Jest takie miejsce w Łodzi – Radogoszcz

opublikowano: 2017-01-18, 14:58
wolna licencja
Jest takie miejsce w Łodzi, o którym prawdopodobnie nie słyszeliście. Jest takie, które czasem dla samych łodzian bywa anonimowe. Niezidentyfikowane, choć na początku 1945 roku rozegrał się tu jeden z okrutniejszych epizodów II wojny światowej.
reklama

Był 17 stycznia. Nad więzieniem na łódzkim Radogoszczu, zorganizowanym przez niemieckich nazistów w zabudowaniach fabryki żydowskiego przemysłowca Samuela Abbego, powoli zachodziło zimowe słońce. Gdzieś w oddali słychać było odgłosy zbliżającego się frontu. Tego dnia 1. Armia Wojska Polskiego zajęła ruiny Warszawy, zaś Armia Czerwona zaczęła toczyć ciężkie walki o leżący kilka kilometrów od Łodzi Zgierz. Noc wcześniej Rosjanie dokonali lotniczego rozpoznania nad miastem, zarzucając je flarami i zrzucając kilka bomb. Być może dlatego większość świadków zapamiętało to wydarzenie w kategoriach nalotu.

Brama do muzeum na Raqdogoszczu (fot. Lawenda25, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Poland).

Czekający na uwolnienie więźniowie nie spodziewali się, że spotka ich tragiczny los. Nerwowość u wachmanów i komendantury odczytywali raczej w kategoriach strachu przed zbliżającymi się Rosjanami. Tymczasem Niemcy szykowali się do okrutnego epilogu swojego pobytu w Łodzi. Jeszcze 17 stycznia na Radogoszcz przywieziono skazańców ze Skierniewic i Łowicza. Trafili tam też młodzi chłopcy z obozu dziecięcego leżącego przy ulicy Przemysłowej. Przywiezione miały być również więźniarki przetrzymywane na terenie dawnego carskiego zakładu karnego przy ulicy Gdańskiej. Uratował je cud. Samochód wiozący je do miejsca przeznaczenia został zarekwirowany przez wycofujących się żołnierzy niemieckich, a kobiety cofnięte na Gdańską.

Plan zbiorowej egzekucji powstał więc najpewniej wcześniej. Podobnie jak w lipcu 1944 roku w Lublinie, Niemcy zamierzali dokonać eksterminacji uwiezionych, ostatni raz demonstrując najokrutniejsze oblicze nazizmu. Więzienie na Radogoszczu doskonale się do tego nadawało. Osadzeni przybywali w wysokim budynku pofabrycznym z jednym zaledwie wyjściem. Obok znajdował się niski budynek warsztatowy, gdzie zorganizowano m.in. łaźnię i małą salę szpitalną. To miejsce stało się pierwszym niemym świadkiem masakry.

Następnie Niemcy zaczęli mordować więźniów śpiących na parterze wyższego obiektu. Osadzonym z wyższych pięter rozkazano, aby natychmiast zebrali się na apelu. Kiedy ci zbiegali po schodach w kierunku wyjścia na plac apelowy, wachmani otworzyli ogień z karabinów maszynowych. Więźniowie cofnęli się i zabarykadowali w sali na trzecim piętrze. Niemcy, którzy próbowali się do niej dostać, obrzuceni zostali cegłami i deskami.

reklama
Współczesne budynki muzeum (fot. Lawenda25, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Poland).

Około godziny trzeciej naziści postanowili podpalić budynek więzienny, żywcem paląc tych, którzy jeszcze w nim pozostali. Skazańcy próbowali uciekać i skakać z okien. Część z nich ukryła się w zbiorniku wodnym powieszonym na ostatniej kondygnacji. Egzekucja zakończyła się nad ranem. Wachmani i komendantura nie czekali na dopalenie zgliszczy. Jeszcze kiedy więzienie płonęło, sądząc że wszyscy zginęli, postanowili uciec z miasta.

W masakrze zginąć miało około 1500 osób. Tylko 30 przetrwało. Kiedy 19 stycznia Armia Czerwona wkroczyła do Łodzi, Radogoszcz był już miejscem pielgrzymek mieszkańców miasta, którzy szukali tu swoich bliskich. To, co zobaczyli przerastało ich najśmielsze wyobrażenia: popiół, nadpalone lub częściowo spalone zwłoki i wszechobecny swąd ciał. Wstrząsające obrazy wykorzystali w krótkim reportażu „Na szlaku zbrodni” twórcy jednej z pierwszych polskich kronik filmowych. Krótko po tragedii na terenie więzienia zorganizowano uroczystą mszę żałobną gromadzącą nie tylko tysiące mieszkańców, ale także przedstawicieli nowej władzy, a także – co ciekawe – Armii Czerwonej.

Odcinek Polskiej Kroniki Filmowej ze stycznia 1945 roku, przedstawiający zbrodnię na Radogoszczu (od 7:15).

Radogoszcz stał się tym samym swoistym miejscem świętym dla łodzian. Wykorzystać chciała to także propaganda komunistyczna podkręcając atmosferę odwetu. W pierwszych publikacjach prasowych opisujących masakrę pojawił się co prawda wątek wachmana Norkwesta, który po egzekucji wrócić miał do domu i popełnić samobójstwo, zabijając także swoją żonę. Przed śmiercią Norkwest napisać miał list podsumowany wstrząsającym wyznaniem:

Dla Niemiec, które bezbronnych ludzi mordują, nie walczę dłużej. Walczyłem uczciwie, a również krwawiłem dla zwycięstwa Niemiec. Ale te Niemcy, które dzisiaj w więzieniu widziałem, nie mogą i nie powinny zwyciężyć.

Sam list znany jest jednak wyłącznie z przekazów, a jego oryginał nie został nigdy odnaleziony. Nie wiadomo więc na dobrą sprawę, czy był to tylko wymysł mający pokazać, że wśród Niemców byli i ci gotowi na refleksję, czy może w istocie starszego wachmana ruszyło sumienie. Oprócz tego wątku narracja była jednak jednoznacznie antyniemiecka i antyfaszystowska. Niestety przy okazji wypełniano ją mitami. Więzienie nazywano obozem zagłady, mówiono o piecach krematoryjnych i komorach gazowych, choć jedyny komin jaki tam stał był tylko kominem fabrycznym. Na ogół milczano z jakich powodów więźniowie tu trafiali.

reklama
POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7

Formalnie istniejący tu od 1940 roku zakład karny było bowiem męskim, przejściowym miejscem odosobnienia. Choć warunki pobytu przypominały czasem obóz koncentracyjny, to nigdy ten obszar takiej funkcji nie pełnił. Niewielu było tu też więźniów politycznych, główny trzon osadzonych stanowili podejrzani o przestępstwa opisane w prawie III Rzeszy. Byli więc tu zarówno szmuglerzy obficie wyłapywani przy pobliskiej granicy z Generalnym Gubernatorstwem, ludzie aresztowani w łapankach, inteligencja, drobni handlarze mięsem lub innymi zakazanymi produktami, przemytnicy działający na terenie Litzmannstadt Ghetto, czy wreszcie przestępcy kryminalni, którzy nawet w normalnych okolicznościach nie uniknęliby osadzenia.

Wśród osadzonych znalazł się między innymi Władysław Dzierżyński, brat Feliksa, wybitny łódzki neurolog związany w czasie wojny z Armią Krajową, Włodzimierz Skoczylas znany z roli Sanderusa w „Krzyżakach” Forda, czy dyrygent Henryk Debich. W obozie przejściowym dla przesiedleńców, który mieścił się w zabudowaniach fabryki Abbego przed utworzeniem więzienia, przebywała także krótko Michalina Wisłocka. Na ogół osadzeni po chwilowym pobycie (o ile przeżyli) wysyłani byli do innych więzień lub obozów zagłady. Stąd jechały transporty do Dachau, Mauthausen czy Auschwitz, określane w kartotekach symptomatycznym określeniem „odjechali w nieznanym kierunku”.

Zaświadczenie o pobycie w obozie wystawione Stanisławowi Jałosińskiemu, duchownemu mariawickiemu (domena publiczna).

Historia Radogoszcza skumulowała w sobie zatem cały tragizm ziem włączonych bezpośrednio do Rzeszy. W biografiach poszczególnych osób, które tu przebywały znajdziemy mozaikę problemów jakie dotykały Kraj Warty: kłopoty aprowizacyjne, zbyt restrykcyjne prawo gospodarcze i handlowe, przesiedlenia i wywózki, walka z inteligencją i podziemiem, zakaz używania języka polskiego, eksterminację Żydów itd. Nie wszyscy z więźniów byli heroicznymi bohaterami wojny, jednak większość z nich po prostu walczyła o przetrwanie lub próbowała się odnaleźć w ciężkiej sytuacji okupacyjnej.

reklama

Teren więzienia uporządkowano dopiero w latach 60. Jeszcze w 1945 roku ciała ofiar pochowano w zbiorowym grobie na cmentarzu św. Rocha w Łodzi. W miejscu spalonego budynku postawiono mauzoleum, w którym umieszczono ponoć szczątki odnalezione w czasie porządkowania terenu. 15 lat po otwarciu miejsca pamięci utworzono tu muzeum, które stało się oddziałem Muzeum Ruchu Rewolucyjnego, a po 1989 roku Muzeum Tradycji Niepodległościowych.

Wspomnienie o Radogoszczu zaczęło jednak zanikać. Ulotniło się ono z pamięci zbiorowej, a czasem także z pamięci samych łodzian. Mury otoczone pomnikami i napisami z okresu PRL-u stawały się coraz bardziej anonimowe, a sama data 17 i 18 stycznia zapomniana.

W Łodzi w ostatnich latach wiele czasu i pieniędzy poświęcono na przypomnienie tragedii ludności żydowskiej osadzonej w tutejszym Litzmannstadt Ghetto. To zupełnie zrozumiałe w kontekście skali łódzkiego getta, jego historii i wagi w dziejach Holocaustu. Stacja Radegast zwana łódzkim Umschlagplatzem i Centrum Dialogu im. Marka Edelmana stały się miejscami ważnymi i rozpoznawalnymi. Siłą rzeczy los ludności mieszkającej poza enklawą nie był w centrum uwagi. Na to nałożył się także grzech narracji warszawocentrycznej, widzącej okupację tylko poprzez doświadczenie Generalnego Gubernatorstwa. To spychało Radogoszcz i samą Łódź poza nawias refleksji nad II wojną światową, szkodząc całościowemu spojrzeniu na sytuację szeroko rozumianej ludności polskiej w okresie tego okrutnego konfliktu. Brakuje w tej narracji Kraju Warty z całym bagażem doświadczeń tej części III Rzeszy, tak odmiennych czasem od tego co działo się w GG.

Mauzoleum upamiętniające ofiary obozu (fot. HuBar, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 Generic).

Od wiosny 2017 roku w Oddziale Martyrologii Radogoszcz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi trwać będzie remont budynków wystawienniczych. Późną jesienią 2018 roku planowane jest otwarcie nowej, stałej wystawy, której celem będzie przypomnienie historii Radogoszcza i Kraju Warty. Ambicją twórców ma być przełamanie dominującej roli GG i pokazanie rzeczywistości ziem wcielonych do III Rzeszy. Tragedia radogoska ma być zarówno główną częścią wystawy, jak i pretekstem do szerszego spojrzenia na historię ziem polskich w czasie II wojny. Wcześniej planowane jest wydanie monografii więzienia na Radogoszczu autorstwa wieloletniego badacza zagadnienia, Wojciecha Źródlaka. Być może to przywróci pamięć o więzieniu i pozwoli na odgrzebanie tematu z pomroki dziejów.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Paweł Czechowski

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego t.2”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
240
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-930226-9-4
reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone