Juliusz Kulesza – „Zakazane gole. Futbol w okupowanej Warszawie” – recenzja i ocena
Zobacz też: Piłka nożna - historia mistrzostw, sukcesy Polaków i futbol a polityka
Juliusz Kulesza, uczestnik powstania warszawskiego i autor licznych publikacji poświęconych wojennym dziejom stolicy, odsłonił przed nami kolejny element warszawskiej codzienności czasu okupacji. Zachęcony przez Olgierda Budrewicza, w czasie wojny obrońcę i kapitana żoliborskiego Promyka, postanowił przedstawić losy stołecznej piłki nożnej tego okresu.
Książka Kuleszy mogła powstać dzięki wspomnieniom Budrewicza, artykułom Mieczysława Szymkowiaka (podczas okupacji grał w Błysku), informacjom uzyskanym od nielicznych już niestety kolegów z lat wojny, a przede wszystkim – dzięki otrzymanemu od generała Stanisława Nałęcza-Komornickiego pamiętnikowi anonimowej żoliborzanki. Dziewczyna przejawiała duże zainteresowanie piłką nożną (a może bardziej tymi, którzy w piłkę kopali). Tak czy inaczej, źródło to okazało się podstawą pracy, która dzięki niemu „mogła ruszyć z miejsca” i znaleźć się w chwili obecnej na moim biurku.
Leży przede mną ładnie wydana książka – twarda oprawa, na niej dobrze dobrane zdjęcie, odpowiednia kolorystyka, a do tego zachęcający tytuł. Pozycja od pierwszej chwili wydaje się ciekawa i budzi nadzieję na lekturę, od której ciężko się oderwać. Czy jest tak w rzeczywistości?
Obiecujący tytuł pracy traci swój urok po przeczytaniu wstępnych słów „Od autora”. Z rozdziału tego dowiadujemy się bowiem, że publikacja ma się skupiać na futbolu przede wszystkim jednej stołecznej dzielnicy, a nie Warszawy w ogóle, co powinno moim zdaniem zostać zasygnalizowane w tytule, gdyż w obecnej postaci może być on nieco mylący. Dalej mamy do czynienia z pewną niekonsekwencją w odniesieniu do powyższej zapowiedzi autora. W książce da się wyróżnić dwie zasadnicze części – pierwsza dotyczy futbolu warszawskiego, druga zaś koncentruje się jedynie na Żoliborzu. Po porównaniu objętości tych dwóch części okazuje się, że na tę teoretycznie ważniejszą poświęcono tylko osiem stron więcej. O czym wobec tego opowiada tak naprawdę praca Juliusza Kuleszy?
Dowiadujemy się z niej podstawowych informacji na temat futbolu w okupowanej Warszawie: gdzie rozgrywano mecze, kto grał, jakie były składy aktywnych wówczas drużyn, a nawet jakie były wyniki poszczególnych spotkań. W części poświęconej żoliborskiej dzielnicy autor odtworzył dodatkowo przebieg niektórych meczów, co umożliwił mu otrzymany pamiętnik. Na końcu książki umieszczono ponadto biogramy najzdolniejszych uczestników żoliborskich rozgrywek. Są to wiadomości, dzięki którym być może uda się komuś w przyszłości napisać dokładniejszą – niewykluczone, że nawet naukową – monografię tego zagadnienia. W książce Kuleszy otrzymujemy bowiem jedynie zarys problemu. Autor skupił się bardziej na konkretnych danych, na wynikach i osiągnięciach poszczególnych drużyn bądź piłkarzy, niż na historii. Brakuje głębszego przemyślenia roli, jaką odgrywał dla zawodników sport w czasie wojny.
Innym problemem, jaki rzuca się w oczy podczas lektury książki, jest panujący w niej chaos. W dużej mierze wprowadzają go informacje zamieszczane na wydzielonych z tekstu głównego szarych polach. Czasem są to ciekawostki, z których czytelnik może dowiedzieć się przeróżnych rzeczy – choćby tego, skąd wzięło się określenie „bimber”. Takie urozmaicenie treści należy poczytywać za zaletę pracy – pod warunkiem oczywiście, że jest wprowadzone z sensem. Tymczasem notki te nie zawsze mają związek z tekstem głównym, przez co dekoncentrują i przeszkadzają skupić się na zasadniczym wywodzie. Czasem wyjaśniają pojęcia dość oczywiste, jak np. łapanka czy Polskie Państwo Podziemne. Po raz kolejny ujawnia się w tym momencie niekonsekwencja autora, który na jednej stronie zanotował „Czytelnik choć trochę zorientowany w historii wie, że mimo okupacyjnego terroru stworzone zostało [...] Polskie Państwo Podziemne, a jego organizacyjne struktury, kierowane przez Delegaturę Rządu na Kraj, objęły niemal wszystkie dziedziny życia, chronione zaś były przez konspiracyjne siły zbrojne [...]”, tylko po to, by na następnej stronie zamieścić w szarym polu zarys historii PPP. Nie wydaje mi się to potrzebne – szczególnie gdy sam autor jest tego zdania, a wszystkie podstawowe informacje już się w tekście pojawiły.
Dochodzi do tego problem powtórzeń, który wzmaga poczucie bałaganu w treści pracy. Juliusz Kulesza zamieścił przykładowo w szarym polu informację dotyczącą Edwarda Nyca, zawodnika warszawskiej Polonii, a dwie strony później zapisał ponownie w tekście głównym prawie wszystko, co w powyższej notce zawarł. Powtarzają się na przestrzeni książki również informacje dotyczące Leszka Rylskiego czy Stefana „Grota” Roweckiego.
Drugim – po dość kłopotliwych szarych polach – elementem mającym na celu urozmaicenie treści książki są fotografie. Bez wątpienia uatrakcyjniają one lekturę i stanowią zaletę pracy. Niektóre jednak wydają się dość wymuszone i pozostają bez związku z treścią (np. fotografia gazeciarzy czy ludzi jadących przepełnionym tramwajem).
Dużą zaletą książki jest jej język. Autor ma lekkie pióro i potrafi przykuć uwagę czytelnika. Muszę jednak zwrócić uwagę na często powtarzające się w publikacji błędne używanie spójnika „iż”, na które to redakcja wydawnictwa, nie wiedzieć czemu, przymknęła oko. Mimo tego niedopatrzenia do książki chce się wracać, bo dzięki językowi autora jej lektura staje się lekka i i wciągająca.
„Zakazane gole” to publikacja przeznaczona szczególnie dla miłośników sportu, jak również zainteresowanych życiem codziennym Warszawy okresu II wojny światowej. Pozostawia jednak duży niedosyt, który nie może zostać na tę chwilę zaspokojony przez wzgląd na niedostatek źródeł. Być może uda się w przyszłości dotrzeć do tych jeszcze nieznanych. Pewne jest natomiast, że niektóre utracone zostały bezpowrotnie wraz z odejściem świadków tamtych wydarzeń. Jak napisał autor na początku swojej książki, „ośmieliłem się więc podjąć ów temat, pamiętając, że historia jest mozaiką, ułożoną z kamyków także najdrobniejszych. Ucieka czas i odchodzą ludzie, mający o tych kamykach coś do powiedzenia, ratujmy przeto przed zapomnieniem to chociaż, co można jeszcze ocalić”. W tym właśnie tkwi wartość pracy Juliusza Kuleszy: ocalił od zapomnienia jeden z fragmentów historii.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz