Kartka z kalendarza (23 marca 2012)
O mitycznej przyjaźni polsko-węgierskiej można pisać dużo. Niektórzy nawet do dziś odczuwają jej skutki, chcąc przenosić Budapeszt do Warszawy. Co bardziej złośliwi twierdzą, że to pomysł bardzo dobry i stolicę Wegier chętnie przyjęliby w polskie gościnne progi, ale może bez premiera Orbana. Sama architektura tego pięknego miasta wystarczy… no może jeszcze z odrobiną przedniego tokaju.
Nie wchodząc jednak głębiej w te polityczne spory, o słynnym przysłowiu warto dziś pamiętać, choć wcale nie musi ono dotyczyć Węgrów. Niektórzy historycy twierdzą, że tak naprawdę twórcom tej frazy chodziło… o Słowaków, czyli mieszkańców Górnych Węgier. Powiedzenie narodziło się w czasie konfederacji barskiej, kiedy siedzibą Generalności – naczelnego organu władz konfederacji – był Preszów, miasto leżące dziś na wschodniej Słowacji. Być może Polacy większą estymą darzyli więc swoich obecnych południowych sąsiadów aniżeli Węgrów?
Niezależnie od tych dywagacji historia polsko-węgierska w istocie obfituje w akty wzajemnych przyjaźni czy wręcz miłości. Węgierką była wszak św. Kinga, żona Bolesława Wstydliwego, dzięki, której – jak mówi legenda – polskie górnictwo wzbogaciło się o złoża soli (ciekawe, który święty odpowiadać będzie za gaz łupkowy?). Węgierką była też Barbara Zapolya, żona Zygmunta Starego, który po jej śmierci w 1515 roku rozpoczął budowę kaplicy zygmuntowskiej. W guście Węgrów były też księżniczki polskie. Elżbieta Łokietkówna (siostra Władysława Łokietka) była wszak żoną Karola Roberta, króla Węgier, i matką Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski, a także babką św. Jadwigi Andegaweńskiej, która również zasiadła na polskim tronie. Z kolei Izabela Jagiellonka – o ile uznać możemy ją za Polkę – przypadła do gustu Janowi Zapolyi – królowi węgierskiemu.
Jeśli mówimy zaś o związkach monarchicznych, wspomnieć należy, że na tronie węgierskim zasiadało dwóch Jagiellonów: Władysław Jagiellończyk oraz Ludwik. Po śmierci tego ostatniego korona węgierska trafiła w ręce Habsburgów. Historii kontaktów polsko-węgierskich to jednak nie zatrzymało i w 1576 roku polska szlachta wybrała na króla Węgra Stefana Batorego. Jeśli dodamy do tego, że Józef Bem jest wielkim węgierskim bohaterem narodowym, a kapral Kania w „C.K. Dezerterach” sprawia, że cała kompania w Sátoraljaújhely wydostaje się na wolność, to serial pod tytułem „Przyjaźń polsko-węgierka” zapowiada się na dłuższy niż „Moda na sukces” i nie zmąci go nawet fakt, że w 1972 „Orły Górskiego” pozbawiły piłkarzy węgierskich złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium.
Opijając naszą przyjaźń z Węgrami, nie zapomnijmy jednak o ważnych wydarzeniach związanych z dzisiejszym dniem. Wszak 23 marca 1915 roku, po 5 miesiącach oblężenia przez wojska rosyjskie, skapitulowała austriacka Twierdza Przemyśl. Rosjanie nie cieszyli się jej zdobyciem długo, bo już w wyniku rozpoczętej w maju tego roku kontrofensywy wojsk niemiecko-austriackich zmuszeni byli ją poddać. Twierdza Przemyśl była jedną z trzech, po Verdun i Antwerpii, największych twierdz ówczesnej Europy. W czasie I wojny światowej oblegana była aż trzykrotnie.
77 lat temu sejm II RP trzeciej kadencji uchwalił konstytucję kwietniową (jej nazwa wiążę się z miesiącem wejścia w życie, a nie uchwalenia). W pracach nad nową ustawą zasadniczą wielokrotnie naginano i łamano prawo. Głosowano ją nie jako nową konstytucję, lecz stosowano procedury przewidziane dla normalnej ustawy. Konstytucja kwietniowa stała się fundamentem pod budowę w Polsce państwa autorytarnego. Znosiła zasady suwerenności narodu i trójpodziału władzy. Duże uprawnienia otrzymywał prezydent, który odpowiedzialny był tylko przed Bogiem i historią.
Pamiętając o Dniu Przyjaźni Polsko-Węgierskiej proponujemy dzisiaj utwór Dziewczyna o perłowych włosach ([Gyöngyhajú lány]) węgierskiego zespołu Omega.