Jeanne Bourin – „Sekrety kobiet złotnika” – recenzja i ocena
Akcja powieści rozgrywa się we Francji lat 1246–1255, w czasach rządów Ludwika IX Świętego. Trudno tu odmówić autorce dbałości o realia epoki, które odmalowane zostały niezwykle plastycznie. Zadbała ona zresztą o przedmowę Régine Pernoud, znakomitej mediewistki, autorki wybitnych książek naukowych na temat tego okresu. Ta rekomendacja stanowi dla czytelnika mniej obeznanego z epoką mocną gwarancję, że – choć trudno zarysowane tło historyczne traktować jako podręcznik do średniowiecza – z pewnością dowie się przy okazji wiele o życiu w tamtych czasach.
Pewne sprawy pozostają jednak niezmienne. Główna bohaterka książki, Matylda Brunel, jest żoną złotnika. Różnica wieku między małżonkami jest znaczna: ona ma 34 lata, on – 58. Matylda coraz bardziej odczuwa zmniejszone zainteresowanie męża obowiązkami małżeńskimi, a życie ze starszym, nieodczuwającym już dawnego pożądania mężczyzną szybko zaczyna rodzić frustrację. A już wkrótce wierność bohaterki zostanie wystawiona na próbę. Czy Matylda ją przejdzie – to jeden z głównych wątków książki.
Drugim są losy jej córki, Floriny, która właśnie bierze ślub z Filipem. Sprawia wrażenie w nim zakochanej, nie widzi poza nim świata, więc z pozoru nic nie zagraża ich małżeństwu. Jednak i tutaj przewrotny los także szykuje niespodziankę. Właśnie podczas ślubu Floriny poznajemy bowiem Wilhelma, kuśnierza i kuzyna pana młodego. To jemu przypadnie rola uwodziciela. Na sam jego widok Matylda odczuwa przenikający ją dreszcz namiętności. Wilhelmowi także uczucie to nie jest obce, ale zupełnie nie odczuwa go wobec matki – obiektem jego westchnień jest córka.
Losy miłosnego wielokąta zyskały już rzeszę czytelników we Francji w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Teraz wydawnictwo Noir sur Blanc, wydając ją w Polsce, liczy znowu na sukces. Czy jednak te oczekiwania mają szanse się spełnić? Rynek wydawniczy w Polsce rządzi się trochę innymi prawami niż francuski. To, co się tam podobało, niekoniecznie musi podobać się i u nas. Wydanie francuskie i polskie dzieli zresztą czterdzieści lat, a przez ten czas wiele ukazać się już mogło podobnych powieści.
Mimo to książka ma kilka niezaprzeczalnych atutów. Ukazuje miejsce i rolę kobiet w społeczeństwie średniowiecznym, co jest dziś tematem dość popularnym, ale czterdzieści lat temu mogło być czymś zupełnie nowym – a wiedza ta, ujęta w formę lekkiej powieści, mogła i wtedy, i dziś również może zmieniać nasze wyobrażenia o tamtych czasach. Poza tym miłosne rozterki bohaterów Bourin są bliskie i współczesnemu człowiekowi, dostrzegamy więc, że pomimo upływu kilkuset lat ludzie niewiele się zmienili. Odnajdujemy zatem w powieści bohaterów podobnych do nas, a jednocześnie mamy szansę oderwać się na chwilę od współczesnego świata i zanurzyć w realiach z dzisiejszej perspektywy pełnych uroku i egzotyki. Może wydawnictwo ma więc rację? Romans w średniowieczu nie jest może tematem oryginalnym, ale z pewnością potrafi uwieść czytelnika. Zwłaszcza jeśli czyta się tak lekko – co jest m.in. zasługą tłumaczenia, któremu trudno cokolwiek zarzucić. No może poza jednym. Kilkakrotnie użyty w powieści zwrot „posadzka przytrzaśnięta kwiatami” potrafi nieco denerwować.
Książka jest niezwykle „kobieca” i to kobiety są jej głównymi bohaterkami, na pewno więc wśród czytelników książki przeważać będą Panie. Choć i Panom polecam lekką historyczną powieść obyczajową – wciągającą i znakomitą na ostatnie dni lata.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska