Johnny Kent – „Polacy są najlepsi. Wspomnienia Kanadyjczyka z Dywizjonu 303” – recenzja i ocena
Group Captain John A. Kent to urodzony w Kanadzie pilot oblatywacz, konstruktor i entuzjasta latania na czymkolwiek co posiadało skrzydła i silnik. Pod wieloma aspektami był dzieckiem epoki w której dorastał; młodość spędził pośród zawirowań ekonomicznych XX-lecia międzywojennego, a swe dojrzałe lata spędził poświęcając się w ten czy inny sposób wojnie i wojskowości. Kiedy zaczynał swą przygodę z lotnictwem, w powietrzu królowały maszyny nie odbiegające tak bardzo swą konstrukcją od tych z lat Wielkiej Wojny, kiedy zaś przechodził na emeryturę w 1956 roku, na niebie królowały odrzutowce. Kent żył w ciekawych czasach, a na szczęście dla nas opisał je w swej autobiografii.
Czytelnicy i Czytelniczki, na start!
Polacy są najlepsi to licząca sobie łącznie 488 stron skąpo ilustrowana książka składająca się z dwóch zasadniczych elementów. Na jej początku i końcu znajdziemy niewielki (odpowiednio 48 i 26 stron) materiał autorstwa Alexandry Kent, córki Kentowskiego, rzucającej trochę światła na jego postać z rodzinnej i dziecięcej perspektywy. Zasadniczą częścią książki jest jednak One of the Few: A Triumphant Story of Combat in the Battle of Britain, autobiografia pióra samego Kenta, wydana drukiem po raz pierwszy w 1971 roku.
Tytuł książki wypada ocenić jako dobrze dobrany marketingowo, jednak nijak nie mający się do zawartości samej pracy. Kent opisuje w niej całe swoje lotnicze życie, nie skupiając się w żaden sposób na Dywizjonie 303. Nie ma zresztą najmniejszego powodu by tak robił, gdyż jego życiorys był związany przede wszystkim z maszynami doświadczalnymi. Kent, dla przykładu, brał udział w testach gumowych pokładów lotniczych czy celowo wlatywał w liny balonów zaporowych po to, by sprawdzić różne warianty przecinaków czy wzmocnień skrzydeł. Owszem, w jego pracy jest też wojna, walka i zestrzelenia. Jednak należy cały czas pamiętać o tym, iż jego życiorys jako pilota myśliwskiego obejmował znacznie więcej, niż służbę w Dywizjonie 303.
Tally Ho!
Sama autobiografia Kenta jest bardzo wciągająca. Znajdziemy w niej opowieści o lotnikach, charakterystyki wielu maszyn, jak i – niekiedy gorzkie – oceny sytuacji brytyjskiego lotnictwa wojskowego lat trzydziestych, czterdziestych i pięćdziesiątych. Niektóre opowieści kończą się optymistycznie, inne niestety znajdują smutniejsze zakończenie. Jest w niej też relatywnie wiele wątków polskich, dotyczących niekiedy rzeczy tak zaskakujących i nieoczekiwanych jak różny sposób wieszania medali na lotniczych mundurach podczas dekoracji. Czy wszystkie uwagi dotyczące naszych Rodaków można uznać za pochlebne? Tę ocenę pozostawiam już Czytelnikom i Czytelniczkom. Sam Kent tworzy barwny i plastyczny obraz swojego życia, co nie oznacza, że jest on prawdziwy czy wyczerpujący. Ot, to po prostu jego lotnicze bytowanie widziane jego oczami i opisane jego własną ręką. Mając w pamięci powyższe zastrzeżenia, można czytać tę pracę jak dobrą książkę sensacyjną.
Zupełnie inny wydźwięk mają fragmenty autorstwa wspomnianej już córki Kenta, Alexandry. Pierwszy z nich, zamieszczony jeszcze przed częścią autobiograficzną, nosi tytuł „Człowiek ukryty za tymi wspomnieniami”, natomiast końcowy nazwano „Ludzkie koszty bohaterstwa”. Oba fragmenty łączy podejście ich autorki, odtwarzającej losy ojca w oparciu o dokumenty, książki i nagrania, konfrontując dziecięce wspomnienia z materiałem źródłowym i relacjami innych osób.
Mała (wielka!) wpadka
Tę recenzję można by było już w tym miejscu skończyć, jako że trudno powiedzieć więcej o tej pracy bez popełnienia pewnej niedyskrecji (czy też tzw. „spojlerów”) dotyczącej jej treści, gdyby nie jeden mały detal na okładce. Jeśli przyjrzymy się maszynie w jej lewym górnym rogu, zobaczymy tam… nie, nie Messerschmitta. To „Buchon”, czyli Ha-1112. Tej identyfikacji nie jest w stanie zmienić nawet wpis w stopce książki; cytując „Ilustracje na okładce (…) Samolot Messerschmitt – Miłosz Rusiecki”. Będąc bardziej precyzyjnym, przedstawiony samolot to Hispano HA 1112-M1L, latający do 1966 roku w hiszpańskich siłach powietrznych. Maszyny te często „grają” niemieckie myśliwce (choćby w filmie Bitwa o Anglię) ze względu na ograniczone zewnętrzne podobieństwo, jednak… „Buchon” to „Buchon”, „Messer” to „Messer”. Zaprezentowany na okładce egzemplarzy wyróżnia się także bardzo oryginalnym malowaniem, luźno nawiązującym do maszyny kapitana Ludwiga Franzisketa. Dlaczego wydawca zdecydował się na taki manewr? Nie mam pojęcia.
Autobiografia Kenta to bardzo przyjemna w lekturze książka, będąca ciekawym zapisem życia lotnika, świadka najwspanialszych – i najtragiczniejszych – lat rozwoju aeronautyki. Polacy są najlepsi nie jest podręcznikiem do historii, ani książką mającą być czyimkolwiek pomnikiem. Ona po prostu jest, i to jej największa zaleta.