Karolina Wasielewska – „Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki” – recenzja i ocena
Karolina Wasielewska – „Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki” – recenzja i ocena
„Cyfrodziewczny”, jak można się domyślić po tytule, opowiadają historię polskiej informatyki z perspektywy kobiet. Stop. Nie historię, tylko, jak to ujmuje sama autorka, herstorię. Termin ten, ukuty w latach 70-tych przez feministki, oznacza historię pisaną z punktu widzenia ideologii feministycznej. Nie będę ukrywał: widząc książkę, która tak mocno deklaruje swoje sympatie ideologiczne, miałem oczywiste wątpliwości. Ideologia rzadko idzie w parze z rzetelną, zrównoważoną analizą. W tym jednak przypadku, lektura szybko rozwiała te wątpliwości.
Żeby było jasne: ramy książki – dosłownie, wstęp i ostatni rozdział – faktycznie prezentują ideologiczny argument w temacie (nie)obecności kobiet w branży IT, oraz przyczyn tego stanu rzeczy. Niektórzy czytelnicy przyznają autorce rację, inni będą dyskutować – ale ja jako recenzent, pozwolę sobie jednak na odsunięcie tych kwestii daleko na bok. W kontekście książki historycznej poglądy autorki na współczesność powinny interesować recenzenta tylko w tym stopniu, w jakim wpływają na meritum: czyli historię. W tej zaś materii, jedyne co zmieniła tutaj feministyczna perspektywa, to fakt, iż książka koncentruje się właśnie na tematyce kobiet w branży komputerowej. No, i drugi fakt, wynikający poniekąd z samej definicji pojęcia _herstory – nie mamy tu ciągłego, spójnego opracowania historycznego na temat polskiej branży komputerowo-informatycznej, ale raczej zbiór bardzo osobistych opowieści konkretnych kobiet, które w tej branży pracowały.
Opowieści te często koncentrują się na drobnych szczegółach codzienności oraz na odczuciach i cechach osobistych bohaterek. Można krytykować ten brak spójnej relacji, a zwłaszcza fakt, iż czasami przez dobre kilka stron danej herstorii daty nie pojawiają się w ogóle albo ograniczają się do podania roku, co utrudnia uporządkowanie chronologiczne tych opowieści na tle szerszej historii. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, iż pozycja ta nie polega wyłącznie na dokumentach, ale na wywiadach, często z osobami w bardzo już podeszłym wieku, co pozwala usprawiedliwić pewne braki i nieścisłości: pamięć ludzka ma swoje granice. Nota bene, warto docenić dziennikarskie zacięcie i determinację autorki „Cyfrodziewczyn” w identyfikowaniu i „namierzaniu” swoich bohaterek – nigdy niezbyt szeroko znanych, a na dodatek, w większości od dawna już na emeryturze.
Aby lepiej opisać „Cyfrodziewczny”, można porównać je ze wspomnianą wcześniej jedyną dotąd książką podejmującą tematykę historii polskiej branży komputerowej, czyli „Automaty liczą” Bartłomieja Kluski. „Automaty” to w założeniu klasyczna historia. Choć wykazywała pewne braki warsztatowe (recenzentka na łamach Histmaga słusznie krytykowała autora za brak przypisów i bibliografii), przedstawiła historie komputerów w PRL-u w formie spójnej narracji i w dobrym porządku. Taki porządek i spójność narracji zupełnie nie stanowiły celu autorki „Cyfrodziewczyn”. Warto wręcz wcześniej przeczytać „Automaty”, po to aby móc się połapać wśród tych wszystkich instytutów, politechnik, zakładów, i modeli komputerów które przewijają się „Cyfrodziewczny”. Kiedy jednak już zorientujemy się w ogólniej historii branży za pomocą „Automatów”, „Cyfrodziewczny” pozwolą nam zejść z poziomu ogółu do szczegółu, opisując PRL-owską codzienność. Uzyskujemy odpowiedzi na personalne pytania: jak to było pracować w tej fabryce, nad tym konkretnym komputerem? Kim byli ludzie, którzy tam pracowali? Jak byli postrzegani i traktowani? A choć książka koncentruje się na kobietach, to przecież problemy tu omawiane były wspólnym doświadczeniem wszystkich, kobiet i mężczyzn, pracujących w branży komputerowej i informatyce w dobie PRL-u. Z resztą, mężczyźni nieraz pojawiają się i wypowiadają na łamach książki, jako świadkowie, współpracownicy, małżonkowie bohaterek.
Albo inaczej: „Automaty” przedstawiły historię tego, jak w powojennej Polsce, garść wariatów postanowiła zbudować własne komputery, jak z tych trudnych początków wyłoniła się branża komputerowa oraz dziedzina informatyki, i jak wraz z rozwojem komputerów, paradoksalnie, branża komputerowa w późnym PRL-u upadła. Ale dopiero szczegóły zapodane przez „Cyfrodziewczny” pozwalają zrozumieć, dlaczego ta branża musiała upaść. To bowiem w opisach codzienności rozumiemy nieuchronność takiego zakończenia: w atmosferze narastającej niemocy wobec absurdów aparatu państwa totalitarnego. Niemocy wobec frustracji wywołanych bezsensownymi ograniczeniami i absurdalnymi wymogami, niemocy, która nieuchronnie prowadziła do przejścia na pozycje opozycyjne względem rządu – co miało przełożyć się na kolejne frustracje i jeszcze większą niemoc. Nieraz w publicystyce czytamy, iż stan wojenny w jakiś sposób przetrącił kark polskiemu społeczeństwu, pozbawił ludzi nadziei. Ale to są ogólniki. Tymczasem „Cyfrodziewczyny” prezentują szereg dobitnych świadectw tego procesu: konkretnych osób, w konkretnej – i to elitarnej – branży. W tym sensie, książka ta stanowi drobny, ale warty odnotowania wkład w rozliczanie szaleństw lewicowego reżimu, który przez pół wieku pasożytował na Polsce. Świadectwo geniuszu i uporu poszczególnych inżynierów i inżynierek, roztrwonionego przez „kolektyw”.
Na koniec, należy zasygnalizować główną wadę tej książki. Jest nią po prostu bałagan. Struktura książki jest niejasna. Często nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat ten rozdział następuje po poprzednim. Teoretycznie, książka przedstawia swoje bohaterki w kolejności chronologicznej: w praktyce, ponieważ wiele bohaterek jest jednocześnie świadkami w innych historiach, ta chronologia szybko się zaczyna mieszać. Czasem czytamy wypowiedzi postaci, które dopiero później zostaną nam przedstawione. W innym przypadku, najpierw mamy enigmatyczną wzmiankę o Loglanie nad którym pracowało małżeństwo Salwickich, po czym dopiero parę rozdziałów później, już w kontekście innych postaci, dowiadujemy się czym był ten Loglan. Wreszcie, jak już sygnalizowaliśmy, nieraz brakuje dat dla kluczowych wydarzeń w życiu bohaterek, przez co często niemożliwe jest dokładne usytuowanie danej opowieści w szerszym kontekście historycznym.
Mimo tych wad, „Cyfrodziewczny” są ciekawą pozycją, nie tylko dla nielicznych czytelników interesujących się historią polskiej informatyki i przemysłu komputerowego (którzy znajdą tu istotne materiały źródłowe do dalszych dociekań), ale też dla każdego, kto interesuje się codziennością życia w nie tak odległej przecież Polsce Ludowej.