Kacper Nowak – „Tortuga. Dzieje wyspy piratów” – recenzja i ocena
Książka Kacpra Nowaka Tortuga. Dzieje wyspy piratów nieco na przekór tytułowi nie opowiada wyłącznie o dziejach samej żółwiej wyspy. Oczywiście spory jej fragment został poświęcony zasiedleniu Tortugi przez Hiszpanów i późniejszej „wędrówce” wyspy z rąk do rąk, aż do momentu, gdy przywłaszczyli ją sobie bukanierzy. Główną treść dzieła stanowi okres od lat dwudziestych siedemnastego wieku do początków wieku osiemnastego, czyli czas, gdy ta malutka enklawa występku odgrywała na Karaibach rolę niewspółmierną do swoich rozmiarów. W tym czasie, poza kilkoma znaczącymi epizodami, teatr wydarzeń opisanych w książce stanowiły okoliczne wody Morza Karaibskiego, a suchy ląd służył jedynie pijaństwu i rozpuście.
Tortuga nie jest w żadnym wypadku monografią, a raczej przedstawieniem najlepiej znanego nam fragmentu historii wyspy na tle szerokiej panoramy politycznej i obyczajowej epoki. Ściślej rzecz ujmując, autor w głównej mierze starał się omówić życie i działalność bukanierów, którzy utworzyli na wyspie swoją bazę wypadową do napadów i rabunków, tworząc przy tym bardzo specyficzną i niezwykle oryginalną społeczność.
To właśnie wspomnianym piratom (a nie wyspie jako takiej) autor poświęca najwięcej miejsca. Znajdziemy zatem w książce przedstawienie sylwetek najsławniejszych z nich, omówione zostały również zwyczaje, sposoby walki i życie codzienne na okrętach i na lądzie. Wszystkich tych, którzy spodziewali się pirackiej mitologii i legend z dołączoną mapą trasy do skarbu, muszę rozczarować. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie obraz „filozofii” i sposobu życia bukanierów jest jednym z najciekawszych fragmentów książki. Dzieło obfituje bowiem w anegdoty o najsławniejszych piratach oraz ciekawostki dotyczące np. umów o podziale łupów czy sposobie przyłączenia się do załogi – który, jak się okazuje, sprowadzał się do wpisania się na listę. Mniej zorientowani w temacie mogą też skonfrontować treści zawarte w Tortudze z tymi znanymi z dużego ekranu.
Wybrany sposób prowadzenia narracji, skoncentrowany bardziej wokół postaci niż wydarzeń, zapewne był przyczyną przyjęcia przez autora gawędziarskiego, lekkiego stylu, miejscami nawet delikatnie kolokwialnego. Jednym się on prawdopodobnie spodoba, innych odrzuci, niemniej czułem się w obowiązku o tym poinformować, gdyż nie jest to zabieg typowy dla literatury historycznej.
Nieubłaganie zbliżając się do końca, wciąż nie mogę zdecydować o końcowej ocenie Tortugi. Z jednej strony jest to pierwsza polskojęzyczna pozycja traktująca o tej wyspie, napisana rzetelnie, sprawnie, choć zdecydowanie nie porywająco. Czytaniu książek (także historycznych) towarzyszą różne, często skrajne, doznania. Recenzje takich pozycji są być może mniej obiektywne, ale przysparzają o wiele mniej trudności. Odmiennie niż w przypadku książek, które nie wywołują żadnych emocji.
To mój najpoważniejszy zarzut pod adresem Tortugi. Zaraz po skończonej lekturze nasunął mi się cytat z Mickiewicza, który powiedział o poezji Słowackiego, że jest jak kościół bez Boga. Choć stworzona według wszelkich prawideł rzemiosła, książka sprawia wrażenie napisanej bez natchnienia. Mimo wszystko, oprócz wartości merytorycznej, książka popularnonaukowa rządzi się nieco odmiennymi prawami i styl jest w niej pierwszym po treści. Z drugiej strony, da się między linijkami wyczuć ambicję i chęć sprostania trudnej sztuce pisarstwa.
Moim zdaniem warto, by po książkę sięgnęły osoby zainteresowane historią bukanierów czy piractwa w ogóle – nie powinny być rozczarowane. Lektura pracy nie powinna zresztą zająć więcej niż jedno popołudnie, w razie czego niewiele jest więc do stracenia.
Zobacz też:
- Portobello - „miasto skarbów” w rękach piratów;
- Afrykańscy piraci? Ten sam problem mieliśmy 200 lat temu;
- Guynemer z Boulogne. Historia pirata-krzyżowca;
- Philip de Souza – „Piraci w świecie grecko-rzymskim”;
- Szkuner „I’m Alone”, cz. 1: legenda floty przemytniczej.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska