Jednak doszło do „manipulacji rodem z PRL-u”?
Tuż przed rocznicą wybuchu powstania warszawskiego prezydent Stalowej Woli stwierdził, że nie podporządkuje się zarządzeniu wojewody o włączeniu syren 1 sierpnia. Jak stwierdził, powstanie było szaleńczym zrywem skazanym na katastrofę. Pytając retorycznie który normalny naród buduję swoją tożsamość na klęskach, postanowił ominąć zarządzenie, będące jego zdaniem manipulacji rodem z PRL-u.
Syreny z polecenia prezydenta zawyły, ale o godzinie 11:55. Szlęzak w ten sposób chciał zrealizować zarządzenie o teście systemów alarmowych, jednocześnie nie manifestując jego rocznicowego znaczenia. Media krajowe doniosły późnym popołudniem, że jednak prezydent poległ w walce z najmłodszym miejskim radnym i syreny zawyły także o 17:00. Był to efekt akcji na prędce zorganizowanej przez Lucjusza Nadbereżnego z PiS-u. Za pośrednictwem strony internetowej udostępniono plik z sygnałem alarmowym, który o 17:00 każdy zainteresowany mógł odtworzyć na swoim komputerze i wystawić głośnik za okno. Media zareagowały na akcję niezwykle emocjonalnie. Przykładowo TVN24 poinformował: [Prezydent] pytać miał prawo, interpretować historyczne fakty także. Ale mieszkańcy miasta pokazali mu w sobotę, że decydować za nich nie mógł. W rzeczywistości nikt nie podał jednak jakichkolwiek szacunków na temat powodzenia akcji radnego – nie wiadomo więc, czy sygnał odtworzyło 5 osób czy 5000. Co zaskakujące, większość mediów pominęła też fakt, że improwizacja była zbędna. O godzinie 17 zawyły także „prawdziwe” syreny. Uruchomiono je w ramach treningu powiatowej obrony cywilnej z polecenia nie prezydenta, lecz starosty.
Cała akcja (działania prezydenta, ale też odpowiedź radnego), co wytykano już wczoraj, nosi znamiona walki przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Może dziwić, że prezydent obiekcje do świętowania powstania wyraził dopiero w tym roku, w poprzednich nie blokując uruchamiania syren. Sam Szlęzak podkreśla, że w ubiegłych latach również nie popierał włączenia syren, ale do tej pory zwracano się o to w formie prośby, a nie administracyjnego przymusu. Warto przypomnieć, że prezydent znany jest z kontrowersyjnych zachowań. W maju tłumaczył się, że nie jest endeckim rasistą, po tym jak uzależnił finansowe wsparcie dla lokalnej drużyny od tego, czy będą w niej grać sami Polacy. Do starcia o historię doszło nie po raz pierwszy – choćby kilka tygodni temu Szlęzak sprzeciwił się podczas rady miasta antyunijnym porównaniom historycznym. Tamtą potyczkę słowną uznano za początek kampanii wyborczej jego kontrkandydata z PiS-u Wiesława Siembidy.
Źródła: TVN24 (1, 2), dziennik.pl, Nowiny 24 (1, 2), konserwatyzm.pl, Blog Dariusza Przytuli, Gazeta Wyborcza, echodnia.eu