Kafir, Łukasz Maziewski – „Hajlajf. Czysta prawda o brudnej służbie” – recenzja i ocena
Kafir, Łukasz Maziewski – „Hajlajf. Czysta prawda o brudnej służbie” – recenzja i ocena
Wydany na jesieni 2019 r. „Hajlajf. Czysta prawda o brudnej służbie” to wciągająca pozycja o charakterze szpiegowsko-kryminalnym, osadzona w polskich realiach przełomu XX i XXI wieku. To już druga książka autorstwa Kafira, byłego oficera polskiego kontrwywiadu wojskowego, tym razem napisana we współpracy z zajmującym się tematyką bezpieczeństwa dziennikarzem Łukaszem Maziewskim. Z kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że po wydaniu recenzowanego na Histmagu „Kontaktu”, Kafirowi wizytę złożyła Żandarmeria Wojskowa. Samo w sobie jest to swego rodzaju rekomendacją dla autora. Książkę tę można odczytywać na różnych poziomach – czysto rozrywkowym, faktograficznym i wspomnieniowym. I na każdym z nich jej lektura daje dużo satysfakcji.
Książka opowiada losy Radosława Sztylca, oficera polskiego wojska na przełomie XX i XXI wieku, który z jednostki liniowej trafia do Wojskowych Służb Informacyjnych, a jej akcja kończy się wraz z przekształceniem WSI w Służbę Kontrwywiadu Wojskowego w 2006 r. Motywem przewodnim jest pościg służb za seryjnym mordercą o sadystycznych skłonnościach, będącym oficerem Wojska Polskiego i znajdującym się pod ochroną wysoko postawionego ojca. To jednak tylko jeden z kilku wątków, które przewijają się w książce. Jak mówi Kafir: „W książce prócz „wymyślonej” intrygi kryminalnej chcieliśmy przedstawić kulisy pracy oficerów WSI.” Naszego bohatera poznajemy na zabłoconym poligonie w Orzyszu, by dalej przemierzać z nim nieoświetlone tunele twierdzy w Modlinie, ekskluzywne korytarze amerykańskiej ambasady w Warszawie, mroczne blokowiska podwarszawskiego Legionowa, wizytować jednostkę wojskową na Białorusi, czy odwiedzić gorącą Bośnię. W tle zaś przewijają się próby zdobycia tajemnic PRL-u pozwalające wywierać wpływ na losy Polski, rozmowy w zaciemnionych lokalach kontaktowych, przytłaczające oficerów postępowania sprawdzające, nieoznakowane samochody, zmiany tożsamości, włamania pod osłoną nocy, nie obywa się również bez kulminacji w postaci nocnej wymiany ognia na krańcach Polski.
(…) Radek był od tego, aby takie niebezpieczeństwa wykrywać. I neutralizować. Czy częścią takich działań było to, co właśnie robił? Tak, choć nie było w stu procentach zgodne z procedurami. Ale jako oficer kontrwywiadu musiał być elastyczny.
Radek Sztylc to „swój chłopak” – człowiek z zasadami i powołaniem, który poświęca prywatne życie dla Ojczyzny i wojska. „Sztylc nie był naiwniakiem, zdawał sobie sprawę, że nad jego głową musi toczyć się wojna o wiedzę i władzę, także tę polityczną. Ale on nie chciał w tym uczestniczyć i uciekał od wtykania nos między drzwi. (…) On chciał tylko aby armia była sprawna. I bezpieczna.” Nie jest jednak postacią z marmuru. Dużo pali, pije niemałe ilości wódki, żywi się dworcowymi zapiekankami i rzuca mięsem. Boi się. Zżera go stres. Miewa rozterki moralne i czasem ma ochotę zastrzelić przełożonego. Kiedy traci bliskich to nie może przez to spać przez wiele miesięcy. Wymiotuje na poboczach dróg. W tym wszystkim jest do bólu prawdziwy i to czyni z niego człowieka z krwi i kości.
Pomiędzy zdaniami, mimo lekkiego i przystępnego stylu oraz wielu ironicznych i wzbudzających uśmiech komentarzy, wybrzmiewał również pewien, nieco nieokreślony, ale cierpki posmak służby. Przewijały się konflikty personalne z innymi osobami ze służby, ryzykowne rozkazy na pograniczu prawa i niemożność pełnego zaufania komukolwiek. I, wreszcie, świadomość bycia pionkiem na niższych poziomach zaszeregowania, którą niekiedy można przypłacić życiem. Nie dziwi zatem, że „(…) Sztylc rozumiał, że gdyby ta sprawa ujrzała światło dzienne, oni dwaj długo by nie pożyli. Ich zniknięcia chciałoby tylu ludzi i organizacji, że nawet w czarnej d*pie pod ostatnim kamieniem w górach Kordylierach na pustyni Atakama nie byłoby bezpiecznie”.
Tak tłumaczy wybór czasu oraz bohaterów akcji Kafir:
Służyłem w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Przed jej powstaniem przez dziewięć lat byłem oficerem kontrwywiadu WSI. Postanowiłem swoje doświadczenia z tej właśnie formacji wykorzystać we wspólnej powieści i na jej stronach przybliżyć czytelnikom prawdziwy obraz rozwiązanej w atmosferze szczucia i skandalu służby, która wbrew pozorom przyczyniła się w znacznym stopniu do wstąpienia Polski w struktury NATO i dbała o bezpieczeństwo i tajemnice Wojska Polskiego. Chcę zaznaczyć jedno: Do WSI nie można było zgłosić się samemu. To WSI samo wybierało oficerów. Oficerowie-kandydaci do WSI nie szli do służby po koneksjach politycznych, tylko po szkołach oficerskich, służbie w jednostkach wojskowych i ciężkiej selekcji, którą przechodził 1 na 50 kandydatów. Nie wystarczyło być „patriotą” z ze znajomościami wśród polityków. Trzeba było jeszcze być inteligentnym, odpornym i sprawnym fizycznie. Czytelników zostawiam z pytaniem „Komu i dlaczego to przeszkadzało ?
Z jednej strony mroczna, ciężka i nierzadko deszczowa atmosfera książki kojarzyła mi się z filmem „Sin City”. Z drugiej otaczająca głównego bohatera mgiełka tajemnicy, jego poczucie sprawiedliwości i podróże podwarszawską kolejką przywodziły na myśli postać Złego, nakreśloną przez Tyrmanda kilka dekad temu. W związku z powoli nadchodzącymi Świętami książkę z pewnością można polecić jako prezent wszystkim miłośnikom tematyki bezpieczeństwa i służb. Ten kto szuka jedynie rozrywki z pewnością ją w niej znajdzie, ale czytający między wierszami również nie będą zawiedzeni. „Hajlajf” był jak przejażdżka na rollercoasterze – szybki, dosadny i zapierający dech w piersiach. A kontynuację zapowiada nierozwiązana fabuła...