Jarosław Wojtczak – „Las Argoński 1918” – recenzja i ocena
Jarosław Wojtczak – „Las Argoński 1918” – recenzja i ocena
Jako „HaBekowy Zawodowiec”, Jarosław Wojtczak trzyma się dokładnie wymogów serii. Książka tradycyjnie rozpoczyna się rysem politycznym, który został przedstawiony na tyle dokładnie, aby nie zanudzić czytelnika. W końcu to książka dla miłośników militariów, a nie politologii. Następnie, zgodnie z „szynelem” jest opis militariów, przygotowania do właściwej bitwy, właściwą bitwę oraz podsumowanie. I na tym teoretycznie można by było zakończyć opis, no ale…
Rozdziały przedstawiające stronę sztuki wojennej są ograniczone do armii amerykańskiej. Nie jest to naganne – już wydane HaBeki dotyczące I wojny światowej (a jest ich sporo) zostawiają duże możliwości do zapoznania się z przemianami wojskowymi w czasie I wojny – tak państw Ententy jak i państw centralnych. Ten rozdział, można powiedzieć, Wojtczak kontynuuje gdzie skończył – czyli na książce Filipiny 1898–1902. Czyli zostawił armię amerykańską podzieloną na regularną (zawodową) i wspierający ją Korpus Ochotniczy.
Wojtczak pokrótce opisuje zmiany dokonujące się w armii amerykańskiej. Czyli powstanie nowoczesnych organów dowodzenia (Sztab Generalny), modernizacja uzbrojenia oraz zmiany taktyczno-organizacyjne. Może to zaskoczyć czytelnika przyzwyczajonego do amerykańskiej potęgi, ale u progu XX wieku wojska lądowe USA odstawały od ówcześnie przodujących potęg. Dowodzi tego nie tylko chaos przy organizacji i szkoleniu wojsk ekspedycyjnych, lecz także problemy w ich uzbrojeniu – tak duże, że zwłaszcza w broni ciężkiej to Francuzi dozbrajali Amerykanów! Przemysł amerykański musiał się dopiero rozgrzać do produkcji.
Jednak w tym rozdziale brakowało mi szerszego spojrzenia na problemy i próby przezwyciężenia powyższych problemów. Brakowało mi również szerszego przedstawienia organizacji oraz uzbrojenia amerykańskiej armii. A był to dla niej rewolucyjny okres – zrywano ostatecznie z resztką spuścizny po wojnie secesyjnej.
HaBeki Wojtczaka czasem mają swojego „swoistego” bohatera, który jest przedstawiany niemalże w samych superlatywach, aczkolwiek zawsze w tej beczce miodu znajduje się łyżka dziegciu. I tym razem mamy kogoś takiego – to gen. John Pershing. Choć może mieć teoretyczne przygotowanie do dowodzenia poważnym związkiem operacyjnym, poprzez praktykę nabiera umiejętności. Dowodzi dobrze, stara się wykorzystać bezwzględną przewagę materiałową wojsk amerykańskich, ale i jemu zdarzają się błędy.
Sam opis jesiennej ofensywy w Argonach mieści się w kanonie Historycznych Bitew. Ciężko jest w miarę zwięźle a zarazem szczegółowo przedstawić powolne, metodyczne walki, opierające się na niezliczonej ilości starć, potyczek czy uderzeń wyglądających w sumie mniej więcej tak samo. Okraszone zostały opisami bohaterstwa wspomnianego już Zaginionego Batalionu (którego losy w ciekawy sposób przedstawiają skomplikowane wbrew pozorom walki w wojnie pozycyjnej) oraz historię słynnego sierżanta (a w zasadzie kaprala) Alvina Yorka z Tennessee.
Na zakończenie tych opisów brakowało mi mimo wszystko dokładniejszego podsumowania i analizy czy oceny starć, dowódców, żołnierzy. Wspomniane rzeczy znajdują się w książce, ale w moim odczuciu potraktowano je skrótowo.
Las Argoński 1918 jest publikacją popularnonaukową. Stąd ograniczenie się autora do sięgania po opracowania. Jest to zarazem plus tej publikacji – Wojtczak nie uzurpuje sobie napisania wspaniałej, wyczerpującej pracy, a raczej „informatora” na temat walk Amerykanów w I wojnie światowej na europejskim teatrze działań wojennych. Z tego zadania wywiązał się bardzo dobrze. Może ta praca zachęci do opublikowania w przyszłości bardziej wyczerpującej pracy na temat Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych w latach 1917–1918?