Kamil Anduła: Sowietom wydawało się, że mogą pod Lenino wygrać
Natalia Pochroń: „Lenino 1943” Pana autorstwa nie jest pierwszą książką z cyklu „Historyczne Bitwy” wydawnictwa Bellona poświęconą tej bitwie – już 40 lat temu ukazała się książka Kazimierza Sobczaka poświęcona tej samej tematyce. Skąd pomysł na napisanie kolejnej publikacji o Lenino?
Kamil Anduła: Kazimierz Sobczak napisał swoją książkę w 1983 roku w zupełnie innych realiach politycznych. Od 1950 roku rocznica bitwy pod Lenino obchodzona była jako dzień Wojska Polskiego, stanowiąc swoistego rodzaju mit założycielski PRL, do którego odwoływali się przedstawiciele partii komunistycznej. Totalitarny w gruncie rzeczy reżim nie był zainteresowany ingerencją w fundamenty tego mitu. Za sprawą autocenzury istniały ściśle określone granice, w których pisano o drugiej wojnie światowej. W konsekwencji dzieje tzw. Ludowego Wojska Polskiego (LWP) zostały wpisane w znacznie szerszy propagandowy obraz Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, narzucony krajom demokracji ludowej przez „wielkiego brata” – Związek Sowiecki. Kazimierz Sobczak nie mógł napisać książki innej, niż oczekiwałyby tego władze PRL.
Warto jednak nadmienić, że na drodze do rzetelnego przedstawienia bitwy pod Lenino, stały także czynniki obiektywne. W Europie podzielonej żelazną kurtyną dostęp do archiwów był ściśle reglamentowany. Bez materiałów źródłowych – sowieckich i niemieckich – rzetelne przedstawienie bitwy pod Lenino było w zasadzie zadaniem niewykonalnym.
Po czterdziestu latach jest oczywiste, że stan badań z 1983 roku jest daleko niezgodny z obecnym stanem wiedzy na temat LWP. Znacznie szerszy dostęp do archiwaliów znajdujących się poza granicami Polski pozwala na ukazanie walki 1. Dywizji Piechoty w zupełnie nowym świetle. Obowiązkiem historyka jest weryfikowanie dokonań poprzedników i korygowanie ich błędów. Nie ma w tym nic zdrożnego. Dzieje nauki pamiętają wiele takich przypadków.
Przez lata wokół bitwy narosło wiele mitów i przeinaczeń. Które w największym stopniu zdefiniowały obraz tej bitwy?
Rzeczywiście, tych mitów było naprawdę sporo. Przed 1989 rokiem bitwę pod Lenino uważano za zwycięską. W latach 90. XX wieku przedstawiono ją jako masakrę, celowo spowodowaną przez Stalina w celu zniszczenia polskiej dywizji. Po wielokroć powracał wątek tzw. zaginionych bez wieści, którzy mieli rzekomo masowo dezerterować na stronę niemiecką. To wszystko mity, które staram się w swojej książce prostować. To sprawy niezwykle ważne, wzbudzające emocje. Nad nimi ciąży jednak mit o wiele ważniejszy, zupełnie dotychczas niedostrzegany.
Jaki?
Sprowadzający bitwę pod Lenino do działań samej tylko 1. Dywizji w dniach 12–13 października. Przez lata tło strategiczne i operacyjne bitwy pod Lenino było w zasadzie zupełnie niedostrzegane, a mamy przecież do czynienia z ogromną operacją, której zasadniczym celem było opanowanie terytorium Białorusi. Tymczasem w polskiej narracji bitwa sprowadzana jest często do boju Kościuszkowców o wsie Połzuchy i Trigubowa.
Doczasowe przedstawianie działań strony sowieckiej również jest niedostateczne, co niekiedy prowadzi do błędnych konkluzji. I nie mówimy tu tylko o 33. Armii gen. Gordowa. Warto podkreślić, że w ofensywie orszańskiej uczestniczyła także 49. Armia, 21. Armia, 10. Armia Gwardii i 1. Armia Lotnicza. Te potężne siły liczyły ponad 30 dywizji. 1. Dywizja była zatem jedynie niewielkim trybikiem w olbrzymiej machinie wojny, która została uruchomiona na pograniczu rosyjsko-białoruskim.
Rzetelny opis walk toczonych od 12 do 18 października jest warunkiem sine qua non do dalszych rozważań nad rolą 1. Dywizji. Niespełnienie tego warunku w sposób naturalny prowadziło na manowce, tworząc pożywkę dla nowych, jeszcze bardziej nieprawdopodobnych mitów.
Dlaczego bitwa pod Lenino miała dla ZSRS tak duże znaczenie? Co było właściwie jej celem?
Celem strategicznym Armii Czerwonej było opanowanie tzw. Bramy Smoleńskiej, terenu między Dźwiną a Dnieprem, przez który biegła magistrala kolejowa i autostrada z Moskwy do Mińska. Wojska zmechanizowane i artyleria wymagają zaopatrzenia setkami ton amunicji i materiałów pędnych, dlatego powodzenie wielkich operacji ofensywnych zależy w znacznej mierze od przepustowości dróg.
Zdobycie „Bramy Smoleńskiej” umożliwiłoby Armii Czerwonej rozwinięcie dalszej ofensywy w kierunku Polski i dalej na Berlin. Stalin liczył na to, że Armia Czerwona zdobędzie Białoruś jeszcze jesienią 1943 roku, a następnie wkroczy do Polski „najkrótszą drogą” i z początkiem 1944 roku ustanowi w Warszawie zależny od siebie ośrodek władzy. Klęska ofensywy pod Lenino zatrzymała Armię Czerwoną na ponad pół roku. Dopiero w lipcu 1944 roku wojska sowieckie przekroczyły Bug.
Jak już Pan wspomniał, w bitwie u boku 33. Armii Frontu Zachodniego walczyła 1. Polska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Jednostka została sformowana w maju 1943 roku. Do bitwy pod Lenino doszło w październiku tego roku. W jaki sposób żołnierze polscy zostali przygotowani do bitwy? Czy zdawali sobie w ogóle sprawę z realiów walki na froncie wschodnim?
1. Dywizja Piechoty była szkolona według trzymiesięcznego kursu opracowanego dla Dywizji Strzeleckich Armii Czerwonej. Pod tym względem szkolenie nie odbiegało od tego, co władze sowieckie zapewniały swoim poborowym. Także kadra instruktorska i infrastruktura szkoleniowa odpowiadały sowieckim standardom, spotykanym w innych nowo formowanych jednostkach Armii Czerwonej. Na tym jednak podobieństwa się kończą.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „Lenino 1943”!
Problemem 1. Dywizji Piechoty była jej specyfika narodowa. Żołnierze w przytłaczjącej masie rekrutowali się z ofiar masowych wywózek w głąb ZSRS. Wielu z nich było więzionych lub pracowało w skrajnie niesprzyjających warunkach. Ich stan fizyczny był ciężki, psychiczny również. Z drugiej strony kadra oficerska – w tym wszyscy instruktorzy – została odkomenderowana z Armii Czerwonej. Szybko okazało się, że poważnym problemem w kontaktach między tymi dwiema grupami jest bariera językowa. Różnice kulturowe, polityczny charakter dywizji i wszechobecna nieufność generowały konflikty na linii żołnierze–oficerowie, które wpływały na jakość wyszkolenia.
Ponadto dywizja rozwijała się żywiołowo już po okresie formowania. Po rozpoczęciu szkolenia do dywizji wciąż dołączały grupy zmobilizowanych Polaków, z którymi trzeba było powtarzać materiał. Spowalniało to proces szkolenia. W istocie rzeczy 1. Dywizja potrzebowała dłuższego okresu wyszkolenia w porównaniu do podobnych formacji Armii Czerwonej. Tymczasem nawet ten zbyt krótki – trzymiesięczny okres – nie został dotrzymany.
Koniec programu wyszkolenia przypadał na 15 września, jednak na dwa tygodnie przed terminem dywizja opuściła Obóz Sielecki i 1 września – w czwartą rocznicę niemieckiej agresji – wyjechała na front. Pomysł ten rzuciła komunistka Wanda Wasilewska – przewodnicząca Związku Patriotów Polskich – zaś Berling go zaakceptował, aby przypodobać się Stalinowi. Tak naprawdę dywizja przemieściła się jedynie do strefy przyfrontowej, gdzie miała kontynuować szkolenia. Szybko okazało się, że na zrujnowanych wojną terenach nie ma do tego warunków. Niedługo potem przyszedł rozkaz wprowadzenia dywizji do walki. Do tego dochodziły uwarunkowania zewnętrzne.
Jakie?
Na poziom wyszkolenia dywizji wpływ miała także poważna zmiana w taktyce Armii Czerwonej, do której doszło latem 1943 roku. Pod wpływem doświadczeń bitwy na łuku kurskim w lipcu i sierpniu 1943 roku został przyjęty nowy regulamin walki, który gruntownie zmieniał dotychczasowe zasady prowadzenia natarcia (przyjęte w 1942 roku). Tymczasem z powodów już wymienionych, żołnierze 1. Dywizji nie opanowali dotychczasowego materiału. Dowódca dywizji – gen. Zygmunt Berling – został o tych zmianach powiadomiony na początku września, a 23 września dywizja wymaszerowała z rejonu Wiaźmy na front. Na przepracowanie tego materiału najzwyczajniej w świecie zabrakło czasu.
Jaką strategię przyjęli sowieccy dowódcy? Czy miała ona szanse powodzenia?
Po bitwie na łuku kurskim latem 1943 roku i pokonaniu Niemców pod Smoleńskiem we wrześniu 1943 roku sowieckie Naczelne Dowództwo nabrało przekonania, że Wehrmacht jest pokonany, a Armia Czerwona musi nacierać na każdym możliwym odcinku frontu, aby zadać mu ostateczną klęskę. To przekonanie doprowadziło do przeceniania własnych możliwości, zwłaszcza w kwestii zaopatrywania wojsk, a także niedocenienia umiejętności niemieckiego dowództwa w wykorzystaniu nielicznych sił.
Jeżeli spojrzeć na stosunek sił pomiędzy wojskami Armii Czerwonej a Wehrmachtu na kierunku Białorusi, to tylko w artylerii przewaga Sowietów wynosiła 28 do 1! Na papierze bitwa pod Lenino od samego początku była wygrana! Tak się jednak nie stało.
Co z tego, że udało się Sowietom zgromadzić ogromne siły, jak zawiodło ich zaopatrzenie. Zniszczenia struktury kolejowej uniemożliwiły przewiezienie dostatecznych ilości amunicji na front, zaś transport samochodowy był niewydolny z powodu niedoborów paliwa. W konsekwencji wojska sowieckie nacierające pod Lenino nie dysponowały dostateczną ilością amunicji i nie były wstanie wykorzystać swej przewagi liczebnej.
Według różnych szacunków w ciągu dwóch dni bitwy 1. Dywizja Polska straciła ponad 3 tysiące ludzi – to ok. 20% jej stanu wyjściowego. Z czego wynikały tak wysokie straty?
Nie były one wcale tak wysokie, jeżeli spojrzymy na inne operacje Armii Czerwonej. Pozostałe dywizje 33. Armii poniosły procentowo jeszcze większe straty niż 1. Dywizja. Poziom strat rzędu 20-30% w przypadku przełamywania głęboko urzutowanych pozycji był w zasadzie normą do końca wojny. W przypadku 1. Dywizji zwraca uwagę co innego. Straty rzędu ponad 50% poniósł przede wszystkim 1. pułk piechoty. Stało się to w ciągu zaledwie kilku godzin od rozpoczęcia natarcia. Kontratak niemieckiej kompanii (około 100 żołnierzy) doprowadził do dezorganizacji całego pułku (łącznie z jednostkami wsparcia 3000 ludzi!).
Żołnierze pułku wpadli w panikę, poddawali się Niemcom, rzucali się do ucieczki. Była to oczywiście konsekwencja zaniedbań szkolenia, marnego wyszkolenia indywidulanego żołnierzy, braku zgrania sztabów i braku wsparcia. Podkreślić należy, że dywizja walczyła w obiektywnie trudnych warunkach z zaprawionym w bojach nieprzyjacielem, przy niedostatecznym wsparciu ze strony artylerii. Każda jednostka – czy to polska, czy sowiecka – w podobnych okolicznościach musiała ponieść straty. W przypadku 1. Dywizji przykre jest to, że jej ofiara nie przełożyła się na taktyczny wynik walki.
Jakim wynikiem skończyła się bitwa? Jakie miała znaczenie dla dalszych walk II wojny światowej?
Bitwa pod Lenino – a w zasadzie druga operacja orszańska – zakończyła się niepowodzeniem Armii Czerwonej. Frontu nad Miereją nie udało się Sowietom przełamać do czerwca 1944 roku. Stanowiąca cel ofensywy Orsza została zdobyta dopiero latem 1944 roku. Wydłużyło to wojnę o kilka miesięcy. Bitwa pod Lenino uzmysławia przede wszystkim, jak twardym przeciwnikiem był Wehrmacht. Pomimo gigantycznych klęsk pod Stalingradem i Kurskiem niemiecka armia zachowała zdolność do obrony i zadała Armii Czerwonej makabryczne starty.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „Lenino 1943”!
Bitwa pod Lenino została okrzyknięta symbolicznym bojem i aż do 1989 roku była celebrowana z wielką pompą – jej rocznicę uczyniono Dniem Wojska Polskiego, porównywano ją do bitwy pod Grunwaldem czy wiktorii wiedeńskiej. Skąd tak duży entuzjazm władz komunistycznych, zważywszy na ogromny poziom strat i na to, że okazała się ona kompromitacją Armii Czerwonej?
Sformowanie 1. Dywizji i jej pierwszy bój były aktem natury politycznej, który należy rozpatrywać niezależnie od aspektów czysto wojskowych. Nawet gdyby straty 1. Dywizji były jeszcze większe, a bitwa zakończyła się katastrofą i odwrotem Armii Czerwonej pod Smoleńsk, nie zmieniłoby to w żaden istotny sposób komunistycznej narracji. Inaczej by akcentowano pewne aspekty, ale nadal bitwa stanowiłaby mit założycielski. Warto w tym momencie przypomnieć, że w marcu 1943 roku pod wsią Sokołowo na Ukrainie chrzest bojowy przeszedł 1. Czechosłowacki Samodzielny Batalion Polowy.
Czesi i Słowacy mieli wyjątkowego pecha, bo przez ich pozycje przetoczyły się najlepsze oddziały Waffen-SS, które w wyniku błyskotliwej ofensywy odbiły z rąk sowieckich Charków. Batalion został zmasakrowany. Ta oczywista klęska w żaden sposób nie przeszkodziła jednak czechosłowackim komunistom w uczynieniu z pamięci o Sokołowie narzędzia propagandy. Obchody rocznicy bitwy były hucznie celebrowane, stanowiły okazję do wiernopoddańczych hołdów okraszanych zapewnieniami o czechosłowacko-sowieckim braterstwie brani. Skąd my to znamy!
Historiografia PRL przedstawiała Lenino jako wiekopomne zwycięstwo polskiego oręża. Historiografia po 1989 roku malowała obraz bitwy w najczarniejszych barwach. Jak rzeczywiście należy ją oceniać? Czy możliwe jest badanie jej bez ogromnego ładunku emocjonalnego, jakim jest obarczona?
Jak w przypadku każdej bitwy wskazane jest przede wszystkim badanie rzetelne! Z tego względu mój projekt badawczy przybrał formę studium taktyczno-operacyjnego. W przypadku Lenino zachowany korpus źródeł pozwala na wnikliwe prześledzenie działań strony sowieckiej, polskiej oraz niemieckiej. Przy tej liczbie źródeł nie ma miejsca na emocje. Dotychczasowe kontrowersje rodziły się przede wszystkim z konsekwencji braku dostępu do wszystkich archiwów, co w sposób naturalny skłaniało niektórych do niczym niepopartych dywagacji.
W październiku upłynęło 80 lat od bitwy pod Lenino. Jak dziś ocenia się ją w Rosji? Czy rosyjscy historycy poczynili nad nią pewien namysł czy powielana jest tam komunistyczna narracja?
Pamięć o bitwie pod Lenino istnieje na Białorusi i w Rosji do dziś. Rocznica bitwy jest obchodzona uroczyście z udziałem władz lokalnych i weteranów walk na froncie wschodnim. Jest to jednak pamięć wzniesiona na gruncie sowieckiej mitologii Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Celebra ma charakter rytualny. Sposób narracji o bitwie nie odbiega ani o jotę od scenariusza napisanego jeszcze za życia Stalina. Propaganda mechanicznie powiela dobrze znaną opowieść o polsko–sowieckim „braterstwie broni” i zwycięskim boju „Kościuszkowców”.
Zdziwienie może budzić to, że Rosjanie powinni być zainteresowani bitwą pod Lenino w stopniu znacznie większym niż Polacy. 1. Dywizja Piechoty była jedną z kilkudziesięciu dywizji biorących udział w bitwie. Liczyła ona 12 tys. żołnierzy, podczas gdy na Miereja walczyło blisko 200 tys. czerwonoarmistów. Bitwa pod Lenino to nic innego jak operacja zaczepna czterech sowieckich armii wspartych liczną artylerią, lotnictwem i wojskami zmechanizowanymi. W sposób oczywisty ten szerszy aspekt zaangażowania Armii Czerwonej powinien wzbudzać ciekawość historyków rosyjskich. Tak się jednak nie stało.
Dlaczego?
Sowiecka historiografia wojskowa pozostawała w ścisłej zależności od władz ZSRS, które z przyczyn politycznych i wojskowych kształtowały pamięć historyczną w oparciu o heroiczną wizję Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Nie było zatem miejsca na krytyczną refleksję nad niepowodzeniami Armii Czerwonej na Białorusi. Opracowania, w których krytycznie napominano o różnych szczegółowych aspektach bojów z jesieni 1943 roku, miały charakter tajny – były przeznaczone do użytku wewnętrznego oficerów Armii Sowieckiej.
Sytuacja uległa zmianie po 1991 roku. Upadek ZSRS i otwarcie archiwów otworzyły przed badaczami drugiej wojny światowej zupełnie nowe perspektywy. Pomijając kilka tekstów traktujących ogólnie o walkach na Białorusi od 1943 r. do 1944 r., sama bitwa pod Lenino nie doczekała się szerszego omówienia. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się stało jest prosta. Z rosyjskiej perspektywy nieudana ofensywa 33. Armii nad Miereją była tylko jedną z wielu zapomnianych bitew. Historyków sowieckich interesowały w znacznie większym stopniu inne tematy, jak na przykład pierwsze tygodnie operacji „Barbarossa”, straszliwa bitwa na występie rżewskim w 1942 roku czy starcie pancerne pod Prochorowką. Ilość mitów na temat Wielkiej Wojny Ojczyźnianej była porostu tak ogromna, że na Lenino zabrakło czasu!
Sytuacja rosyjskiej nauki zmieniła się wraz z agresją Rosji na Ukrainę w 2014 roku. Historiografia rosyjska ponownie został pchnięta w koleiny Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Jakakolwiek krytyka dokonań Armii Czerwonej spotyka się z poważnymi reperkusjami. Obecnie nie ma w Rosji warunków do badania problemu niepowodzeń Armii Czerwonej w latach 1941–1945.
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z wydawnictwem Bellona.