kary był… ateizm. Podstawą oskarżenia Łyszczyńskiego był donos Jana Brzoski, stolnika bracławskiego, który ujawnił fragmenty dzieła podsędka „O nie istnieniu Boga”.

Prawdopodobną przyczyną donosu były długi, jakie Brzoska miał względem Łyszczyńskiego. Ponieważ nie chciał mu ich zwrócić, postanowił zadenuncjować sąsiada i doprowadzić do jego skazania. Ateizm był w tamtych czasach powodem wystarczającym. Nawet John Locke w „Liście o tolerancji” – uchodzącym za manifest nowoczesnego myślenia o stosunkach państwo-Kościół – pisał, że ateizm nie zasługuje na tolerowanie. Angielski myśliciel twierdził, że ateiści, ponieważ nie wierzą w Boga, nie mogą wiarygodnie przysięgać. Stąd też – według Locka – stanowią oni zagrożenie dla państwa. Wyrok na Łyszczyńskim wykonano 30 marca. Przed śmiercią podsędka brzesko-litewskiego spalono mu rękę, spod której wyszedł pierwszy polski manifest ateistyczny.

Z kolei 65 lat temu, pod wsią Jabłonki koło Baligrodu w Bieszczadach, w zasadzce zorganizowanej przez UPA zginął gen. Karol Świerczewski – działacz komunistyczny, generał Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. Uprzedzając oskarżenia, że „Histmag” promuje ideologię komunistyczną, chcę zaznaczyć, że Świerczewskiego niewątpliwie zaliczyć należy do najmniej chlubnych postaci w naszych dziejach. Prawdopodobnie uczestniczył w rewolucji październikowej, a w czasie wojny polsko-bolszewickiej był żołnierzem Armii Czerwonej. W latach 1936–1938 brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii, gdzie otrzymał pseudonim „Walter”.

Współtworzył Armię Polską w ZSRR, a w grudniu 1944 roku został dowódcą 2 Armii Wojska Polskiego. Brał czynny udział w sądach nad żołnierzami AK, których chętnie i bez mrugnięcia okiem skazywał na śmierć bez prawa łaski. W czasie swojej kariery wojskowej wielokrotnie wykazał się niekompetencją i brakiem talentu dowódczego. Być może byłby sprawniejszym dowódcą, gdyby nie choroba alkoholowa, w którą z czasem coraz bardziej popadał. Niewątpliwie Świerczewski trunki lubił, co odbijało się nie tylko na umiejętnościach przywódczych, ale też na kontaktach z żołnierzami i współpracownikami.

REKLAMA
Banknot z gen. Świerczewskim

Jako wiceminister obrony narodowej w marcu 1947 roku przeprowadzał inspekcję oddziałów stacjonujących w Bieszczadach. 28 marca, w malowniczo położonej dolince niedaleko Baligrodu, wpadł w pułapkę zastawiono przez oddziały UPA. Postrzelony zginął na miejscu. Taką wersję przedstawiała przynajmniej prl-owska historiografia. Obecnie historycy coraz częściej twierdzą, że owa zasadzka była zorganizowana przez komunistyczne władze, a śmierć Świerczewskiego posłużyć miała jako pretekst do wzmożenia represji względem ludności ukraińskiej zamieszkującej Bieszczady i rozpoczęcia akcji „Wisła”. Gen. Świerczewski został swoistym komunistycznym „świętym”. Powszechnie opowiadano o jego bohaterstwie, jego imieniem nazywano szkoły i ulice. W latach 70. i 80. jego podobizna widniała na banknocie 50 zł.

Aby nie kończyć naszego kalendarium w tak ponurej atmosferze, przypominamy, że 43 lata temu odbyła się premiera filmu Pan Wołodyjowski, którym Jerzy Hoffman rozpoczął swoją przygodę z sienkiewiczowską trylogią. Dlaczego zaczął jej realizację „od tyłu”? Po pierwsze, próba ekranizacji Ogniem i mieczem napotykała na problemy natury politycznej. Ukazywanie konfliktu polsko-ukraińskiego nie było wszak zgodne z polityką historyczną ówczesnych władz podkreślających odwieczną przyjaźń Polski z narodami słowiańskimi. Po drugie, jak twierdzi wybitny reżyser, swoją lekturę trylogii rozpoczął właśnie od przygód małego rycerza.

Polacy bardzo szybko zakochali się w adaptacji Hoffmana, a Wołodyjowski raz na zawsze zyskał twarz Tadeusza Łomnickiego. Widzów do dziś dnia porusza też monumentalne oblężenie Kamieńca Podolskiego kręcone wokół zamku w Chęcinach. Przy realizacji tych scen zatrudniono 2,5 tys. statystów z okolicznych szkół. Idą święta, więc zapewne znów będziemy mogli obejrzeć dzieło Hoffmana i ciężarówka przejeżdżająca tuż za obozem tureckim pod filmowym Kamieńcem zupełnie nie będzie nam przeszkadzać.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone