Jürgen Thorwald – „Kruchy dom duszy” – recenzja i ocena
Kruchy dom duszy to swoiste sprawozdanie, które Jürgen Thorwald zdaje z wielowiekowego zmagania się człowieka ze swoją duszą. Autor sięga do samych początków tego, co dzisiaj nazywamy neuronauką, pokazując jej najróżniejsze oblicza. Tytuł tej książki nawiązuje do słów Williama Szekspira, który w jednym ze swych dramatów używa tej metafory do określenia mózgu, trafiając zarazem w sedno problemu dotyczącego jedności psychofizycznej człowieka.
Czym jest dusza i gdzie się ona skrywa? To pytanie zadawano sobie od dawna. W zależności od formacji filozoficznej odpowiadano na nie w odmienny sposób. Dla materialistów w świecie istniała tylko materia. Idealiści natomiast woleli widzieć w nim czyste idee. Pierwsi pragnęli poznawać rzeczywistość zmysłami, mając nadzieję, że dzięki temu oparta na bezpośrednim doświadczeniu wiedza zyska niewzruszony fundament. Drudzy woleli zaś „bujać w obłokach” niejednokrotnie doświadczając rzeczy, o których zatwardziali empiryści mogli tylko pomarzyć.
Z tego pytania wynikał spór Parmenidesa z Demokrytem, Platona z Arystotelesem, czy Leibniza z Wolterem. Było ono również przyczyna wewnętrznego rozdarcia Kartezjusza, który dualizmu psychofizycznego doświadczył bezpośrednio na sobie. Jego stwierdzenie cogito ergo sum wywołało w ten czas prawdziwą „burzę mózgów”, którą pod koniec XIX wieku zakończyła nietzscheańska metafora „Śmierci Boga” – „Bóg umarł”, a wraz z nim wszystko, co miało pozaziemskie pochodzenie. Tym samym przestano pytać o istotę duszy i jej ontologiczny charakter, zaczęto natomiast zastanawiać się nad sensem jej istnienia w ewolucyjnym rozwoju zwierzęcia zwanego człowiekiem. Okazało się, że więcej na temat duszy mają do powiedzenia naukowcy, niż kapłani i filozofowie. Dynamiczny rozwój neuronauki tylko utwierdził nas w tym przekonaniu i choć wiele pozostaje jeszcze do wyjaśnienia, to obraz człowieka, jaki się z dotychczasowej wiedzy wyłania jest raczej „bezduszny”.
Thorwald nie pisze wprost o filozoficznych implikacjach wypływających z posiadania lub nieposiadania duszy, lecz skupia się przed wszystkim na postępie nauki, która zajmowała się tym zagadnieniem. Zaczynając od starożytności, aż do czasów nam współczesnych pokazuje nieustanny rozwój naszej wiedzy dotyczącej tego, kim jesteśmy. Pisze jasno, lekko i ciekawie, co – w moim przekonaniu – jest znakiem firmowym tego autora, o czym mogliśmy się przekonać czytając inne jego książki, które w ostatnich latach pojawiły się na polskim rynku. Jego wiedza jest imponująca do tego stopnia, że podczas lektury Kruchego domu duszy niejednokrotnie przychodziło mi na myśl pytanie: „Skąd on to wszystko wie?”.
Książka Thorwalda jest interesująca i mądra, choć nie przemądrzała. Wbrew pozorom nie jest to jednak książka filozoficzna, mimo że porusza problemy dręczące każdego filozofa. Dla kogoś z filozoficznym zacięciem może to zatem być ważne źródło inspiracji. Tym bardziej, że Thorwald prowadzi swoją narrację w taki sposób, że linearny postęp nauki sytuuje w szerszym kontekście kulturowym. Dzięki temu widzimy, że poznanie naukowe nigdy nie odbywa się w próżni, lecz oddziałuje na nie szereg różnych czynników (technicznych, ideologicznych i psychospołecznych), którym daleko do naukowości.
Rola tych ostatnich czynników w rozwoju nauki nie jest jednoznaczna, o czym doskonale wiedział Gaston Bachelard gdy rozwijał swoją teorię przeszkód epistemologicznych. Mogą one w takim samym stopniu hamować poznanie, jak je wspierać. Wiele zależy bowiem od przypadku. Nieraz wręcz trudno uwierzyć, że pomimo nieskończonych możliwości, jakie mogły zaistnieć w danym miejscu i czasie, stało się właśnie to, co miało się stać, byśmy wiedzieli to, co teraz wiemy. Są to jednak przypadki bardzo rzadkie, ponieważ nasza wiedza rodzi się przede wszystkim w ciężkich bólach. Jest ona efektem prób i błędów (zwłaszcza błędów), które jednak trzeba było popełnić. W przeciwnym razie nie wiedzielibyśmy nic.
Historia, którą snuje Thorwald pokazuje ponadto dosadnie, że nauka nie może być moralna. Ba, wręcz z moralnością często wchodzi w konflikt, rozwiązując kolejne problemy poznawcze. Bywa ona także makabryczna. Wiele istnień, zwierząt i ludzi musiało zginąć dla naszego dobra. Nieraz trudno się z tym pogodzić. Autor przytacza liczne eksperymenty i sytuacje, od których włos nam się jeży na głowie, czemu zresztą sprzyja jego barwny język. Sprawia on, że czujemy się tak, jakbyśmy tam byli. Nasza wyobraźnia hula. Operacje na mózgu, wiwisekcje, rozcinanie żywych jeszcze zwierząt tylko po to, by sprawdzić co mają w środku, ryzykowne eksperymenty na ludziach i tym podobne rzeczy, o których wolelibyśmy zapomnieć, ciesząc się z dotychczasowych efektów tych badań. W końcu dzięki nim nie każdy, kto ma guza mózgu skazany jest na śmierć.
Kruchy dom duszy to bez wątpienia książka warta polecenia. Myślę, że będzie ona ciekawa nie tylko dla specjalistów, ale też dla wszystkich innych, którzy zastanawiają się nad tym, kim jest człowiek. Mimo, iż czasem czyta się ją jak obszerny artykuł z Wikipedii – fakty w niej zawarte mogą nas przytłaczać – to dzięki erudycji autora nie będziemy się nudzić. Jest to ten rodzaj lektury, którą się „pożera”. Przypomina ona bowiem dobrze napisany kryminał, w którym nie możemy się doczekać, co będzie na następnej stronie.