Jeszcze kilo więcej

opublikowano: 2006-05-16, 18:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Spotykamy ich codziennie na ulicy. Mimo że niewiele o nich wiemy, wzbudzają w nas strach. Ich postura źle się kojarzy. Dresiarz, kibol, bramkarz na dyskotece. Wszystkich łączy jedno miejsce, jedna mania, jedna choroba...
reklama

Siłownia

Jedno ze śląskich miast. Wchodzę wąskimi schodami na pierwsze piętro w starej kamienicy. Za drzwiami, które pamiętają jeszcze czasy Piłsudskiego, mieści się siłownia. Nic wielkiego. Dwa pokoiki do ćwiczeń, łączący je korytarz, a w jednym pomieszczeniu szatnia (koedukacyjna, jak śmieją się bywalcy). Najbardziej uderzającą rzeczą, która zwraca uwagę zaraz po przekroczeniu progu, nie są ani obdrapane ściany, ani powszechny brud na niemytych od miesięcy salach, tylko przytłaczający smród. Smród tak intensywny, tak wyraźny, tak przenikający, że można go uznać za integralną, niezbywalną część tego lokalu. W środku trochę sprzętu do ćwiczeń, gołe panienki na ścianach (w każdej pozycji), sprzęt grający – pamiętający stare, dobre czasy.

Zaraz za progiem odbijam się od wielkiego dryblasa. To Tomek.

– Pan tu pierwszy raz?

– Tak.

– Widać...

Tomek ma 28 lat, niecałe dwa metry wzrostu i jest ogolony na łyso. Nie pracuje. Od lat przychodzi codziennie rano (z niedzielą i świętami włącznie) i otwiera siłownię. Nie dostaje za to żadnych pieniędzy. W zamian może ćwiczyć za darmo i trochę pohandlować. Waży jakieś 110 kg.

Po chwili formalności, związanej z wypełnieniem „karty klienta”, idziemy na salkę, gdzie zaczyna mnie instruować - co podnieść, ile razy, na jakie mięśnie, jak się ustawić itd. Zaczynamy rozmawiać. Sprawia wrażenie całkiem inteligentnego.

Opowiada o sobie. Startował kiedyś w zawodach kulturystycznych. Dbał o dietę. Brał na potęgę koksy...

Koksy

– A co? Chcesz kupić? Przydałyby ci się... – uśmiecha się. – Z koksowaniem jest taki problem, jak z dragami: nie wiesz kiedy przestać. Chcesz być duży, to musisz brać. Jesteś duży, to chcesz być jeszcze większy i musisz brać jeszcze więcej. I tak w kółko. Zawsze jest jakaś granica, kiedy nie możesz być większy. Problem w tym, że ty o tym nie wiesz. Ja zrozumiałem, że to nie ma sensu. Ale jak chcesz kupić i spróbować, to nie ma problemu...

Środki anaboliczne, zwane potocznie sterydami, koksami itp., to zwyczajne leki. Przykładowo – jeden z najpowszechniej używanych w Polsce sterydów, omnadrenon (znany tu po prostu jako „oma”), to lek używany u pacjentów, którzy długotrwale pozbawieni są ruchu. U osób miesiącami leżących w łóżku występuje stopniowy zanik mięśni. Lekarze, by walczyć z tym zjawiskiem podają środek, który hamuje proces, a nawet go odwraca. Rzecz w tym, iż zgodnie z przeznaczeniem stosują go ludzie chorzy, ledwie ruszający się, w dawce ok. 1 ml na tydzień, a „chłopaki z siłowni” do 4-6 ml tygodniowo, często w kombinacji z innymi „koksami”.

Samych środków jest wiele: oprócz wspomnianego omnadrenonu popularna jest jeszcze „meta” (metanabol – lek na serce), „tesciak” (testosteron – hormon męski) i inne leki o działaniu sterydowym (winstrol, efedryna, nandrolon itp.). Wszystkie sprowadzane są zza naszej wschodniej granicy – z Białorusi, Rosji (m.in. z fabryki leków z Obwodu Kaliningradzkiego) i Ukrainy. Ich skład i jakość często pozostawiają wiele do życzenia; mogą wywoływać poważne reperkusje w stanie zdrowia zażywających.

reklama

– Oma z Rosji? To cała tablica Mendelejewa – śmieją się sami zainteresowani.

Często postrzega się branie koksów jako wystarczający warunek do zostania „mięśniakiem”. To błąd. Anaboliki przyspieszają rozrost masy mięśniowej, ale nie stymulują go samoistnie. Koksiarze ćwiczą jak wszyscy inni, z tym że u nich rezultaty są szybciej widoczne.

Młodość

Zaczynają się schodzić stali bywalcy. Rozmowy o szkole, dziewczynach. Kto i ile wyciska, kto kogo ostatnio pobił etc. Średnia wieku w granicach 17-19 lat. Sami mężczyźni. Z powodu wspomnianej woni, plakatów z golizną oraz niewybrednych żartów o kobietach, padających tu i ówdzie, kobiety raczej nieczęsto tu zaglądają. Zresztą każda jest tu traktowana w kategorii sensacji, co jeszcze bardziej zniechęca. I tak koło się zamyka.

Sterydy biorą praktycznie wszyscy. To norma. Nikt się nawet z tym nie kryje. Mało tego, powszechne jest wymienianie się swoimi doświadczeniami – jakie koksy najlepiej łączyć, w jakich dawkach, kiedy przyjmować i gdzie. No właśnie. Pytam Tomka jak to jest z przyjmowaniem.

– Zasadniczo to tylko meta jest w tabletkach. Całą resztę trzeba sobie wstrzykiwać w mięśnie.

– Jak to? – pytam ze dziwieniem. – Robienie zastrzyków chyba nie jest takie proste...

– No nie. Ale są książki, trochę praktyki i paru się nauczyło. Teraz robią nam za pielęgniarki.

Efekty są widoczne. Większość, mimo młodego wieku, radzi sobie z ogromnymi ciężarami. Ławeczkę do wyciskania okupuje dwóch, na oko, osiemnastolatków. Zaczynają się rozgrzewać... 100-kilogramową sztangą.

Na sali pojawia się ktoś, z kim wszyscy się witają. To Robert.

Robert

Ma 18 lat. Jakieś 180 cm wzrostu i 100 kg wagi. Na siłowni ćwiczy już dobre pięć lat. Przychodził tu jeszcze jako dzieciak ze swoim starszym bratem i jakoś tak już zostało.

– Ćwiczył tutaj regularnie, po parę godzin dziennie – odpowiada na moje pytanie Tomek. – Miał warunki. Jeździł na zawody. Odnosił sukcesy. Jakiś rok temu był na dyskotece. Wszedł mu ktoś w drogę. Chciał go uderzyć, ale zamiast w twarz, trafił w ścianę. Złamał sobie kość śródręcza. Olał to i ćwiczył dalej. Jeszcze przez tydzień. W efekcie nabawił się takich powikłań, że wylądował w szpitalu. Musiał sobie zrobić przerwę na trzy miesiące. Chłopak chudł w oczach. Dalej przychodził codziennie na siłownię. Tak z przyzwyczajenia. Później coś mu odbiło. Dziwnie się zachowywał. Zrobił się bardzo agresywny. Może dlatego, że widział w lustrze, jak traci wszystko, na co pracował przez te pięć lat...

reklama

Co stało się z Robertem? Katabolizm, to normalne zjawisko w organizmie człowieka. Mięsień, który nie jest wykorzystywany, który nie pracuje, jest tylko obciążeniem. Trzeba mu nadal zapewniać dostawy tlenu i substancji odżywczych, regenerować itd. W takiej sytuacji organizm pozbywa się zbędnego balastu w najprostszy i najefektywniejszy sposób, w jaki można – spala go. Zamiast uzyskiwać energię z tkanki tłuszczowej, zgromadzonej pod skórą, spala się białko mięśniowe. W krótkim czasie z dryblasa może się stać przeciętnej postury mężczyzna. Katabolizm w pewien sposób uzależnia od siłowni. Chcesz być „duży” – musisz ćwiczyć. Przestaniesz – wracasz do poprzedniej postury.

Rozmowę przerywa nam huk, jakby ktoś spuścił samochód z drugiego piętra na asfalt. To Rafał, zwany „Świnią”, rzucił właśnie sztangę bez specjalnych ceregieli na podłogę. Wszystko zadrżało.

– W sklepie na dole nie narzekają jak im tu tak hałasujecie?

– Nie! Oni lubią jak im tak wszystko na półkach tańczy – odpowiada głośno Tomek. Cała sala się śmieje.

Spokoju nie daje mi ksywka olbrzymiego faceta, który właśnie rzucił kilkuset kilogramowym ciężarem.

– Dlaczego mówicie na niego „Świnia”?

– Facet był kiedyś chudy jak patyk. Zaczął chodzić na siłownie i brać różne rzeczy. Na początek odżywki białkowe i kreatynę. Później koksy, aż w końcu wcinał sam ryż, kaszki dla niemowlaków i inne dziwactwa. Niektórzy żartują, że próbował nawet z paszą dla świń i sterydami dla koni. Stąd ta ksywa.

Starość

Tomek idzie do drugiej sali poćwiczyć nogi i zostawia mnie samego. Po chwili robi się tam małe zbiegowisko. Koło ściany stoi urządzenie do ćwiczenia nóg. Polega to na tym, iż leżąc na plecach trzeba wyprostować nogi i tym samym wycisnąć ciężar umieszczony na tzw. suwnicy. Wszyscy zbierają z całej siłowni ciężary, by umocować je na wspomnianym przyrządzie. Zbiera się tego jakieś 700 kg. Dodatkowo, na górę wskakuje jeszcze jedna osoba – dodatkowe 80 kg. Tomkowi udaje się to podnieść dwa razy.

Kiedy jeszcze wszyscy zebrani nie zdołali wyjść z podziwu, na sali pojawia się przedziwna (jak na to miejsce) osoba.

– Cześć szczypioreczki! Jak tam się macie? Widzę, że jacy chudzi byliście, tacy chudzi jesteście. Chyba nie ma tu na sali prawdziwych mężczyzn... – rzuca na wejściu starsza kobieta. Wszyscy się śmieją.

To pani Jadzia. Ma ok. 50 lat i pracuje w okolicznej przychodni jako pielęgniarka. Ma poważne problemy z nadwagą i próbuje z nią jakoś walczyć. Jak sama przyznaje, bez rezultatu. Wszyscy ją tu lubią i szanują. Jest osobą bardzo sympatyczną, otwartą. Dużo żartuje.

Zaczynamy rozmawiać o skutkach ubocznych brania sterydów.

reklama

– Oni wiedzą, co ich czeka – mówi pewnym głosem. – Jeszcze trochę i wszyscy zamiast włosów na głowie będą mieli włosy tylko na klacie...

–... I wyrośnie nam trzecia ręka! – żartuje ktoś z boku.

–... impotencja, opryszczka, miazektomia (nadmierny rozrost gruczołu sutkowego – przyp. autor), problemy z sercem, wątrobą, no i przede wszystkim z głową. Ale na razie żaden o tym nie chce myśleć.

Z kontekstu wnioskuję, że to nie pierwszy tego typu wykład pani Janiny i reszta obecnych nie bardzo ma ochotę go słuchać. Jednak my rozmawiamy dalej. Pytam się jej, dlaczego młodzi ludzie są w stanie ryzykować zdrowie i życie dla brania sterydów.

– Zaczyna się różnie – wyjaśnia. – Jedni przychodzą tu, by zadbać o zdrowie, inni o wygląd, jeszcze inni tylko dlatego, że ktoś ich namówił. Ważne, jak duża jest motywacja. Można skończyć przygodę z siłownią po jednym treningu albo ćwiczyć całe życie.

– Sport uzależnia?

– Tak. Nawet dosłownie, z medycznego punktu widzenia. Podczas i po wysiłku fizycznym organizm wytwarza tzw. hormon szczęścia – endorfinę, od której można się uzależnić.

– Czyli wszyscy tu są uzależnieni od katowania swoich mięśni? Ciężko w to uwierzyć.

– Nie. Nie do końca. Słyszał pan kiedyś o bigoreksji?

Bigoreksja to jedna z chorób o charakterze psychologiczno–fizjologicznym. Jest blisko związana ze znaną u kobiet anoreksją, przy czym bigoreksja jest jej dokładną odwrotnością. Obie opierają się natomiast na tym samym schemacie chorobowym.

Chory (przeważnie mężczyzna) dla poprawy wyglądu stara się przybrać na masie mięśniowej. Zaczyna trenować, dbać o dietę, czasami brać koksy itd. Kiedy pojawiają się pierwsze pozytywne rezultaty jego wysiłku, nabiera pewności, że jest w stanie kontrolować ten proces. Myśli, że może swobodnie kształtować swoją posturę, a jedyne ograniczenia leżą w tym, jak wiele wysiłku w ten proces włoży. Taki człowiek przeważnie rozrasta się do ponadnormalnych rozmiarów

Jednak zawsze jest jakaś granica. W pewnym momencie, niezależnie od włożonego wysiłku, niemożliwy jest dalszy rozwój fizyczny. U osoby chorej na bigoreksję jest to moment tragiczny. Często prowadzi do nerwic i innych schorzeń psychicznych. Ponadnaturalny rozwój fizyczny jest z kolei przyczyną poważnych dolegliwości związanych ze zdrowiem fizycznym.

– Oni wszyscy już myślą w ten sposób. Waga, centymetr krawiecki i tabelka z kaloriami. Koksy. A nad ranem poduszka cała we krwi wypływającej nosem – kontynuuje pani Jadzia.

– Człowieka określa się w kilogramach i centymetrach...

– Tak. Na tej sali każdy mówi, że „jest cieniem człowieka, którym był kiedyś”. Każdy chciałby wyciskać choćby kilo więcej i przynajmniej kilo więcej ważyć.

Opisane tu miejsca, osoby i wydarzenia są autentyczne, zmieniono tylko imiona bohaterów reportażu.

reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Pupiec
Magister politologii, absolwent Uniwersytetu Śląskiego, reporter TVN.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone