Jean-Paul Roux - „Kobieta w historii i micie” – recenzja i ocena
Przez wieki w dziejach świata kobiety pojawiały się wyłącznie wtedy, gdy były świętymi, władczyniami lub wojowniczkami. A więc wówczas, kiedy pełniły role rozumiane jako stricte męskie. Najwidoczniej na dziejopisach robiło wrażenie właśnie to, że wybijały się ponad „szereg niewieści”, bo w końcu kobiety jako grupa społeczna zaistniały w historiografii dopiero w XIX w. Książka Roux przedstawia, jak wielki wpływ na status społeczny kobiet na całym świecie miały mity oraz religie, które trwale wpisały się w powszechnie panujący pogląd o roli kobiety w świecie. Sam autor zresztą w wielu wypadkach skłania się ku niektórym mitom, nie zaprzeczając im ani nie ograniczając się do suchego opisu. Za przykład niech posłuży opis zależności między kobietą a księżycem, obecny w mitach wielu kultur. Księżyc, który wciąż zmienia swój kształt miał być wiązany z cechą niestałości i zmienności nastrojów przypisywaną kobietom. Roux zastanawia się, czy to cecha księżyca wpłynęła na zachowanie kobiet, czy może ich zachowanie wpłynęło na powiązanie płci kobiecej z księżycem.
W przedmowie dowiadujemy się, że intencją autora jest przede wszystkim przedstawienie kobiety jako obiektu sakralnego. Przyznam, że bardzo mnie to rozczarowało i w niemałym stopniu zniechęciło do książki. Takie bowiem podejście do tematu z góry odrzuca potrzebną oraz coraz bardziej popularną perspektywę genderową. Autor oparł się w swoich badaniach na różnych wierzeniach religijnych: począwszy od greckich i rzymskich, przez chrześcijaństwo, judaizm, islam i buddyzm, na wierzeniach Dalekiego Wschodu kończąc. W wielu cytatach, które pojawiają się w książce, znajdziemy więc baśnie, legendy oraz mity. Według Roux zarówno w historii, jak i w micie kobieta jest ważna, ponieważ „sama będąc źródłem życia, ma ściślejsze związki z nadprzyrodzonym i jest tak głęboko zanurzona w sacrum, że nie tylko staje się jednym z uświęconych obiektów, lecz także jednym z najbardziej znaczących”. Czyli po raz kolejny kobietę ogranicza się w tym wypadku do jej macierzyństwa oraz fizjologii. Jako przykład autor podaje Marię Dziewicę, która w chrześcijaństwie zajmuje szczególne miejsce. Niestety Roux ignoruje fakt, że chrześcijaństwo wywyższając matkę Jezusa, uprzedmiotowiło kobietę, podkreślając jej cielesność oraz sprowadziło jej rolę wyłącznie do macierzyństwa. Stanowisko autora jest jednak jasne: kobieta jest dawczynią życia, co ją zresztą uświęca, a dążenia emancypacyjne kobiet niszczą rodzinę (która też jest przecież świętością) oraz przyczyniają się do demoralizacji młodzieży, a nawet „upowszechniania homoseksualizmu”. Po takim wstępie niejeden czytelnik będzie miał z pewnością mocno mieszane uczucia. Z drugiej strony proszę nie zrażać się wstępem, ponieważ treść książki jest mimo wszystko interesującym źródłem informacji o kobietach w dziejach najdawniejszych oraz w rozmaitych wierzeniach.
Recenzowana książka została podzielona na dwie części. W pierwszej autor analizuje pozycję kobiet w historii, w drugiej – miejsce kobiet w micie. W rozdziale zatytułowanym Sławne kobiety autor zastanawia się, dlaczego – mimo że kobiet jest więcej niż mężczyzn – nie dominują one w żadnej dziedzinie: ani w literaturze, ani w nauce, ani w muzyce. Świat nie wydał też kobiety dorównującej geniuszem Bachowi czy Szekspirowi. Odpowiedź na to pytanie podała niemal sto lat temu Virginia Woolf w swoim eseju „Własny pokój”. Szkoda, że autor, który z całą pewnością był erudytą, nie zapoznał się jednak z jej twórczością. Ta słynna angielska pisarka już w 1928 r. w bardzo jasny i klarowny sposób wyjaśniła, dlaczego światu nie było dane poznać kobiety równej Szekspirowi. Odpowiedź jest bardzo prosta: przez tysiąclecia rodziny kształciły wyłącznie chłopców, od dziewcząt oczekując jedynie umiejętności gotowania, szydełkowania oraz zarządzania domem. Kobiety były zdane tylko na łaskę i niełaskę mężczyzn: ojców i mężów. Młodo wydawane za mąż szybko stawały się matkami. Role matki, żony oraz gospodyni pochłaniały je całkowicie – czy tego chciały, czy nie. Ich życie określały społeczne ramy, a ewentualne marzenia o pisarstwie zazwyczaj zbywano ironią. Nawet jeżeli wyrywały się z domów, nie miały szansy samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie, ponieważ pozbawiono je możliwości zarobkowania. Narażone na gwałty i męską agresję musiały się podporządkować panującym normom. Jean-Paul Roux nie dostrzega niestety wpływu kultury oraz narzuconych przez społeczeństwo uwarunkowań na pozycję kobiety na przestrzeni dziejów. Zaistniałą sytuację kwituje jedynie zdaniem : (...) jakby rodzenie dzieci pozbawiało je wszelkiej innej siły twórczej (sic!). Neguje również zamknięcie przed kobietami szansy zdobywania wykształcenia oraz aktywnego uczestniczenia w życiu publicznym, co jest już obecnie faktem dowiedzionym i niepodlegającym dyskusji. Prawo do studiowania na uniwersytetach kobiety zdobywały w różnych okresach XIX w. i pierwszych latach wieku XX. W Polsce nastąpiło to w 1894 r. Z prawem wyborczym było jeszcze trudniej niż z prawem do wykształcenia. Większość europejskich państw umożliwiło kobietom głosowanie dopiero w XX w. W tym wypadku Polska okazała się całkiem nowoczesna – Polki otrzymały prawo wyborcze w 1918 r., czyli 10 lat przed Brytyjkami oraz aż 26 lat wcześniej niż Francuzki. Te dwa prawa, a raczej ich długotrwały brak, w znaczny sposób upośledziły możliwości kobiet, skazując je na bierność oraz poddaństwo.
W pierwszej części Roux analizuje rolę kobiety od czasów najdawniejszych – prehistorii, poprzez jej obecność w kulturach pierwszych cywilizacji: Mezopotamii i Egiptu, Dalekiego Wschodu, a także w kulturze antycznej Grecji i Rzymu, porównuje jej znaczenie w Biblii i Koranie, a na kulturze chrześcijańskiej kończy. Tym, czego mi brakuje, są informacje na temat kobiety w judaizmie. Autor w opisie kobiety żydowskiej ograniczył się w zasadzie wyłącznie do Biblii, pomijając mitologię żydowską (np. historię o Lilith, którą co prawda wspomina w innym miejscu, ale bardzo skrótowo). Wielu opisom, a przede wszystkim cytatom, których w książce jest wyjątkowo dużo, brakuje głębszej analizy.
Natomiast sporym plusem książki jest to, że przypomina o wielu już całkowicie zapomnianych twórczyniach pochodzących ze starożytności. Autor wymienia m.in.: Aspazję z Miletu, Korynnę, Safonę czy Targalię. Zupełną nowością były dla mnie nazwiska japońskich pisarek z VIII–XI w., które zaliczane są podobno do twórczyń literatury narodowej, co w ówczesnej Europie było rzeczą nie do pomyślenia! Niestety, odniosłam wrażenie, że nawet jeśli autor podaje nazwiska wybitnych kobiet, zazwyczaj w nawiasie zaznacza swoje niedowierzanie, czy raczej powątpiewanie wobec przekazów je sławiących. Wygląda to zupełnie inaczej, kiedy jest mowa o pięknie zewnętrznym – tutaj Roux chętnie przyklaskuje wszelkim źródłom poświadczającym niezwykłą urodę pań lub jej brak. Opisy urody oraz wyglądu fizycznego zajmują zresztą większy fragment książki, szczególnie w części drugiej, w której nie brakuje szczegółowych analiz fizjologii kobiety oraz tego, jak ona wpłynęła na stosunek wobec kobiet. A wpłynęła w sposób decydujący. Niedyspozycja kobiet związana z miesiączkowaniem oraz porodem w zasadzie w każdej kulturze naznaczyła kobiety piętnem nieczystości. Powodowało to odizolowanie ich od reszty społeczeństwa, odrazę oraz lęk. Różne mity o tym jakoby mężczyźni mieli umierać od kobiecej krwi były popularne w każdej religii. Ci, którzy współżyli z miesiączkującymi kobietami, byli potępiani, a dzieci spłodzone w tym czasie miały rodzić się potworami. Nie trzeba chyba uzasadniać, jak bardzo negatywnie wpłynęło to na pozycję kobiet w ogóle.
Kobieta w mitologii była ogólnie postrzegana jako ta gorsza i słabsza. W popularnej metaforze porównującej kobietę do ziemi, występującej zarówno w wierzeniach greckich, jak i chińskich, jest ona mroczna, wilgotna i uległa. Zaś mężczyzna kojarzony z niebem jest świetlisty, aktywny, ciepły. Z ziemi rodzi się plon, ale także w niej umiera. Kobieta więc nierozłącznie wiązana była z życiem, ale też ze śmiercią. Z drugiej jednak strony Roux podkreśla, że kult bogini ziemi mimo wszystko wywyższał kobiety, jako te, które dawały życie. Jak jednak wiadomo, nie wpłynęło to pozytywnie na pozycję i status społeczny kobiet, a wręcz umocniło przekonanie, że ich jedyną rolą jest macierzyństwo.
Zaskakujące są wobec tych źródeł relacje pozostawione przez podróżników wymienianych przez Roux (Piana Carpiniego, Rubruka, Ricolda z Monte Croce, Joinville`a oraz Al-Umariego) na temat statusu kobiet w imperium mongolskim. Jak się okazuje, kobiety w Mongolii cieszyły się szeregiem praw oraz przywilejów, o których Europejki w tamtych czasach mogły tylko pomarzyć. Na wielu płaszczyznach traktowane były na równi z mężczyznami, co wyrażało się np. w ubiorze (nosiły spodnie) oraz tym, że posiadały broń, jeździły po męsku konno (tzn. okrakiem) oraz uczestniczyły w bitwach. Również obyczajowość Mongołek zaskakiwała europejskich przybyszów, którzy nie przywykli do widoku pijących bez umiaru kobiet. Mimo tych skandalicznych zachowań – jak zapewne oceniali je owi podróżnicy – kobiety w Mongolii cieszyły się wielkim szacunkiem oraz poważaniem, na co wpłynęło zapewne ich zaangażowanie w życie publiczne oraz rządy.
Książka „Kobiety w historii i micie” budzi ambiwalentne uczucia. Jest to niewątpliwie interesujące źródło wiedzy na temat stosunków damsko-męskich w dawnych cywilizacjach. Dla osób nieznających się na kulturach Dalekiego Wschodu stanowi, dzięki dużej ilości cytatów, dobre wprowadzenie do dalszego poznawania tematu. Tak jak już wspominałam, jest to przede wszystkim pozycja przedstawiająca czynniki, które uformowały pozycję kobiety na całe tysiąclecia. Roux na szczęście parokrotnie zauważa, że wszystkie te mity oraz legendy spisane zostały przez mężczyzn, co na pewno nie czyni ich obiektywnymi.
Minusów jest jednak zdecydowanie więcej niż plusów. W dużej części dotyczą komentarzy samego autora, który stara się usilnie wykazać, że kobiety wcale nie miały tak źle, jak obecnie przyjęło się sądzić. W jego opinii mężczyźni naprawdę rzadko dyskryminowali kobiety, a jeżeli już do tego dochodziło, to na zdecydowanie mniejszą skalę, niż podają to współcześni historycy. Skoro jednak naprawdę tak było, to czemu gros mitów i legend ma tak wyraźnie antyfeministyczny wydźwięk? Co więcej, Roux nie ukrywa, że jego zdaniem podstawową rolą kobiety jest bycie matką. Autor poświęca też znacznie więcej miejsca opisom urody niźli zdolnościom oraz twórczości pań. Prawdopodobnie wynika to z samych źródeł, na których pracował, brakuje jednak odpowiedniego komentarza. Sam tekst również pozostawia wiele do życzenia, gdyż książki nie czyta się łatwo, autor często się powtarza, niektóre zdania dłużą się w nieskończoność, aż wreszcie gubimy ich sens. Być może jest to jednak w jakimś stopniu słabość tłumaczenia. Wstęp zniechęca do książki, a zakończenie rozczarowuje. Bo czemu niby ma służyć modlitwa „Zdrowaś Mario” umieszczona na samym końcu?
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Bożena Pierga